Walka pod Czarnodołem

207 4 18
                                    

Słabe światło błękitnych kryształów umieszczonych w ścianach po obu stronach korytarza oświetlało strome schody, wykute w kamieniu. W zasadzie, więcej tam było długich cieni niż światła, co jednorożec uznał za okoliczność sprzyjającą.

Zszedł po schodach niemal bezszelestnie, choć był to bardziej odruch niż konieczna ostrożność. Wiedział, że w tej części twierdzy nie było nikogo. Nawet stary Agad nie korzystał już z tego przejścia, którym teraz przemieszczał się młody czarnowłosy mężczyzna. Odruchowo dotknął ręką sakiewki przy pasie, jakby chciał upewnić się, że jego róg dalej się tam znajduje. Zamierzał użyć go do zrealizowania swojego misternego planu, nad którym pracował przez ostatnie miesiące.

Zaplanował uwolnienie nieumarłych właśnie na tę noc. Była to dziesiąta rocznica nocy w której własnoręcznie znieprawił i zbrukał swoje rogi.

Czarnodół, od którego wzięła się nazwa całej twierdzy był wyborem niemal idealnym, jeśli się wzięło pod uwagę, że nikt tam nie przychodził, a jeśli już to robił to odchodził jeszcze szybciej niż przyszedł.

Mroczna studnia z szepczącymi nieumarłymi umiejscowiona w najgłębszym miejscu lochów ogromnej twierdzy jakoś nie cieszyła się wielką popularnością jako punkt wycieczkowy.

Tak więc Ronodin, bo on to właśnie był, wybrał loch położony w Gadziej Opoce na narzędzie zniszczenia, do którego zresztą dążył cały czas. W jakiś jemu jednemu tylko znany sposób dostał się do Opoki i zdołał wśliznąć się do rezydencji opiekuna.

Teraz, przemierzał nieuczęszczany korytarz, do którego prowadziło ukryte przejście schowane w ścianie muru jednego z pomniejszych dziedzińców. Pokonał spiralne schody prowadzące w dół, potem kilka ślepych zaułków, aż e końcu doszedł do owego korytarza oświetlonego niebieskim światłem.

W pewnym momencie zauważył, że świecących kamieni umieszczonych we ścianach stopniowo było coraz mniej. Wyglądało na to, że niedługo zabraknie ich całkiem i korytarz spowije całkowity mrok. Wyjął z kieszeni niewielką monetę, potrzymał ją chwilę w zamkniętej dłoni, po czym rozchylił palce. Przez chwilę moneta zajaśniała mocniej, ale po chwili światło przygasło i moneta zaczęła świecić z siłą podobną do tej, z jaką świeciły przedtem niebieskie kamyki.

Podążył ciemnym korytarzem aż do jego końca. Teraz, według jego informacji, tuż za zakrętem powinna znajdować się komnata z Czarnodołem. Na wszelki wypadek wyjął z sakiewki swój drugi z kolei róg. Serce biło mu szybko gdy zaciskał palce na gładkiej spirali rogu.

Nie będę go potrzebował - myślał, próbując się uspokoić - Tam nikogo nie ma. Nie może być. Tu nikt nie przychodzi. A nawet, gdyby potem ktoś przyszedł, to już nie zdąży. Już będzie po wszystkim.

Stanął przed przejściem do komnaty. Jego oczom ukazało się obszerne pomieszczenie, którego kształtu nie mógł dostrzec przez cienie zakrywające krańce pomieszczenia. Dostrzegł za to spory okrągły otwór w podłodze, wielkości dużej studni. Był to Czarnodół. Obok, leżał gruby i długi żelazny łańcuch, niezbędny do uwolnienia więźniów. A jeszcze dalej, tak blisko otchłani, że mogłaby jednym ruchem wsadzić w nią obie nogi, siedziała postać, posturą przypominająca średniego wzrostu człowieka...

Zaraz...

Że kto siedział?!

Ronodin poczuł jak robi mu się gorąco. Po czole spłynęła mu kropla potu. Człowiek... Lub jakaś istota łudząco przypominająca człowieka... Ależ tak, przecież musiały tu być jakieś straże! Czemuż jednak strażnik siedzi na krawędzi czeluści zamiast stać na baczność z bronią w gotowości?

Królowa Śródka • Baśniobór Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz