Księga I Ogień, Rozdział V - Czarne perły i czarne owce: Część 2

13 4 0
                                    

Po wylądowaniu na największej platformie, mnisi przywitali ich z najwyższym szacunkiem. Zgodnie z planem mieli spędzić w świątyni cztery dni, podczas których Kazu miał odbyć oficjalne posiedzenie z Radą Mędrców, a także wszyscy mieli zostać przyjęci przez Wielkiego Guru Chinlaia. Załoga ich statku miała w tym czasie dokonać niezbędnych napraw i uzupełnić zapasy.

Tym wszystkim mieli się jednak zająć od jutra. Dziś dzień chylił się ku końcowi, pokazano im więc kwatery w których mają spędzić następne noce, a także podano prostą, bezmięsną kolację.

Aische nie podobało się, że została z Kazu rozdzielona. Zasady świątyni były jednak bardzo surowe, a jedną z nich był kategoryczny podział na strefy żeńskie i męskie. Oni, jako goście, musieli te zasady uszanować.

Po raz pierwszy od lat musiała spędzić noc ze świadomością, że jej księcia nie ma za ścianą. Co jeśli coś by mu się stało, a jej nie byłoby obok, aby go chronić? Zaraz wybijała sobie z głowy te myśli jako kompletnie absurdalne. Nawet gdyby zabójcy jakimś cudem ich wytropili, świątynia odcięta była od świata. Pozostawali jeszcze mnisi, ale ci byli pacyfistami, do tego bez żadnego interesu w skrzywdzeniu Kazu.

Ale czy na pewno? Przypomniała sobie spotkanego rano Kaia. Oczywiście nie miała powodu, aby podejrzewać go o jakieś niecne zamiary, nie był też jednak przykładnym mnichem. Wydawał się mieć w sobie pierwiastek chaosu. Naturalną skłonność do podważania zasad. A jednak władał wiatrem. Jeśli istniał Kai, to czy nie mogli istnieć inni zbuntowani magowie? Tacy którzy wdarliby się do świątyni dla złota, albo z czystej przekory i skrzywdzili jej księcia?

Niewiele spała tej nocy.

***

Kazu i Wen Tai dostali wspólną komnatę, niewielką i surową, całą z litego kamienia. Nawet ich posłania były tylko wydrążeniami w ścianie z ułożonymi na wierzchu cienkimi matami. Tai zgrzytał na to zębami z niezadowoleniem i psioczył nawet bardziej, niż zwykle. Pocieszała go jedynie myśl, że przynajmniej tu podłoga nie buja mu się pod nogami.

Choć świadomość, że ma pod stopami głęboką na całe kilometry rozpadlinę wcale nie była dużo lepsza.

— O czym będziesz dyskutował z Radą Mędrców? — zagadnął z braku laku Wen Tai, gdy na zewnątrz było już zupełnie ciemno, a on nie mógł wygonie się ułożyć na twardym posłaniu.

— O przepisach na placki owocowe — sapnął Kazu, na wpół przez sen. — A jak myślisz?

— Kuzynku... — prychnął Tai — nie sądziłem, że wiesz czym jest sarkazm.

Usłyszał jak postać nad nim obraca się z boku na bok. Książę milczał dłuższy czas, i Tai był pewien, że zasnął. Jego też, mimo niewygody, dosięgło zmęczenie i był już na wpół pogrążony we śnie, gdy usłyszał:

— Tai... — głos Kazu był cichy i poważny — jutro, gdy będę na naradzie...

— Tak? — ponaglił go, nagle rozbudzony.

Miał cichą nadzieje, że kuzyn poprosi go, aby mu towarzyszył. Taka narada wydawała się Wen Taiowi wielce ciekawa, bo był przekonany, że głównym jej tematem będzie nowy Avatar. Być jedną z pierwszych osób spoza mnichów, która pozna jego tożsamość... to by było coś.

— Chciałbym, żebyś odszukał Aische i towarzyszył jej przez cały dzień.

— Och — nie krył rozczarowania w głosie.

Usłyszał kolejny szmer i zrozumiał, że Kazu podniósł się ze swojego posłania. Poczuł, że następne jego zdanie nie będzie już tak łagodne, i miał racje.

Avatar - Złodziejka magiiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz