꧁༒РŐV.ŐŃ⪩•༒꧂
Obudziłem się na piasku. Nie wiedziałem, która była godzina, ani gdzie się znajduję. Powoli próbowałem się podnieść czując osłabienie. Rozejrzałem po okolicy.
Byłem na pustyni, a parę metrów dalej była lawa. Był to dość znajomy teren. Powoli wstałem i poszedłem w stronę nie do końca mi znaną w głąb pustyni.
Kiedy doszlem już do znanego mi muru, nie do końca wierzyłem w to co tam zobaczyłem. Czyżby ktoś zajął moje miejsce? Spytałem sam siebie. Zacząłem powoli okrążać mur kiedy natknąłem się na chatkę. Nie było jej. Byłem tego pewien, że jak byłem tu poraz ostatni, chatki nie obyło.
Usłyszałem znajomy mi głos Wojtka i schowałem się za krzakiem obserwując go.
- Czy ty możesz przestać nam niszczyć budowle? Ty wiesz ile czasu spędziliśmy nad budowaniem drzewa na drzewie ma drzewie na drzewie? - powiedział poważnie z wyrzutem.
Nie ukrywając, byłem ciekawy kto to zrobił. Cieszyłem się że znalazł się ktoś kto ma ten sam cel co ja kiedyś. Przed moją "śmiercią" myślałem po części, że byłem ostatnim mądrym, który sie tu pojawi.
- Za kogo ty się masz, żeby mi rozkazywać? - przeszły mnie nie kontrolowane dreszcze. Zobaczyłem jak ktoś idącego w strone tego idioty.
Wyjrzałem bardziej zza krzaku, żeby więcej widzieć. Kim on do cholery jest? Spytałem samego siebie. Jego głowa przekręciła się żeby spojrzeć w moją stronę a ja się szybko schowałem.
- To już przestaje być śmieszne wiesz? Zostaw nas i nasza wioskę w spokoju.
-Uspokój się bo zaraz ci żyłka pęknie, a teraz spieprzaj z mojego terenu zanim się ciebie pozbędę w inny sposób. Pamiętaj, ja wiem wszystko.
-...- zatkało to, jak z resztą mnie. Nie dziwię się. Wrócił powoli za mur.
-A ty będziesz się chować tak za tym krzakiem jak tchórz czy w końcu wyjdziesz i pokażesz jaja - spytał kiedy Wojtek zniknął za murem. Nieznajomy spojrzał na mnie.
Nie pewnie wyszedłem i podeszłem do niego z, widoczną na odległość, nieufnością.
- Uważaj na te dzieciaki, oni nie są wcale tacy słabi jak ci się wydają - powiedziałem z powagą wymalowaną na twarzy.
- Nie rób sobie jaj, tak jak mówiłeś, to dzieciaki. Tylko dzieciaki.
- Chyba wiem lepiej od ciebie, bo odczułem to na własnej skórze - powiedziałem już ewidentnie podirytowany tym jak o nich mówi. Nie chodzi o to, że mi nie pasowało, tylko że fakty mówiły co innego. - Są wytrzymali i to ich utrzymuje przy życiu jak i ich wioskę. Jeżeli chcesz z nimi jakkolwiek wygrać, zniszczyć ich, trzeba rozdzielić całą trójkę.
-Trójkę?
-Tak, czemu pytasz?
- Ich jest czterech.
-No to czwórkę, na jedno wychodzi. W każdym razie. Najważniejsze to żadnych sojuszy, żadnych ludzi, na których mogliby w jakikolwiek sposób wpłynąć.
-Po cholerę ty mi w ogóle dajesz rady? Myślisz że nie dam sobie rady? Że jestem za słaby? Jestem silniejszy od ciebie.
-To nie powiedziałem. Może i jestem bardzo osłabiony, ani nie mam mocy, ale to nie znaczy, że nic nie wiem- westchnąłem.
- W porządku, masz gdzie mieszkać? - zdziwiłem się na to nagłe pytanie, ale pokreciłem głową w zaprzeczeniu. - No to mieszkasz ze mną. Będziesz moim źródłem informacji - stwierdził beznamiętnie.
Poszedłem za nim do domku, który prawdopodobnie sam zbudował. Był ładny, nawet bardzo....nie nie chodzi o niego tylko o dom. Na zewnątrz jednak wydawał się większy. Oprowadził mnie po nim i chwilę potem zaprowadził mnie do miejsca w którym się zatrzymaliśmy.
- Tu będziesz spać, niestety nie mam dla ciebie innego miejsca. Będę spać z tobą, mam nadzieję że nie będzie ci to przeszkadzać.
- Co...
- A więc przeszkadza ci to? Gejem jesteś, czy jak?
- Nie! Oczywiście, że nie. Tylko ja nadal nie wiem kim ty do cholery jesteś, pojawiłem się tu, nie znam cię a mamy razem mieszkać i do tego spać w jednym łóżku.
- Jestem Hacker. Tyle ci informacji wystarczy, a przynajmniej na ten moment.
- "Hacker" co to za głupia ksywa.
- A "ON" niby jest lepsza?
- A żebyś wiedział.
- Dobra, słuchaj. Mam pewne zasady, których masz się trzymać - zaczął i usiadł na łóżku - Po pierwsze, możesz chodzić gdzie chcesz dopuki nie schodzisz na dół, ani do mojego drugiego pokoju w którym pracuje i rozmyślam. A po trzecie, nie grzebiesz mi po szufladach, jak już to szafa jak chcesz się w coś ubrać. Rozumiesz?
- Ukrywasz coś?
- Być może, ale to nie twoja sprawa.
Usiadłem po drugiej stronie łóżka by zaraz wygodnie się na nim ułożyć. Patrzyłem w drewniany sufit. Tak szczerze to jego łóżko było nawet wygodne.
Chwilę potem usłyszeć jak mój "współlokator" zdejmuje bluzę i kładzie się obok nie wywołując kolejne zagięcie materacu. Jedyne co nas otaczało to cisza, która przerywały tylko nasze ciche oddechy i ewentualne skrzypienie przy każdym ruchu.
~Powiedz mi, jaki jest twój ulubiony kolor?
I wszystkie twoje ambicje
Nie boję się, że będziesz wulgarny
Ale dlaczego jesteś taki złośliwy?
Powiedz mi teraz
"Co to za wyraz twojej twarzy?"
Kładzie dłoń na moich ustach i błaga
„Proszę, zakończ tę rozmowę”
CZYTASZ
𝑊ℎ𝑒𝑛 𝑦𝑜𝑢 𝑓𝑜𝑢𝑛𝑑 𝑚𝑦 𝑡𝑟𝑢𝑡ℎ ⩻ᴏɴ x ʜᴀᴄᴋᴇʀ⩼
FanficOn pojawia się spowrotem na Wojanowicach, nie ma żadnych mocy co liczy się z tym, że nie ma jak przerwać. Poznaje Hackera który go przygarnia i pozwala mu z nim zostać oraz, w którym po paru dniach się zakochuje ale nie potrafi się do tego przyznać...