27. Nikt już nie jest w stanie mi pomóc...

131 0 0
                                    

 Nadszedł koniec roku szkolnego, a ja od balu nie postawił w tym miejscu nogi. Dzień w dzień chodziłam na plaże aby spędzać w domu jak najmniej czasu. Nie gadałam z matką ni ojcem, a telefony od Veronici i Vina ciągle odrzucałam. Nie chciałam ich słuchać. Wiedziałam co mają mi do powiedzenia, a ja nie zniosłabym słuchania o tym jak okropną osobą jestem. Wystarczył mi sam fakt widoku Noah w mojej głowie. Jego smutny, pełen nienawiści i zawiedziony wyraz twarzy ciągle tkwił mi w głowie.

Dzień w dzień zalewałam się łzami, a ukojenie przynosiły mi zachody słońca. Tak, przesiadywałam na plaży od rana do wieczora. Całymi dniami wylegiwałam się na piasku i próbowałam złożyć moje życie do kupy. Próbowałam zacząć od nowa, ale nie potrafiłam. Bo przecież nie można zacząć od nowa jeżeli stary rozdział jest dalej niezamknięty.

Tego dnia zdecydowanie dłużej zostałam na plaży, ale gdy na niebie pojawiły się gwiazdy od razu wróciły wspomnienia nocy na dachu w domu Noah. Od razu wstałam i ruszyłam w kierunku domu. Nienawidziłam powrotów, bo nic dobrego mnie tam nie czekało, oprócz udawanej troski mojej matki, która po moim załamaniu nerwowym i widoki mnie po balu ciągle patrzy na mnie w dziwny sposób. Mój ojciec nawet nie próbuje się do mnie odzywać, bo od razu na niego naskakuję. Obrywa mu się za to, że nigdy nie potrafił postawić na swoim w moim wychowaniu.

Może nie traktuję go sprawiedliwe, ale wiem że on polubił Noah. Jednak pozwolił mojej matce na rozpierdolenie naszej relacji i zmuszenie do zostawienia go. Każdy normalny rodzic nie pozwoliłby na to drugiemu widząc szczęście swojego dziecka, ale on pozostał bierny. Był tak samo winny jak matka.

Weszłam do domu i szybko ściągnęłam buty. Gdy już postawiłam pierwszy krok na schodach usłyszałam głos mojego ojca wyłaniającego się z salonu.

- Córeczko, mogę prosić się na chwilę.

Wywróciłam oczami zaciskając boleśnie zęby. Nie miałam ochoty na to żeby słuchać ich pierdolenia, a już tym bardziej na udawanych czułości mojej matki w której nagle odezwał się macierzyński instynkt po moim przedstawieniu. Zeszłam ze schodów i ruszyłam do salonu. Zastałam w nim siedzącą na kanapie matkę ze schowaną głową w swoich dłoniach, a ojciec stał naprzeciwko niej ze smutnym wzrokiem. Na usta cisnął mi się uśmiech, ale go szybko powstrzymałam.

- Czego? - zapytałam groźnym tonem.

Mama podniosła głowę, a na jej twarzy na której nigdy nie widniał smutek zobaczyłam łzy. Nigdy nie widziałam jej w tak okropnym stanie. Nie przypominała nawet siebie. Z idealnie wyglądającej trzydziestosześciolatki, zmieniła się w jeden wielki kłębek nerwów. Nie czułam nawet współczucia, bo cieszyłam się że w końcu poczuła się tak samo jak ja.

- Sabby – powiedział lekko drżącym głosem tata – Ktoś dzisiaj zostawił to na biurku w moim biurze.

Wskazał na stolik przy kanapie, a ja dosłownie zamarłam. Gdy podeszłam bliżej zobaczyłam kilka zdjęć, na których byłam ja. Zdjęcia były z imprez na których tańczyłam z Cameronem i innymi koszykarzami. Kolejne zawierały to jak siedziałam na kolanach Camerona na stołówce w stroju cheerleaderki. Jeszcze inne jakieś bliskie momenty z innymi koszykarzami, gdzie po prostu tylko gadaliśmy, a to wszystko wyglądało okropnie dwuznacznie.

To jeszcze było nic, bo gdy odkryłam zdjęcia z moje balkonu na którym leżałam na kanapie ze szlugiem i butelka whisky w ręku, wiedziałam że z tego już nie wybrnę. Moim gwoździem do trumny nie miały okazać się zdjęcia, którymi kiedyś szantażował mnie Noah, a butelka whisky i paczka papierosów spod podłogi, a o tej skrytce wiedziałam tylko ja i Noah. Po tym wszystkim się zemścił.

- Możesz nam powiedzieć co się z tobą dzieje? - tata położył dłoń na moim ramieniu – Martwimy się o ciebie.

- Martwicie? - zaśmiałam się głośno – Wy w ogóle wiecie co oznacza to słowo?

Promyczek nadziei...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz