Księga I Ogień, Rozdział XIV - Goście honorowi

10 3 0
                                    

Wen Tai patrzył, jak Kazu sztywnym krokiem opuszcza Wielką Salę, a kapłanka bez słowa podąża za nim.

Jednym haustem wypił swoją porcję księżycowej wody i nawet nie próbował ukrywać grymasu, jaki odmalował mu się na twarzy. Potem machnął na służącą, żeby nalała mu jeszcze trochę.

Sam nie wiedział, jak się czuł. Z początku cała sytuacja nawet go bawiła. Gdy syn wodza zasugerował, że odmawia pojedynku, by to Aische nie stała się krzywda — nie powstrzymałby śmiechu, nawet gdyby próbował. Ale potem spojrzenia Taia i Ai spotkały się i tam, gdzie spodziewał się zobaczyć irytację czy może politowanie dla tego nieszczęsnego durnia, nie zobaczył zupełnie nic. Twarz kapłanki nie wyrażała żadnych emocji. Jej złote oczy wpatrzone były w jakiś nieokreślony punkt na końcu sali.

Dlaczego nie wahała się ani sekundy, by bronić honoru Kazu, gdy Admirał Zaitan odmówił tytułowania go księciem, ale wydawała się zupełnie obojętna, gdy to jej waleczność została zakwestionowana?

Tai wcale nie miał ochoty dłużej ucztować, szczególnie gdy za towarzystwo miał zbaraniałych synów wodza. Jednak jeszcze bardziej nie chciał wracać do swojej komnaty, by w ciemności rozmyślać o księciu i kapłance, oraz o tym, czy jest przy nich miejsce dla niego.

Nie czekając więc na służkę sam dolewał sobie księżycowej wody, którą zagryzał ślimakami morskimi. Obie te rzeczy okazywały się tym smaczniejsze im więcej ich jadł.

— Jeśli posmakowały ci ślimaki, powinieneś spróbować tego! — zakrzyknął ktoś za nim. Głos wydawał się Taiowi znajomy, ale nie potrafił przypasować go do konkretnej osoby.

Odwrócił się trochę zbyt gwałtownie, bo ślimak, którego zamierzał skonsumować wyślizgnął mu się z dłoni. Oślizgła, miękka przekąska upadła na jego kolana, zostawiając na szacie mokrą plamę. A wszystko to na oczach środkowego syna wodza.

— Dzięki, obejdzie się — warknął zirytowany Tai, i natychmiast pożałował swoich słów, gdy zobaczył, że Takoda wskazuje na półmisek ostryg.

Odwrócił się przodem do ławy i już chciał sięgnąć po swój kubek, gdy szelest skór obok niego oznajmił mu, że Takoda nie zamierzał dać mu spokoju. Syn wodza przysiadł się do niego i nalał księżycowej wody również sobie.

— Wszyscy w Narodzie Ognia są tacy rozmowni?

— Jesteśmy prawie tak rozmowni, jak Północne Plemię Wody gościnne — odciął się Tai, ani chwili nie zastanawiając się nad konsekwencjami swoich słów.

Niech Kazu martwi się dyplomacją, ja mam zamiar się bawić — pomyślał gorzko. Takoda nie wydawał się jednak obrażony. Rozumienie aluzji i sarkazmu nie były widocznie jego mocnymi stronami.

— Więc napij się ze mną, za gościnność Północnego Plemienia Wody! — Syn wodza uniósł szklankę i spojrzał na Taia pytająco.

Wen Tai po raz pierwszy miał okazję bliżej mu się przyjrzeć. Byli w podobnym wieku. Takoda, jak większość osób z Północnego Plemienia, miał ciemną skórę i jasnoniebieskie oczy, które u niego były głęboko osadzone. Jego twarz była pociągła, o wyraźnie zaznaczonych rysach, co dodawało mu dostojeństwa, podobnie jak jego ojcu i braciom. Przy tym nosił się zupełnie zwyczajnie, w szatach ze zwierzęcych futer, bez zbędnych ozdób i biżuterii. Nic, co mogłoby wskazywać na jego pozycję. Nawet włosy nosił jak co drugi chłopak z Plemienia Wody — ogolone na krótko po bokach, a resztę związaną w krótki kucyk.

— Za gościnność — powtórzył Tai i osuszył kubek. — Gdzie zgubiłeś swoich braci?

— Hotah próbuje pewnie wyprosić trochę miodu u kucharek, a Otakai stwierdził, że jest zmęczony — wyjaśnił i milczał przez chwilę, jakby się nad czymś zastanawiał. — Dziwne, zazwyczaj tak nie robi.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Jul 31 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Avatar - Złodziejka magiiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz