JUNGKOOK
V: Spokojnie, będzie lepiej.- kelner postawił kufle na stole, a ja wziąłem łyka alkoholu.
S: Ale on od trzech dni się do mnie nie odzywa.- mruknął. Dawno nie widziałem hyunga w tym stanie. A może nawet nigdy. Siedział z głową w dół, a oczy miał cały czas zaszklone. Szkoda mi go już było.
RM: Minie mu, zobaczysz. Nie powiesz chyba, że to nie był dla niego szok. Też bym myślał nad tym sporo.- na jego słowa, Yoongi wypił pół kufla.- Ej, ej, ej, chyba nie chcesz wrócić do domu pijany.
S: Wiesz co, już mi wszystko jedno. Skoro Minha dobrze to przyjęła to dlaczego Yuhyun nie?- zakrył twarz dłońmi, a ja nie mogłem na niego patrzeć. Nie chciałem go widzieć w takim stanie.
Ja: Hyung, proszę, nie myśl o tym, może zmieńmy temat. Jak to się stało, że już się pogodziliście z Jiminem?- próbowałem ratować sypiącą się atmosferę, bo czułem jak nadchodzi krępująca cisza.
S: Nie ma sensu się wkurwiać o to, co się stało, mam ważniejsze problemu na głowie niż użeranie się z nim, więc nie będę się z nim kłócił. Ale wie, jakie są warunki.- spojrzeli na siebie, a Park pokiwał głową.
J: A jak tam w końcu z Wiką, Jimin?- zagadnął Seokjin, oblizując usta z piany.
JM: No wycofała wniosek, próbujemy się jakoś odratować. Nie chciałem od początku, żeby Leo stracił rodzinę, więc chcemy się tego trzymać, zwłaszcza, że teraz będzie maluch. Mam nadzieję, że wszystko wróci na właściwe tory.
JH: Mam nadzieję, że w końcu będzie spokój w tym domu. A właściwie już domach.- wtedy rozdzwonił się jego telefon.- Poczekajcie, Lily dzwoni.- wstał i odszedł od stołu.
RM: Jak są dzieci, to już tak nie posiedzimy w siódemkę spokojnie.- zaśmiał się, a my mu zawtórowaliśmy.- Byliśmy w ogóle gdzieś tak sami, zanim pojawiła się Łucja?- spojrzał na Yoongiego, ale on wzruszył ramionami.
S: Chyba raz na basenie i później Łucja z Wiką przyszły, to mieliśmy kilka chwil dla siebie. Ale mi to nie przeszkadza. Chcę z nią spędzać czas cały czas, więc to robię.
Ja: Hyung, robisz to od ponad piętnastu lat.- zaśmiałem się, a on znów wzruszył ramionami.
S: Przynajmniej wie, że ją kocham.- mruknął, a wtedy Hoseok wrócił do sali. Usiadł na swoim miejscu i westchnął.
JH: Mówiłem jej, że idę posiedzieć z wami, to nie. Kiedy będziesz, co chcesz na kolację, co to, co tamto? Kupisz to i to jak będziesz wracał? Hope chce to, Sunmi chce tamto.
S: A u mnie było baw się dobrze, kocham cię, nie upij się, buziak i pa pa. Tak to się robi, Hoseok.
J: A ja mam swojego ze sobą i co.- zaczął się śmiać, na co Namjoon musnął go w policzek. Są strasznie uroczy. Tylko nie w nocy. Dlaczego ja i Mila musimy mieć pokój obok nich?
Rozmowa zeszła jeszcze na kilka różnych innych tematów. Trzy godziny później, po pięciu piwach, wyszliśmy z lokalu. Pięć godzin to i tak sporo. Nagadaliśmy się jak nigdy i w końcu wróciliśmy do domu. Było po jedenastej.
Wszedłem po cichu, a chłopacy ruszyli za mną. Wiki jeszcze tutaj nie było, bo na jakiś czas zatrzymała się w hotelu, chcąc ochłonąć po ostatniej sytuacji. Zrozumiałe. Jednak na przejściu zobaczyłem, że jest więcej par małych butów. Dziwne, no ale nic nie zrobiliśmy. Pożegnaliśmy się z chłopakami i rozeszliśmy się do swoich pokoi.
Delikatnie nacisnąłem klamkę, bo widziałem, że światło jest zgaszone. Zamknąłem drzwi, ale nie na klucz, gdyby mała coś chciała. Zdjąłem ubrania i usiadłem cicho obok dziewczyny. Jak potem zobaczyłem, niepotrzebnie.
Ml: Nie myjesz się?- zaśmiała się, przecierając oczy. Wskoczyłem pod kołdrę i przytuliłem się do niej.
Ja: Aj tam, jutro się załatwi. Jestem padnięty. Czemu nie śpisz, kochanie?- pocałowałem ją w czoło, a w mroku zauważyłem, że lekko się skrzywiła.- Zaraz umyję zęby.- usłyszałem jej śmiech pod nosem.
Ml: Przysypiałam, ale godzinę temu Oliwia przywiozła dzieciaki, śpią w pokoju z Yeji.- szepnęła, podciągając się, żeby oprzeć się o framugę.
Ja: Właśnie zauważyłem, są dodatkowe buty. Co się stało, z Taehyungiem gdzieś idą czy jak?- położyłem głowę na jej piersi, przed oczami zaczęło mi już wirować.
Ml: Nie, Oliwia powiedziała, że mama jej kazała jechać do szpitala czy coś takiego. Ale nie wiem o co chodzi. Nie dopytywałam, bo się spieszyła.
Ja: Ktoś mu powiedział?- w tym momencie rozległ się dzwonek mojego telefonu. Domyśliłem się, że to mój brat. Odebrałem.- Co chcesz?
V: Oliwii nie ma, dzieciaki zniknęły, co się dzieje, co mam robić. Najpierw Antek, a teraz to?!- aż odsunąłem telefon od ucha.
Ja: Doczłap się tu, twoje dzieci tu są. Możesz spać z nimi, jutro z Milą pogadasz ona coś wie. Masz klucze, otwórz se, dobranoc.- rozłączyłem się, a moja żona wybuchnęła śmiechem, jednak takim, by nie obudzić malucha.
Ml: Ale z ciebie wspierający brat.- pocałowała mnie w tył głowy, a ja, mimo że tego nie widziała, wyszczerzyłem zęby.
Ja: Nachlał się, nic nie będzie pamiętał. Ma słabą głowę.
Ml: Taehyung ma bardzo mocną głowę, bardziej niż ty.- uderzyła mnie w plecy, a ja spojrzałem na nią wielkimi oczami.
Ja: Widać po mnie, że wypiłem pięć piw? Nie. A po nim tak. I sprawa wyjaśniona.- zamknąłem oczy i chciałem iść spać, ale poczułem jak trzepie mnie w głowę. Ups...
Ml: Jungkook, ile? Pogięło was? Tych pełnych kufli co leją po brzegi? Byliście pięć godzin. Rozumiem trzy, ale pięć?- odwróciła się i zakryła kołdrą.
Ja: Ale skarbie...- odrzuciła moją rękę i poszła spać. No fajnie. Nigdy tak się nie obrażała. Nie poznawałem jej dzisiaj, była jakaś dziwna.- Masz okres?- za to pytanie dostałem z łokcia w splot słoneczny i warknięcie "nie". Pożałowałem. W końcu sam zasnąłem
SUGA
Ja: Dwa.- odparłem, całując ją w czoło. Miałem nadzieję, że mi uwierzy. Oparłem brodę na jej głowie i zacisnąłem powieki.
Ł: Dobra, kotku, a tak na serio?- zaśmiała się i pocałowała mnie w nos. Też była pijana? Nie, no przecież miała dzieci pod opieką.
Ja: Nie zabij mnie, pięć.- zasłoniłem się przed uderzeniem, ale ono nie nadeszło. Spojrzałem na nią, a ona tylko westchnęła i pokręciła głową.
Ł: Za karę jutro kładziesz wszystkie dzieci.- musnęła mnie w usta, wtuliła się we mnie i poszła spać.
Ja: Też cię kocham.- zaśmiałem się i po chwili sam zasnąłem, zdziwiony brakiem ataku z jej strony. Gdzie gadka o tym jaki przykład daję dzieciom? Zlitowała się nade mną przez Yu? Nie śmieszne.