Nic się nie zmieniło. Jak zwykle jest półmrok mimo, że już środek dnia. Tutaj słońce nigdy nie docierało, a pozapalane latarnie nie dorównywały jasności nieba, które zapamiętałam. Tak właśnie wyglądało życie w Podziemiach.
Tora Dhiren - to ja. Koczuję po tym ciemnym mieście próbując udawać, że nie istnieje. Obecnie mam 19 lat i jeden życiowy cel - powrócić na powierzchnię i zemścić się na tych, którzy mnie tu zesłali. Jednak do tej pory wszelkie próby wydostania się spełzły na niczym. Ochrona bramy była chyba jedyną rzeczą do której wojsko się przykładało. Te slumsy były kiepską podróbką miasta, ale wciąż funkcjonowały tu sklepiki, w których można było nabyć rzeczy mniej lub bardziej legalne. Dostawy do nich były moim celem. Nie żyłam tu jedynie z kradzieży, ale to właśnie ona była w tym miejscu najlepszym sposobem na przeżycie. Dokładnie za 35 minut miała się odbyć jedna z nich, ze mną w roli głównej.
Szybko się ubrałam, ostatni raz popatrzyłam na trasę na mapie tej części podziemia, po czym ją spaliłam. Tak na wszelki wypadek, gdyby miała wpaść w niepowołane ręce. Sięgnęłam za kanapę i wyciągnęłam czarną walizkę. Wszystko co potrzebne, by zrealizować moje dzisiejsze plany było właśnie tutaj. Wyjęłam sprzęt do manewru przestrzennego i nóż. To będzie szybka akcja. Musiałam się pośpieszyć, woźnicy jak zawsze zmieniali trasę, ale teraz wybrali się znacznie dalej od mojego miejsca zamieszkania. Pospiesznie zamknęłam dom i wyfrunęłam w powietrze. Po paru minutach byłam na miejscu i czekałam ukryta na właściwy moment do ataku.
Iii.. Teraz! Wyskoczyłam z dachu jednego z domów jednocześnie wbijając linki w boki dwóch przeciwnych budynków, między którymi przejeżdżał wóz. Nurkując w powietrzu tuż nad przyczepką, szybkim ruchem ręki odcięłam sznurki płachty zasłaniającej duże wory z jedzeniem. Chwyciłam jeden z nich i wyleciałam w górę. Kolejne linki z trzaskiem wbijały się w ściany, kiedy mknęłam pomiędzy uliczkami. Za sobą usłyszałam głośne krzyki i wyzwiska. Standard. Minusem używania sprzętu był jego głośny mechanizm. Nie lubiłam zwracać na siebie uwagi. Przy jakiejkolwiek akcji staram się być niezauważona, jednak przy kradzieży zapasów szybka ucieczka była najważniejsza. Niestety pośród gróźb, usłyszałam za sobą również charakterystyczny syk gazu innych użytkowników sprzętu. Ktoś mnie gonił. Wyskoczyłam nad blokami, by lepiej zorientować się w sytuacji. Czyżby Żandarmi już się zjawili? Trzy osoby, brak mundurów. Co to ma znaczyć? I dlatego nie znoszę akcji, w których nie mam możliwości po prostu zniknąć innym z oczu.
Przyspieszyłam. Ostry skręt w lewo przy filarze, potem prawo. Linki tylko posłusznie mknęły między budynkami. Dwójka z nich albo obrała inną trasę, albo póki co miałam ich z głowy. Nie miałam pewności, więc wciąż trzymałam się na baczności. Na razie muszę się zająć tym, co nie chce się odczepić od mojego ogona. Dopiero teraz miałam okazję mu się przyjrzeć - zdecydowanie nie był wojskowym. A najgorsze było to, że mnie doganiał. Cholera! Nie ważne kto to jest, muszę go zgubić. Wywijanie między uliczkami na nic się zdało, więc musiałam zyskać na szybkości. Z ciężkim worem na plecach nie było na to szans. Muszę pozbyć się balastu. Postanowiłam połączyć przyjemne z pożytecznym i wykorzystać do tego swój trick. Odbiłam się od jednego z dachów w górę. Jedną z linek wypuściłam pod siebie, tak by wbiła się w ziemię i z całą siłą ściągnęła mnie pionowo w dół. Ułamek sekundy przed roztrzaskaniem się o bruk, wystrzeliłam drugą z nich prostopadle wbijając ją tuż koło okna na parterze starego budynku. W momencie, gdy nadawała mi prędkości do boku, poprzednia linka już leciała rozbijając szybę, robiąc mi dzięki temu czyste wejście. Mimo, że było to bardziej niebezpieczne ze względu na odłamki szkła, to zyskiwałam dzięki temu pęd, który wytraciłabym przebijając się przez szybę. Dzięki tej sztuczce mogłam wykonać manewr, który zawracał mnie w sekundę, jednocześnie nie tracąc na prędkości i nie dając wcześniejszych oznak do zmiany trasy. Osoba z tyłu nie ma czasu na reakcję. Jednak przez fakt, że najmniejszy błąd - mój lub sprzętu - powoduje twarde i ostatnie w życiu lądowanie, wykonuje go w ostateczności.
Wleciałam utorowaną drogą do wnętrza opuszczonego magazynu. Pędziłam dalej korytarzami i nie zwalniając rzuciłam wór w kąt. Później po niego wrócę. Biegłam przez budynek i za pomocą sprzętu rozpędziłam się, by wraz ze świstem stalowych linek wyskoczyć z dziury w ścianie. Udało się. Nagle poczułam, że coś lub raczej ktoś, runął we mnie z ogromną siłą. O no bez jaj! Jeszcze mu się nie znudziło? Nie mam zamiaru dać się teraz złapać! Szybko otrząsnęłam się z początkowego szoku, by zobaczyć co się dzieję. Czułam na sobie mocny uścisk i wzrok mężczyzny, który razem ze mną leciał z ogromną prędkością na zbity pysk prosto w dół. Czy on miał w planach popełnić grupowe samobójstwo?! Muszę coś wymyślić, bo zaraz zostanie ze mnie placek krwi.
- Levi! - dobiegł z dołu krzyk nieznajomej mi dziewczyny.
Chłopak przeniósł na nią spojrzenie. Moja szansa! Zacisnęłam jego kontrolki od sprzętu, linki natychmiast wystrzeliły na boki, zatrzymując go w miejscu i tym samym odrywając ode mnie. Nareszcie. Już miałam zrobić to samo i wyhamować, gdy zauważyłam spadający na przerażoną dziewczynę spory odłam muru. To był odruch. Wystrzeliłam oba haki prosto w głaz. Sprzęt ostro mną szarpnął, a ja poczułam ból wygiętego od pędu kręgosłupa. Odrzuciło mnie w bok.
Haki przestrzeliły skałę na wylot, rozkruszając i zamieniając ją w niegroźny deszcz kamieni. Linki nie zdążyły wrócić. Uderzyłam w ścianę z całej pety. Poczułam wstrząs i przeszywający ból głowy. Jęknęłam, kuląc się i zjeżdżając jeszcze z metr po niej na ziemie. Krew z głowy ociekała mi na twarz, ale musiałam wstać. Jak nie ucieknę - złapią mnie. Chwytając się za głowę szybko wstałam. Nie było to zbyt mądre. Świat zawirował, a ja chcąc powstrzymać tę karuzelę, zrobiłam krok do przodu. Ciemność rozlała mi się przed oczami, a chwilę później czułam jak upadam na twardą ziemie.
CZYTASZ
"Dziki spokój" Levi x OC
FanfictionOd początku była częścią szemranych interesów ojca. Przez zdradę jednego ze swoich ludzi zostaje złapana, a za współudział oddział Stacjonarnych wydał własny osąd, zrzucając ją do Podziemi. Wydostanie się z tej dziury, gdy powinno się nie żyć może n...