13.

77 7 0
                                    

Wstałem około dziewiątej, o dziwo Łucja jeszcze spała. I dzieci też. Pocałowałem dziewczynę w czoło, a ona zaczęła się przebudzać.

Ja: Dzień dobry, kochanie.- musnąłem ją w usta, na co się uśmiechnęła.

Ł: Dzień dobry, co się stało że takie powitanie?- przeciągnęła się, a potem połaskotała mnie w brzuch, na co się zaśmiałem.

Ja: Witam mojego skarba.- objąłem ją, a ona wcisnęła się we mnie. Jaka się wtedy wydawała malutka.- Idę się ubrać, kochanie.- wstałem i zacząłem grzebać w szafie.- Łusia, nie wiesz może gdzie są moje spodnie? Te szerokie, szare.

Ł: A wyprałeś sobie?- podparła się na łokciach i spojrzała na mnie z uśmiechem, który nie wróżył, że ona to zrobiła.

Ja: Ale... to ty zawsze się praniem zajmujesz.

Ł: A mi ptaszki doniosły że ty gotujesz, sprzątasz i robisz wszystko inne, więc pranie to powinna być dla ciebie bułka z masłem.

Ja: Aish... Słyszałaś to?- opuściłem ręce, a ona pokiwała głową i wygrzebała się spod kołdry.

Ł: Wypierz sobie. Aha i zrób śniadanie dzieciom. Ja dzisiaj idę z Oliwką na zakupy.- uśmiechnęła się, przejechała dłonią po moim torsie i wyszła z sypialni. Przecież miałem je tylko położyć.

Uchyliłem okna i zacząłem się przebierać, kiedy Łucja spanikowana wróciła do pokoju. Nie wiedziałem co się dzieje, a ona sama plątała się w słowach.

Ja: Spokojnie, usiądź i powiedz powoli co się dzieje.- objąłem ją, a ona zaczęła brać głębokie wdechy. Po chwili się ogarnęła.

Ł: Zadzwoniłam do Oliwii, żeby się spytać o której chce iść, a ona powiedziała, że mama kazała jej jechać o szpitala, czeka na badania. Nie wiem o co chodzi.- rozpłakała się, a ja ją przytuliłem.

Ja: Jak chcesz, ogarniemy dzieci i możemy do niej pojechać.- musnąłem ją w skroń, a ona pokiwała głową. Szybko zjedliśmy, ubraliśmy się, obudziliśmy tych starszych, żeby się zajęli młodymi jak wstaną i wsiedliśmy do auta. Po krótkiej chwili byliśmy już na miejscu.

Łucja przepychała się przez ludzi, żeby trafić na odpowiedni oddział. Biegła tak szybko, że aż ja ledwo nadążałem. I ona ma wadę serca? Ciekawe. W końcu dotarła pod wyznaczoną salę, cała zadyszana. Czekała tylko na pozwolenie lekarza na wejście.

Ł: Cześć, kochana, co ci jest?- od razu zajęła krzesło obok dziewczyny. Czasem dziwiła mnie ich więź. Znają się od podstawówki i praktycznie w ogóle się nie kłócą. Są strasznie ze sobą blisko. Czasem mam wrażenie, że jak jedną coś zaboli, to druga też to czuje. One są czymś połączone. Czasem z Łucją jest źle, Oliwia dzwoni i pyta czy jest okej. I Łusia często trafia kiedy z Oliwią coś jest. To się nazywa dopiero solidarność jajników.

O: Idiotko, czego ryczysz, to tylko wyrostek. Zoperują i już.- dziewczyna przytuliła ją mocno, a ja sam odetchnąłem z ulgą. W końcu ona to moja rodzina. Wtedy właśnie na mnie spojrzała.- Coś się stało?

Ja: Nie, nie. Jak się czujesz?- usiadłem obok mojej żony.- Bardzo boli?

O: Bardziej bolało wypchnięcie dzieciaków na świat, daje radę.- zaśmiała się, na co odpowiedziałem tym samym, kiwając głową. Wtedy do sali wparował Taehyung.

V: Skarbie!- dopadł do łóżka i niemal się na niej położył.- Wszystko dobrze? Dlaczego oni są tu przede mną? Co ci jest? Dobrze się czujesz? Boli cię coś?- próbowałem stłumić śmiech, jednak słabo mi to wychodziło. Dostałem od Łucji z łokcia w ramię.

O: Tak, wszystko dobrze, to tylko wyrostek, TaeTae. Nic mi nie jest. Co zrobiłeś z dziećmi?- pogłaskała go po głowie.

V: Jungkook się nimi zajmuje. Jadą z nimi na pac zabaw. Yeji będzie miała w końcu kogoś do zabawy, zanim młody podrośnie.

Ja: I wy myślicie, że Antek będzie chciał siedzieć na placu zabaw?- zaśmiałem się, ale Tae zgromił mnie wzrokiem.

V: Nie przeszkadza mu to, jeszcze jest dzieckiem i bardzo się z tego cieszę.- oburzył się, a ja pokiwałem głową z udawaną powagą.

Ł: Dobra, uspokójcie się, jeden z drugim. Oli, wiesz ile wczoraj wypili?- dziewczyna pokręciła głową.- Strzelaj.

O: Dwa, trzy?- ojoj, źle to wróży. Na szczęście mi się wczoraj udało uniknąć sprzeczki i kłótni. I nawet teraz mała położyła głowę na moim ramieniu. Podniosła ją tylko po to, żeby nią pokręcić.

Ł: Pięć.- i Taehyung dostał w łeb. Po chwili dziewczyna potrząsnęła głową i spojrzała na nas ze zmrużonymi oczami i ściągniętymi brwiami.

O: Wypił pięć piw i się do niego na następny dzień przytulasz. Co się stało, że się na niego nie drzesz i nie masz focha na cały świat?- na te słowa Łucja otworzyła buzię i machnęła ręką w stronę przyjaciółki.- Kochana, znam cię, myślisz, że nie widziałam jak się w dormie zachowywałaś. Aż mi go żal było.

Ł: Nie darłam się na niego. Pamiętacie imprezę, gdzie się całował z jakąś szmatą? Nic mu nie zrobiłam. Nic a nic, nawet głosu nie podniosłam. A był schlany w cztery dupy.

Ja: Oj, już nie przesadzaj. Kochanie, my się chyba zbieramy, co? Nie będziemy im przeszkadzać.- spojrzałem na nią, a ona pokiwała głową.

V: Nie przeszkadzacie, nie wiem jak dla niej, ale dla mnie możecie zostać.- wtrącił, na co nasza przyjaciółka pokiwała głową.

Ł: Nie, i tak musimy dzieci ogarnąć, a chcemy się przejść. Będziemy lecieć.- powiedziała, pożegnała się z Oliwią i bratem, co powtórzyłem i wyszliśmy ze szpitala. Dziewczyna chwyciła mnie za rękę, a mi do głowy wpadł głupi pomysł.

Ja: Słonko?- spojrzała się na mnie, a ja się zawahałem. Ale zacząłem, to muszę dokończyć.- Myślałaś kiedyś o... byciu we trójkę?- zacisnąłem powieki, a ona się zaśmiała.

Ł: Skąd ci taki pomysł przyszedł do głowy?

Ja: A nie wiem jakoś tak, zastanawiałem się jak to jest.- spuściłem głowę, po czym spojrzałem na nią.- Naprawdę nie byłaś ciekawa?

Ł: Ja tam nie patrzę na innych niż ty, ale jak chcesz, możemy zrobić konkurs, noc z nami.- otworzyłem szerzej oczy.

Ja: Serio?

Ł: No chyba logiczne, że sobie jaja robię, ani mi się waż spojrzeć na jakąkolwiek inną. Poza tym, nie gustuje w laskach.- poprawiła nasze dłonie, splatając nasze palce, a ja się uśmiechnąłem i ustawiłem ją tak, żeby mieć dostęp do jej ust. I przez jakiś czas tak staliśmy i się całowaliśmy. Na środku miasta, pełnego fanów. Jak to dobrze, że nie musimy się ukrywać.

Porwana 3 || BTSOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz