Księga I Ogień, Rozdział IX - Owoce prawdy, nasiona fałszu

9 4 0
                                    

— Szukaliśmy was z załogą po całym mieście! — zakrzyknęła Aische, ledwie wdrapali się po trapie na pokład. — Co wy sobie myśleliście?!

— Co my sobie myśleliśmy?! — Tai odkrzyknął w podobnym tonie. — Przepraszam bardzo, ale to nie ja wepchnąłem się na scenę podczas pokazu magicznego, a potem zniknąłem, ot tak. Może nam wyjaśnisz, gdzie się podziewałaś?

Dziewczyna poczerwieniała na twarzy.

Kazu, już nie pod wpływem soku z kaktusa, ale wciąż oszołomiony jego efektami, wodził wzrokiem od kuzyna do kapłanki i z powrotem. Widać było, że nie wie, co o tym wszystkim myśleć.

— Nie wiem, o czym mówisz — bąknęła dziewczyna, porzucając butny ton. — Zgubiłam was w tłumie, a potem sobie poszliście...

Słaba z ciebie kłamczucha — pomyślał Wen Tai, ale gdy spojrzał po twarzach załogi zrozumiał, że czegokolwiek by nie powiedział, i tak prędzej uwierzą kapłance niż jemu. Zresztą, opowieść o zniknięciu była tak nieprawdopodobna, że sam by ją wyśmiał, gdyby nie to, że widział wszystko na własne oczy.

— Kazu, powiedz jak było — spojrzał na kuzyna, szukając wsparcia.

Jeśli książę zaświadczy, że wcale nie porzucili Aische w tłumie, załoga z pewnością weźmie jego stronę. Wystarczyło przecież, by Kazu powiedział prawdę.

— Ehm, no wiesz... — zaczął ostrożnie książę — właściwie to nie pamiętam jak było...

Tai wybałuszył oczy. Czy na prawdę cenił kapłankę tak wysoko, że zamierzał bronić jej nawet teraz, gdy bez mrugnięcia okiem okłamywała ich wszystkich, aby coś ukryć? Jeśli tak, znaczyło to, że dziewczyna okręciła sobie księcia dookoła palca mocniej, niż ktokolwiek mógłby przypuszczać.

Przez chwilę wpatrywał się w zaczerwienioną twarz kuzyna, jego uwadze nie umknęły rozbiegane oczy i nerwowe ruchy dłoni. Zrozumiał, że Kazu wcale nie kłamie. Być może pamiętał co nie co, ale bardziej ufał słowom kapłanki, niż własnemu umysłowi.

Wen Tai zrozumiał, że przegrał.

— Widzę, że kapłanki wpoiły ci maniery, ale nie zasady — wycedził przez zęby tak, by tylko ona go usłyszała.

Twarz Aische przypominała teraz kamienną maskę. Nie — pomyślał Tai — taka właśnie jest na prawdę. Blada, piękna, niewzruszona i okrutna. To emocje są maskami, które zakłada by udawać przed nimi, że jest czymś więcej, niż marmurową rzeźbą.

Zszedł pod pokład, czując na plecach spojrzenia reszty załogi.

— Wszystko w porządku? — Aische ujęła księcia za ramiona i oglądała go uważnie z każdej strony. — Mieliście jakieś problemy, ktoś was zaatakował?

Kazu potrząsnął głową, co przywołało kolejną falę zawrotów głowy. Książę zatoczył się, i gdyby kapłanka w porę go nie podtrzymała, pewnie przewróciłby się na pokład.

— Przepraszam... — wydukał, podpierając się na ramionach dziewczyny.

I wtedy wybuchnął pomiędzy nimi płomień.

Aische odepchnęła księcia, a potem sama odskoczyła w tył czując, jak żar muska skórę na jej twarzy i szyi. Kazu opadł na deski, zbyt oszołomiony, by choćby zamortyzować upadek.

— Chronić księcia! — zakrzyknęła Aische, dobywając szabli.

Zlokalizowała pierwszego napastnika, tego, który zaatakował ją i Kazu. Zeskoczył z relingu na pokład. Nie nosił broni, tylko zacierał ręce, gotowy zaatakował kolejnymi płomieniami. Nie był też zamaskowany, jak zabójcy, którzy napadli ich w Obsydianowym Pałacu. Wyglądał jak pierwszy lepszy przechodzień, którego mogliby spotkać podczas festiwalu. Jeśli nie liczyć żarzących się czerwienią oczu wściekłego maga ognia.

Avatar - Złodziejka magiiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz