-XIII-

108 9 2
                                    

- Znowu wygrałem.

- Jeszcze raz.

- Dalej nie odpuszczasz?

- Dopiero 2:1, gramy do trzech.

Siedzieliśmy z Levi'em na podłodze salonu, a między nami była kartka z wyrysowanymi czarnymi i białymi polami, na których porozstawiane były jaśniejsze i ciemniejsze kamyki. Graliśmy w warcaby.

- Żartujesz sobie. Od kiedy taki ruch jest zgodny z regułami? – zapytał w środku gry, gdy ruszyłam swoim kamieniem o całą planszę do przodu.

- Mówię ci Levi, kiedyś wymyślą taką grę gdzie każdy pionek będzie miał własne zasady poruszania. Przyzwyczajam cię. – uśmiechnęłam się pod nosem.

- A do tego niech dodadzą taki, który będzie mógł ruszać się każdą z nich. prychnął - Może wtedy zaczniesz wygrywać.

- W ostatnich dwóch partyjkach miałeś więcej szczęścia niż... – przerwałam słysząc trzaśnięcie otwieranych drzwi.

W przejściu pojawił się zdyszany Farlan, trzymający na rękach posiniaczoną i brudną Isabel.

Szybko wstaliśmy, porzucając dalszą rozgrywkę, a ja podeszłam do dziewczyny, którą chłopak zdążył w tym czasie ułożyć na kanapie.

- Co się stało? – zaczęłam przyglądać się czy nie ma gdzieś poważniejszych ran wymagających pierwszorzędnej interwencji.

- Znalazłem ją siedzącą pod mostem już w tym stanie. – powiedział blondyn siadając obok, uspokajając i głaszcząc jej rude włosy.

Szlochała przecierając nos i zaciskając podwiniętą koszulę. Na szczęście po dokładniejszych oględzinach miała jedynie spuchnięte oko i parę siniaków, ale żadnych krwawiących skaleczeń.

- Mów Isabel, kto ci to zrobił. – dopytywał Levi stojący za mną z założonymi rękami.

- No przecież zabije skurwiela. – rzuciłam.

- Nic mi nie jest. – pociągnęła nosem – Zobaczyłam jak ten śmieć James znęcał się nam rannym ptakiem. Kopnął go, a później zaczął wyrywać pióra! – odkryła zawinięty materiał, a w jej rękach pojawił się szary, sponiewierany ptak – Chciałam go ratować..

Wzięłam zwierzę od roztrzęsionej dziewczyny i przyjrzałam mu się.

- Przykro mi. Jest już martwy. – westchnęłam.

Wstała, ostatni raz spoglądając na trzymane przeze mnie truchło.

- Przepraszam, że nie zdążyłam na czas ptaszyno. – łzy znów naleciały jej do oczu.

Pobiegła do pokoju trzaskając drzwiami. Zagotowało się we mnie.

- A więc James. – rzuciłam do siebie zabierając z kanapy nóż.

Levi miał chyba podobny pomysł, bo już kierował się w stronę wyjścia. Jednak drogę zagrodził nam Farlan.

- A wy dokąd?

- Zgadnij. – powiedziałam z podniesioną brwią, podrzucając w jednej ręce opierzone zwłoki.

- Nie będziecie robić nic głupiego. Mi też się ta sytuacja nie podoba, ale nie możecie od tak iść zabić za to człowieka. Opanujcie się trochę.

Levi tylko prychnął i poszedł zrobić herbatę. Wzięłam jedno z wyrwanych piór i schowałam je do kieszeni. Resztę ptaka przystawiłam Farlanowi pod nos.

- Mogę chociaż się już tego pozbyć?

Półtorej godziny po tym jak wszyscy położyliśmy się spać, zarzuciłam na siebie płaszcz z kapturem i najciszej jak się dało, wymknęłam się przez okno.

"Dziki spokój" Levi x OCOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz