Całą drogę do pałacu lektyka trzęsła się przy każdym kroku tragarzy, nie pozwalając wygodnie usiąść, nie mówiąc nawet o podaniu herbaty. Co wcale nie przeszkadzało ich gospodarzowi tejże zaproponować.
— Matka wielce zachwalała gościnność Północnego Plemienia Wody, ale i tak przekroczyła ona moje wszelkie oczekiwania — Kazu uprzejmie zagadnął towarzyszącego im dyplomatę, ale moc jego słów została pomniejszona przez kolejne szarpnięcie.
Wszyscy obecni w środku podskoczyli. Herbata chlusnęła na haftowane w symbole narodu ognia poduszki. Wen Tai stłumił jęknięcie, gdy uderzył głową w belkę podtrzymującą baldachim.
W Narodzie Wody zazwyczaj nie używano palankinów. Były one zresztą wyjątkowo nieporęczne do niesienia po wąskich, pokrytych lodem uliczkach.
— Wódz zawsze dba o to, by jego goście czuli się jak w domu — odparł poważnie dyplomata.
— Czy wódz ma córki? — zapytał ironicznie Tai i kontynuował, nim ich przewodnik zdążył odpowiedzieć — założę się, że przy pierwszej okazji spróbuje ci którąś wcisnąć.
Aische i Kazu zgromili go spojrzeniami. Jak na zawołanie, lektyką znowu szarpnęło, a Wen Tai — jako najwyższy z towarzystwa — kolejny raz uderzył czubkiem głowy o belkę. Tym razem nie stłumił niezadowolonego jęknięcia. Zwiesił nos na kwintę i obrażony utkwił wzrok w jakimś punkcie na zewnątrz.
Książę uśmiechnął się przepraszająco. Aische wiedziała, że jego wyuczona uprzejmość ma za zadanie nie tyle zrobić dobre wrażenie na ich przewodniku, co raczej zamaskować poczucie przytłoczenia. Ona również je czuła, ale przed stresem uciekała do wewnątrz, w efekcie przypominając marmurowy posąg nawet bardziej, niż zwykle.
— A to co... — westchnął Wan Tai, wychylając głowę za okno lektyki, by lepiej widzieć.
Aische miała mgliste wrażenie, że ich zachowanie jest nieuprzejme, ale tym razem ciekawość wygrała z dobrym wychowaniem. Podążyli za spojrzeniem Taia.
Z naprzeciwka kanałem nadpływała barka, niepodobna do wielu, które minęli do tej pory. W pewnym sensie przypominała pływającą lektykę — wyjątkowo elegancką, z baldachimem z barwionego jedwabiu. Materiał skutecznie ukrywał to — czy raczej tego — kto znajdował się w środku.
Wtedy — ku zdziwieniu reszty obecnych w palankinie — ich przewodnik wyszeptał pod nosem kilka niezrozumiałych słów, równocześnie składając dłonie w dziwnym geście. Zrobił to pośpiesznie, trochę nerwowo. Aische przypominało to krótką modlitwę odmawianą przez kapłanki, by odstraszyć złe duchy.
— Proszę wybaczyć moją ignorancję... — zaczął ostrożnie Kazu. Aische wyczuła zmianę w jego tonie. Nie próbował już zainicjować miłej pogawędki, tym razem chciał się czegoś dowiedzieć. — Nie wiem o waszej religii i obyczajach tak dużo, jak bym chciał. Czy w tamtej lektyce podróżuje osoba stanu kapłańskiego?
— Tamta barka należy do Sijami — dyplomata wypowiedział obce im słowo w taki sposób, jakby wszystko wyjaśniało.
W jego tonie było coś zasadniczego. Choć niczego im nie zabronił, goście zrozumieli niewypowiedziany nakaz, by milczeć.
Płynąca z naprzeciwka łódź zrównała się z nimi. Była tak blisko, że wystarczyłoby wystawić rękę za okno, a poczuliby dotyk błękitnego jedwabiu.
Wtedy materiał rozchylił się. Trwało to nie więcej, niż mrugnięcie oka. Ostatnie promienie zachodzącego słońca wdarły się do spowitego w mroku wnętrza, na uderzenie serca odkrywając przed nimi sekrety lektyki. I osoby, która w niej siedziała. Białe włosy kontrastowały z ciemną skórą. Niebieskie symbole namalowane, a może wytatuowane, na pięknej twarzy zdawały się świecić delikatnie.
CZYTASZ
Avatar - Złodziejka magii
FanfictionNa pięć tysięcy lat przed wielką wojną i epoką Avatara Aanga, światem rządziły inne prawa. Narody żyją ze sobą w pokoju, każdy z nich mierzy się jednak z własnymi problemami. W Cesarstwie Ognia nastąpił rozłam. Jeden silny kraj zamienił się w mozaik...