-X-

115 10 1
                                    

Obudziłam się przed świtem. Isabel cichutko pochrapywała, ale ja nie mogłam już zmrużyć oka. Za dużo myśli latało mi po głowie. Minęło kilka dni, przez które prawie w ogóle nie wychodziłam z domu. Levi i reszta zdawali mi raporty z każdego ruchy Stacjonarnych. Wojskowi podobno wypytywali o mnie tubylców. Jednak chyba nie zdobyli żadnych interesujących informacji, bo z dnia na dzień zjawiali się coraz rzadziej i coraz dalej.

Wstałam z łóżka najciszej jak się dało, by tylko nie obudzić przyjaciółki i przeszłam do kuchni, która była połączona z salonem. Wszędzie panował jeszcze mrok. Wzięłam szklankę wody i usiadłam na kanapie tępo patrząc się w podłogę.

- Czemu nie śpisz? – nagle usłyszałam za sobą czyjś głos.

Obróciłam się o 180 stopni.

- Rany, nie strasz mnie tak więcej. – skarciłam Levi'a wracając do swojej poprzedniej pozycji – Nie mogłam już zasnąć. Nie chciałam cię obudzić.

- Nie spałem już. Co jest grane? – spytał siadając koło mnie.

- Sama chciałabym wiedzieć.

Siedzieliśmy w ciszy, na zmianę popijając napój. Oparłam głowę na jego ramieniu. Tego było mi trzeba.

Gdy na zewnątrz zaczęły zapalać się pierwszy lampy – sugerując, że nastał dzień - zebraliśmy się z wersalki, by przygotować dla wszystkich śniadanie. Gdy jedzenie było już gotowe, do salonu wtargnęli Isabel i Farlan.

- Nie przyzwyczajajcie się. – powiedział czarnowłosy, dostrzegając ich błyszczące na widok posiłku oczka.

- Oo, a już myślałam, że to tak na stałe. – zaśmiała się dziewczyna siadając do stolika.

Po zjedzeniu zaniosłam wszystkie talerze do kuchni, żeby pościerać z nich resztki.

- Dostawa jest już w przyszłym tygodniu, więc musimy obmyślić plan. – oznajmił Levi.

Wyjaśniał po kolei role wszystkich w akcji oprócz.. mnie. Słuchałam niedowierzając, mechanicznie czyszcząc naczynia. Co on sobie myśli? Zawsze razem opracowywaliśmy każdy szczegół akcji, a teraz mnie nawet w nią nie wliczył? Po kolejnej informacji na ten temat, nie wytrzymałam. Trzasnęłam zamykając szafkę i stanęłam tuż za krzesłem Levi'a z założonymi rękami. Wkurwiona. Zapadła cisza.

- Mówiłam, że się wkurzy. – pisnęła dziewczyna, zakrywając oczy.

- Chyba musisz jej to wyjaśnić. – powiedział Farlan i razem z Isabel przesunęli się na skraj sofy, przyglądając się sytuacji.

- No słucham. – warknęłam.

- Nie możesz teraz brać udziału w akcjach, to zbyt duże ryzyko. Mogą cię złapać. Nie wiem czy pamiętasz, ale zabrali ci sprzęt do trójmanewru. – tłumaczył stając naprzeciwko mnie.

- Uważasz, że bez sprzętu już się do niczego nie nadaję?

- Bez niego nie utorujesz mi drogi, gdy pojawią się Żandarmi.

- Przecież mogę się przydać na ziemi. Odwrócę uwagę tłumu albo odetnę liny wozu!

- To zadanie Isabel, której nie złapią z dołu. Jeśli cię rozpoznają cały napad szlag trafi, a ciebie złapią bez problemu.

- Ah tak? – zamachnęłam się na niego.

Levi jednak szybko złapał i wykręcił mi rękę za plecy. Wygięłam się z bólu do tyłu. Przybił mnie twarzą do jednej ze ścian, a ja zaczęłam się szarpać.

- Wystarczy, że stracisz noże, a zrobią z tobą co będą chcieli. – rzucił wkurzony, dalej mocno mnie trzymając.

- Może i nie umiem walki wręcz jak ty panie kurwa idealny! Ale nie chce nic nie robić i żyć u was jak jebany pasożyt!

- Nie jesteś pasożytem.

- Ale tak się czuję! – krzyknęłam, powstrzymując łzy.

Puścił mnie.

Po chwili ciszy odezwał się Farlan.

- A co powiesz, gdy nauczy się walczyć bez broni? – skierował się do czarnowłosego – Powiedzmy sobie szczerze, od kiedy Tora zajęła się wozem, akcję stały się łatwiejsze. Jak nauczy się bić będzie mogła robić to z ziemi, bez większego ryzyka.

Levi się zastanawiał. Błagałam w duchu, żeby pozwolił mi działać. Żebym mogła zrobić cokolwiek, dzięki czemu nie czułabym się już jak gówno.

- Dobra, będę cię uczyć i w zależności jak będzie ci szło, zdecyduję kiedy cię włączyć. Do tego czasu Stacjonarni powinni odpuścić sobie ten obszar. A gdy ogarniemy jakiś sposób na zdobycie sprzętu, wrócimy do pierwotnych planów. – wreszcie skomentował.

- Niech będzie. – wiedziałam, że i tak nie miałam wyboru, ale pasował mi ten układ.

Jeszcze mu pokaże na co mnie stać. Następna dostawa będzie moja.

- W takim razie zaczniemy od razu. Weź bandaże, przydadzą się. – zwrócił się do mnie – A ty Farlan dopilnuj w tym czasie, żeby Isabel nauczyła się planu. – dodał i podszedł do drzwi.

- No nie.. – usłyszałam westchnienie dziewczyny i cichy śmiech blondyna.

Wyjęłam bandaże, chwyciłam butelkę wody i w biegu ruszyłam za moim nowym trenerem. 

"Dziki spokój" Levi x OCOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz