Wen Tai zszedł pod pokład razem z nimi, by asystować Kazu w opatrywaniu ran Aische. Z początku dziewczyna upierała się, że nie chce niczyjej pomocy, ale gdy tylko Kazu zaproponował, że to on zajmie się jej raną, przyjęła to raczej jak niepodważalny rozkaz, niż uprzejmą propozycję, którą było.
Tai nie wychylał się. Oparł się plecami o ścianę, założył ramiona na piersi i obserwował. Trochę żałował, że na dłuższą rozmowę sam na sam z kuzynem będzie musiał jeszcze poczekać, ale nie gryzło go to zbyt mocno, bo i zastana sytuacja wydawała mu się wystarczająco ciekawa.
A więc to była ta słynna kapłanka...
Widział ją już kiedyś na dworze cesarskim, gdy wszyscy byli jeszcze smarkaczami. Zapamiętał ją jednak jako niepozorne dziecko, ciche i usłużne. Wen Tai nigdy nie przypuszczałby, że wyrośnie na kogoś zdolnego bez mruknięcia okiem wyzwać i stanąć do pojedynku z Admirałem Zaitanem.
Nie podejrzewał też, że wyrośnie z niej tak piękna kobieta.
Była dość wysoka i raczej muskularna. Naród Ognia cenił sprawność fizyczną równie mocno u kobiet, co u mężczyzn, więc twardość jej ciała widziana była jako świadectwo niezłomności charakteru. Naród Ognia cenił również jej białą jak najdroższa porcelana cerę i wąskie oczy, o intensywnie żółtej barwie. Nie był to pospolity bursztyn, przetkany plamkami brązu i czerwieni, ale barwa płynnego złota. Długie, proste włosy miały barwę głębokiej czerni, która w odpowiednim świetle zdawała się połyskiwać granatem.
Z początku pomyślał, że Aische wygląda jak modelka z obrazu namalowanego ręką wielkiego mistrza. Wiedział, że to po części prawda. Uroda dziewczyny nie była co prawda efektem kunsztu artysty, złożyła się na nią praca znacznie liczniejszej grupy. Swatki i Najwyższe Kapłanki przez pokolenia aranżowały małżeństwa, często używając w tym celu podstępu, szantażu, a czasem nawet przemocy. Wszystko po to, aby Aische była tym, kim była.
Im dłużej się jej jednak przyglądał, tym bardziej widział w niej raczej szkic, niż skończone dzieło. Piękny, ale niedokończony. Dziewczyna miała w sobie coś surowego. Zdawała się składać z samych płaszczyzn i ostrych kątów. Długi wąski nos, wydatne kości policzkowe i szpiczasty podbródek. Szyja przechodziła w barki, a barki w ramiona w gwałtowny, ostateczny sposób, pozbawiony naturalnych łuków i zaokrągleń.
Wrażenie niedokończenia wzmagał zupełny brak detali jej skóry. Była zbyt młoda na zmarszczki, a urodzenie uchroniło ją przed bliznami po ospie czy trądziku. Nie miała też piegów ani widocznych pieprzyków. Dopiero wciąż czerwona rana w kształcie "x" nadawała jej twarzy charakteru. I choć celem admirała było Aische oszpecić, Wen Tai z przekorą stwierdził, że chętnie by ją taką namalował. Pokonaną i pełną wstydu, bo dopiero teraz wydawała mu się żywa.
Aische czuła na sobie jego spojrzenie, z którym nie próbował się nawet kryć, co dodatkowo wzmagało jej skrępowanie.
— Rana jest płytsza, niż myślałem — oznajmił Kazu, gdy skończył wycierać krew i oczyszczać rozcięcia — gdybyśmy mieli na pokładzie uzdrowiciela z plemienia wody, nie zostałaby nawet blizna.
— Ale nie mamy — ucięła Aische, która nie lubiła zastanawiać się nad niemożliwymi do wypełnienia scenariuszami.
Zresztą, i tak nie skorzystałaby z pomocy. Choć miała znosić znak swojej pierwszej porażki wymalowany na twarzy do końca swojego życia, usunięcie jej wydawało jej się większym tchórzostwem. Będzie nosić tę bliznę z godnością.
— Jak się czujesz? — zapytał delikatnie, gdy skończył zakładać jej opatrunek.
Dziewczyna zawahała się. Jej wzrok wbrew woli powędrował w stronę opartego o ścianę Wen Taia. Nie umknęło to uwadze Kazu.
CZYTASZ
Avatar - Złodziejka magii
FanficNa pięć tysięcy lat przed wielką wojną i epoką Avatara Aanga, światem rządziły inne prawa. Narody żyją ze sobą w pokoju, każdy z nich mierzy się jednak z własnymi problemami. W Cesarstwie Ognia nastąpił rozłam. Jeden silny kraj zamienił się w mozaik...