Problemy nieśmiertelnych cz.1

106 4 20
                                    

Ronodin opadł na pościel, twarzą w poduszkę. Jęknął głucho. Ból w boku palił go, podobnie jak ten w ramieniu, ale żadne z tych doznań nie było porównywalne z uczuciem porażki jakiej doznał mroczny jednorożec.

Nigdy w całym swoim (niezwykle długim) życiu nie spotkał kogoś, kto doprowadziłby go do podobnego stanu. Ta dziewczyna z Gadziej Opoki była taka... Taka irytująco podobna do niego samego! Ronodin nie mógł tego znieść.

Pod Czarnodołem skłamał. Wcale nie wyczuł od niej pustki. Tak tylko powiedział, bo wydawało mu się, że uzyska dzięki temu bardziej dramatyczny efekt. Tka naprawdę, wyczuł od niej mrok. Nie aż tak wielki jak u typowych istot ciemności, ale na tyle silny, iż domyślał się, że jego przeciwniczka raczej nie spędzała czasu na piciu herbatki z wróżkami.

Sam nie wiedział co o tym myśleć.

Z jednej strony czuł, że przydałby mu się sojusz z podobną istotą. Z drugiej strony... Podczas ich walki, przez moment naprawdę poczuł się zagrożony. Chyba wolałby nie spotkać więcej tej dziewczyny. Chyba, że byłaby związana, zamknięta w klatce i zawieszona gdzieś wysoko.

Poczuł nagłą potrzebę dotknięcia rogu. To zawsze go uspokajało. Dla Ronodina nie istniało nic przyjemniejszego niż uczucie trzymania tego gładkiego spiralnego przedmiotu w palcach. Wiedział, że to uczucie go uspokoi i uśmierzy palące uczucie porażki.

Sięgnął ręką do pasa, by wydobyć cenny przedmiot i... natrafił na pustkę. Ignorując ból zaczął przetrząsać wszystkie elementy garderoby jakie miał na sobie. Gdy w żadnej z kieszeń nie znalazł swojej własności, rozejrzał się z paniką po komnacie. Na podłodze ani na żadnym w mebli nie było nawet marnego śladu rogu.

Róg zniknął.

Jednorożec zaklął tak szpetnie, że ćma fruwająca do tej pory pod kamiennym sklepieniem spadła martwa na podłogę. Nie miał pojęcia skąd u licha wzięła się ćma w Podziemnej Dziedzinie, ale była to ostatnia rzecz o której chciał w tej chwili myśleć.

Całkiem ignorując ból i zawroty głowy, które nagle go opanowały, zerwał się z łóżka jak poparzony. Przypomniał sobie moment swojej transformacji w kruka. Musiał wtedy wypuścić róg z dłoni. Z całej siły kopnął nogą w ścianę, po czym znowu zaklął, gdy poczuł przeszywający ból w kończynie.

- Dharnian! - zawołał, a raczej zawył w stronę korytarza - DHARNIAN! - zawołał ponownie, tym razem o wiele głośniej.

Przez chwilę nic się nie stało. Ronodin czekał. Wiedział, że jego przyjaciel przybędzie. Nie wiedział kiedy, ale wiedział, że tak się stanie. A kiedy Dharnian już przybędzie, to on, Ronodin, z jego pomocą odzyska swój róg.

Nagle w komnacie powiało chłodem. Ronodin wiedział, że sporo istot oraz niemal wszyscy ludzie na świecie zostaliby w tym momencie sparaliżowani magicznym strachem i trwali by tak przez całą wieczność, niezdolni przezwyciężyć dojmujące uczucie absolutnego przerażenia.

Ale ponieważ Ronodin był zdecydowanie bardziej mroczny od większości istot i niemal wszystkich ludzi, odczuł tylko lekki chłód, podobny do wrażenia jakie ma ktoś, kto wchodzi do pokoju w którym okno było zbyt długo otwarte.

- Czy ja dożyję kiedykolwiek dnia, w którym przestaniesz zadręczać mnie swoją egzystencją? - zza pleców mrocznego jednorożca rozległ się spokojny, głęboki i apatyczny głos.

Ronodin obrócił się zbyt szybko, zapominając o bólu. Niemal natychmiast skrzywił się i syknął, gdy poczuł jak ból znowu narasta.

Przed nim, stała, a raczej lewitowała, widmowa postać szczupłego młodego mężczyzny ubranego w haftowaną wzorami winorośli togę. Widmowy mężczyzna miał młodą twarz o arystokratycznych rysach a na jego skroniach opierał się wieniec z liści laurowych.

Królowa Śródka • Baśniobór Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz