Księga I Ogień, Rozdział XII - Koniec drogi

17 3 1
                                    

Wiatry im nie sprzyjały.

Podróż, która miała zamknąć się w trzech dniach przeciągnęła się już do pięciu, a na horyzoncie wciąż wdzieli jedynie bezkres oceanu.

Wen Tai siedział na górnym pokładzie Ao i dzielił porcję ryżu na pół. Nauczył się tej sztuczki jeszcze w służbie u Admirała Zaitana, gdy nie raz zdążyło im się utknąć na pełnym morzu podczas flauty. Zapasy żywności topniał z dnia na dzień, a Tai wychodził z siebie, by jakoś oszukać pusty żołądek.

Dzielił więc liczą porcję na pół, a potem na kolejne pół, i kolejne. A każdą połówkę zjadał z czcią, rozkoszując się każdym kęsem.

Nie miał pretensji do kuzyna. A przynajmniej nie o to, że wypłynęli nie w pełni zaopatrzeni. Sam na jego miejscu postąpiłby tak samo. Po ataku, jaki spotkał ich w wiosce, mogli być pewni, że nigdzie w Królestwie Ziemi nie będą bezpieczni.

Aische jest Avatarem — pomyślał i odruchowo pokręcił głową.

Nie rozmawiał z kapłanką od czasu, gdy złapał ją po tym, jak niemal spadła ze schodów. Nie miał okazji, by się z nią zobaczyć. Nie miał tez ochoty wymyślać pretekstów.

Choć...

Prawdę mówiąc, zajrzał do jej kajuty raz, niedługo po tym, jak się wybudziła. Chciał zapytać jak się czuje, bo wyglądała na zakłopotaną całym tym cyrkiem, który Kazu z załogą odstawili na pokładzie. Ale gdy zapukał do jej drzwi, dziewczyna nie odpowiedziała.

Wen Tai pomyślał, że pewnie śpi, mimo to nie powstrzymał się przed otwarciem drzwi. Zrobił to najciszej, jak tylko mógł. Nie chciał jej obudzić tylko... sam nie wiedział, czego chciał.

Ale Aische nie było w środku.

Serce zabiło mu jak szalone. Przestraszył się, że kapłanka znów zniknęła, tak jak to zrobiła na scenie w Liulang Ci. Szybko jednak otrząsnął się z tej myśli, zdając sobie sprawę, jak absurdalnie to brzmi. Potem jego wzrok mimochodem skierował się na zamknięte drzwi kajuty, którą dzielił z księciem.

Wściekły wrócił na górny pokład, i więcej już nie próbował rozmawiać z Aische.

Pokręcił głową, zażenowany własną naiwnością. Do czego mógłby być potrzebny kapłance, jeśli miała do usług Księcia Narodu Ognia, poświęcającego jej więcej uwagi, niż kiedykolwiek wcześniej...

***

— Tam! Na horyzoncie! — zakrzyknął jeden z marynary — Ląd! Suchy ląd!

Ta część załogi, która nie mogła oderwać się od pracy, wyciągała szyje i wykrzywiała głowy, na próżno jednak, bo przed sobą widzieli jedynie bezkres morza północnego. Cała reszta czym prędzej zbiegła się na dziób Ao, by zobaczyć odkrycie na własne oczy.

Książę stąpał powoli, z kapłanką wspartą na jego ramieniu. Całą siłą woli pilnował się, by jej nie poganiać, choć serce wyrywało mu się ku dziobowi.

— W porządku — powiedziała dziewczyna, odrywając się od jego ramienia i wspierając na relingu.

Kazu zatrzymał się i przepełniony poczuciem winy spojrzał jej w oczy. Aische którą znał była silna i nieustraszona. Tym dziwniejszym było widzieć ją tak słabą, niemal... kruchą. Kapłanka, jakby odczytując wątpliwości z jego twarzy, uśmiechnęła się słabo i skinęła głową. Książę rozpoznał w tym zgodę. Odpowiedział jej promiennym uśmiechem i pognał na górny pokład.

Wystarczyło, że wyciągnął przed siebie otwartą dłoń, ktoś podał mu lunetę. Kazu próbował opanować swój przyśpieszony oddech i walące serce, gdy przykładał urządzenie do oka. Nie chciał, by załoga poznała, jak bardzo bał się tego, co może zobaczyć. Czy raczej tego, czego może nie dostrzec.

Avatar - Złodziejka magiiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz