Księga I Ogień, Rozdział XI - Lęki: te własne i te skradzione

23 3 3
                                    

Chata z ziemi i drewna wypełniona była zapachem jałowca i suszonych grzybów. W środku było ciepło, choć na zewnątrz od wielu dnia szalała wichura. Nawet pomimo wiatru i sięgającego kolan śniegu, mężczyzna chciał przedrzeć się przez dzikie ostępy lasu aż dotrze do wsi. Wróciłby z miodem i ziołami, a także z mlekiem dla dziecka.

— Nie opuszczaj mnie — poprosiła kobieta, choć każde słowo przychodziło jej z trudem.

Został więc, by bezradnie patrzeć jak niknie w oczach. Jak jej szare oczy opuszcza dawny blask, a policzki zapadają się.

Aische podsłuchiwała ich nieliczne rozmowy, tak samo jak podsłuchiwała myśli mężczyzny. Podglądała, jak przykrywał ją kocami i futrami, jak wycierał pot z jej czoła, a także jak próbował nakarmić niemowlę resztką mleka, jaka im została.

Mężczyzna czuł obecność Aische i buntował się przeciwko niej. To moje! — krzyczał wewnątrz jej głowy — moje, moje wspomnienia! Nie masz do nich prawa! Aische wiedziała, że mężczyzna ma rację. Ale instynkt nakazywał jej walczyć, wypierać świadomość obcego swoją własną. Czuła wiszącą nad nią groźbę, że jeśli przegra, przepadnie.

Gdy rozpoczynali walkę, obrazy zlewały się ze sobą. W jednej chwili parzyła herbatę z brzozy i pokrzyw dla gorączkującej kobiety, w drugiej chata znikała, a ona stała w oknie najwyższej pagody Klasztoru Wieszczek. Wzburzone fale rozbijały się o klify. Zapach burzy mieszał się ze słoną wonią morza.

Zachmurzone niebo przecięła błyskawica, na uderzenie serca rozświetlając wszystko dookoła. Obecność drugiej osoby zaznaczyła się poprzez cień, jaki rzucała. Karykaturalnie wydłużony, składał się z samych kątów i krawędzi. Zniknął, gdy znów zapadła ciemność.

Ailaia w jej snach nie miała głosu. Patrzyła tylko z góry, pełna chłodu i rozczarowania. A im dłużej patrzyła, tym wyższa się stawała. A może to Aische się kurczyła? W jej snach Ailaia jawiła się niby potwór z koszmarów, przyodziany w szaty Najwyższej Kapłanki.

Nim rozległ się grom, na powrót znalazła się w chacie. Podskórnie czuła, że śnieżyca dobiega końca, ale gdy uchyliła drzwi, do środka wpadło lodowate powietrze i nawiany śnieg. Wtedy rozumiała, że wszystko zaczęło się od początku.

— Nie opuszczaj mnie — poprosiła kobieta.

Łzy napłynęły jej do oczu. 

Nie, nie jej. Mężczyźnie, którego oczyma patrzyła. Magowi ziemi, którego okradła z magii, by ochronić swojego księcia. Mężczyźnie, który tkwił w jej głowie, przeżywając raz po raz te kilka najtragiczniejszych dni.

Nie wiedziała, jak długo trwało nim w końcu się poddał. Jednak gdy ten moment nastąpił, Aische obudziła się. Była tak spocona, że pościel lepiła się jej do skóry. W pomieszczeniu panowała ciemność, ale po chwili rozpoznała znajome zarysy mebli.

— Wo... wody — wyjęczała, ale nikt jej nie odpowiedział.

Czoło wciąż jej płonęło, usta miała zaschnięte, bolały ją wszystkie mięśnie. A było to niczym, w porównaniu ze smutkiem, jaki ją ogarnął.

Nigdy nie zobaczyła zakończenia historii.

Aische zmusiła się by usiąść. Dotknęła bosymi stopami podłogi kajuty. Pragnęła poczuć pod nimi stabilny grunt, ziemię i trawę, ale zamiast tego dostała rozkołysany pokład Ao. Postawiła pierwszy krok, potem drugi. Musiała podeprzeć się na wieku kufra, aby się nie przewrócić.

Na cienką koszulę nocną narzuciła pierwsze kimono, jakie wpadło jej w dłonie, i zawiązała je niechlujnie.

Z początku podpierała się o ścianę korytarza, ale z każdym kolejnym krokiem nabierała więcej pewności. Skierowała się do kajuty księcia. Jak przez mgłę pamiętała, że jeden z napastników ranił Kazu w nogę, i musiała za wszelką cenę upewnić się, że nie stała się mu poważna krzywda.

Avatar - Złodziejka magiiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz