Bawiłam się z synkiem, czekając na Yoongiego, który pojechał na chwilę do wytwórni zabrać jakieś papiery. W końcu usłyszałam trzask drzwi. Wstałam i wyszłam z pokoju małego. Widok, który tam zastałam przeraził mnie.
Yoongi miał rozbity nos, brew, posiniaczone oko, rozcięty policzek i spuchniętą kość policzkową, a z buzi leciała mu krew, która powoli zasychała na jego brodzie. Yuhyun natomiast miał gulę na czole, podbite drugie oko, rozcięte usta i podrapaną skórę pod oczami, a także siniaka na szyi.
Spojrzałam na dłonie ich obojga i mieli poranione kłykcie. Yoongi zdarte niemal do kości. Byłam pewna, że niżej też byli posiniaczeni.
Ja: O Boże...- przysłoniłam usta dłonią, podchodząc do nich.- Co wam się stało? Mieliście wypadek?- łudziłam się, chociaż rany na ich dłoniach wskazywały na co innego. Podeszłam do Yu, dotykając jego czoła, jednak ten syknął, skrzywił się i się odsunął. Chwyciłam Yoongiego za dłoń, mając łzy w oczach.
S: Usiądźmy, skarbie, zaraz ci o wszystkim opowiem - uśmiechnął się do mnie, jednak strasznie to wyglądało. Pokiwałam głową i pomogłam im się rozebrać. Widziałam grymas na twarzy Yoongiego, kiedy ściągałam mu kurtkę.
Ja: Siadajcie, pójdę po apteczkę - poszłam do łazienki, żeby wziąć wszystko co potrzebne i wróciłam do chłopców. W ciszy położyłam małą walizeczkę na stole, otworzyłam ją po czym wyjęłam waciki i spirytus, przygotowując je do odkażania.
Namoczyłam wacik i podeszłam do syna. Usiadłam obok niego i zaczęłam przemywać mu usta. Krzywił się, ale innego wyjścia nie było.
Ja: Zostaw, Yoongi, zaraz ci pomogę, widzę, że cię boli. Mów lepiej co się stało - mruknęłam, pocierając skórę Yu pod oczami, aż napłynęły mu łzy.
S: Wracałem z wytwórni, a młody akurat miał kończyć pracę, więc pomyślałem, że zajadę po niego, a tam zobaczyłem że jakiś typ go zaczął atakować, to co miałem stać i patrzeć? No... nam trochę dłużej zeszło, ale nie będzie mi bił dziec... Po prostu musiałem zareagować.
Ja: Boże... Dlaczego cię pobili?- spojrzałam w oczy syna, a on odwrócił wzrok.
Y: Za to co zrobiłem. Wcześniej wracałem zawsze z chłopakami, więc nic mi nie robił. Mówił, że czekał na mnie. I dałbym z nim radę, tylko po prost...
Ja: Nie, nie dałbyś z nim rady, Yuhyun. Masz ogromne szczęście, że tata akurat wtedy tamtędy jechał. Przynieś lód i dwie szmatki - chłopak wyszedł z pokoju, a ja spojrzałam na męża.- Nie możesz się bać mówić, że to twoje dziecko. Wychowałeś go, Yoongi, w tej kwestii akurat zawsze będę stała po twojej stronie - przyłożyłam wacik ze spirytusem do jego brwi. Akurat wtedy wrócił młody. Szybko mu poszło.- Trzymaj to przy czole. A ty masz na policzek - podałam mu, dalej oczyszczają jego rany.- W ogóle nie powinieneś się w to wtrącać tylko zgarnąć go jak najszybciej do auta i odjechać. Ale nie, testosteron wygrał.
S: Skarbie, proszę cię, musisz? Uratowałem go, a gościu dostał po mordzie za bicie dziecka.
Ja: Nie ważne. Cieszę się, że w ogóle tam przyjechałeś. Coś się jeszcze boli, Yu? Tylko mów szczerze - spojrzałam na niego, wycierając Yoongiemu brodę.
Y: Nie, mamo, wszystko jest okej - wtedy przybiegł Noe, który pisnął na widok chłopaków i z płaczem uciekł do siebie.- Iść do niego?
Ja: Nie, wystraszył się was. Palce macie całe? Yoongi?- poruszyłam tymi jego ręki kiedy pokiwał głową.- To w takim razie odkazisz mu dłonie i zawiniesz? Jak wrócę to ci pomogę - musnęłam go w usta i poszłam do pokoju małego, który siedział na łóżku i płakał.- Hej, kochanie, co się stało?
N: Kto to jest?! Boję się...- przytulił się do mnie i ścisnął mocno moją nogę.- I czemu mają klew?!
Ja: Słonko... - wzięłam go na ręce i pocałowałam w czółko.- To tata i Yuhyun. Po prostu jakiś niedobry pan na ulicy zrobił im ała i dlatego mają taką krew. Nie musisz się bać - postawiłam go na ziemi i klęknęłam przed nim.- Dasz braciszkowi wielkiego przytulasa?
N: Tak! - pobiegł do salonu, a ja wyszłam za nim.- A gdzie masz ała? Boli cię? Mogę buzi dać?- zaśmiałam się na jego słowa, zauważając, że Yoongi zawija właśnie starszemu jedną rękę
Chwilę później Yu poszedł pobawić się z Noe, a ja zawijałam dłonie męża. Syczał przy tym i piszczał jak jakaś dziewczynka, ale co z tego? Mógł się nie lać.
S: Jesteś cudowną mamą, kochanie, wiesz?- przyciągnął mnie do siebie, kiedy skończyłam swoją robotę i schowałam wszystko do apteczki.
Ja: Nie denerwuj mnie, to co się ostatnio dzieje... tragiczna jestem. Jeszcze mi syna pobili... Jeszcze trochę i nie wiem co ze sobą zrobię. Ale za to ty jesteś cudownym tatą, który nie poddaje się mimo takiej sytuacji jaka jest teraz. Mimo tego, że nie podobało mi się to... Jestem z ciebie dumna, że stanąłeś w jego obronie - uśmiechnęłam się, siadając mu na kolanach.
S: Dziękuję za to wszystko przed chwilą - pocałował mnie, na co ja się uśmiechnęłam i ułożyłam wygodniej na jego udach. W pewnym momencie zaczął mnie znów całować, co odwzajemniłam. Jego dłonie oplotły moją talię, przyciągając mnie bliżej niego. Wtedy jednak jęknął z bólu.
Ja: Co się stało?- odsunęłam się od niego, na co ten złapał się za klatkę piersiową.- Serce cię boli?
S: Nie, żebra. Ale to nie ważne. Chcesz kawę?- próbował zdjąć mnie z kolan, ale ja się nie dałam.- Kotku, zejdziesz? Rozumiem że ci wygodnie, ale chcę się napić - zaśmiał się.
Ja: Przed chwilą chciałeś coś innego, nie zmieniaj mi tematu. Ściągaj koszulkę i pokazuj te żebra, ale tu już, natychmiast - odsunęłam się lekko, żeby mu pomóc.
S: Od kiedy ty jesteś taka zaborcza, hm?- pocałował mnie szybko i westchnął, na co się zaśmiałam. W końcu zdjął bluzkę, a ja obejrzałam jego klatkę piersiową. Żebra były ewidentnie nierówne.
Ja: Jedziemy do szpitala. Chyba masz połamane - zmarszczyłam brwi, na co on pokręcił głową.- Tak, Yoongi, nie będę się martwiła, kiedy mogę wiedzieć to już zaraz.
S: Kochanie, nie mogę. Coraz mniej ostatnio pracujemy, wywołujemy skandale, znaczy nasze dzieci to robią, ale dalej. Musimy działać, zawodzimy fanów. Sama mówiłaś, że nie chcesz żeby zespół się skończył.
Ja: W dupie mam teraz ten zespół, Yoongi. Może nie istnieć, ale pobili cię, koszmarnie cię pobili, bolą cię żebra, kto wie co jeszcze masz, może masz policzek rozbity, a ty mówisz, że to nic takiego?! Czy ty jesteś poważny?! W tej chwili idziesz do auta. Odbieramy Hazel, i ją i małego zawozimy do chłopaków i w tym momencie jedziemy do szpitala. Bez żadnego ale. Noe, słonko!- poszłam w kierunku pokoju starszego syna, bo oboje tam siedzieli. Za plecami usłyszałam śmiech Mina. Odwróciłam się, żeby zobaczyć jak kręci głową, szeroko się uśmiechając.
S: Też cię kocham.
-----------------------------------------------------
Cześć kochani!
Przepraszam was za tak długą przerwę, mam nadzieję, że już udało mi się wrócić.
Dziękuję, że zostaliście
Love you all <3 <3Miłego dnia/ wieczoru/ nocy!