Bardzo nie chciałam jechać na te cholerne dni otwarte do Oxfordu, ale nie miałam wyjścia. Rodzice, a szczególnie ojciec przywiózłby mnie tu siłą, gdybym sama nie zapakowała się do auta Cure. Byłam wdzięczna przyjaciółce, że mimo tego, co się działo w jej życiu, tych wszystkich problemów oraz katuszy, zgodziła mi się towarzyszyć. Sama bym tu nie dojechała i nie tylko dlatego, że byłam słabym kierowcą.
Moja mama zrobiła wszystko co w jej mocy, by ojca Cure dopadła wreszcie sprawiedliwość, ale niestety nie przyniosło to żadnego skutku. Nikt nie traktował tego na poważnie, nikt nie chciał wierzyć, twierdząc, że muszą to być oszczerstwa albo po prostu nie chcieli stawać naprzeciw takiemu wpływowemu człowiekowi. Właśnie to robił mój ojciec, chował głowę w piasek, udając że niczego nie widzi, tylko po to by nie narobić sobie wrogów, bo przecież prokuratora Cure lepiej było mieć za przyjaciela.
Wszystko zostało zmiecione pod dywan, przez znajomości, układy i kasę. Nic nie dało się mu udowodnić, wyglądał przecież na człowieka do rany przyłóż, który nigdy nie podniósłby ręki na swoją rodzinę. Wszystkie furtki, które udało się otworzyć mojej mamie, blyskawicznie zostały zamknięte. Zostały tylko pojedyńcze "plotki" na temat prokuratora, który miał zostać babskim bokserem.
Tyle.
Tyle z tej sprawiedliwości w tym świecie.
Mając kasę, pozycje i znajomości było się bezkarnym.
Udało nam się namówić mamę Clare do tego, by zawalczyła o siebie i swoją córkę, do tego by zostawiła swojego męża i się wyprowadziła, ale... Szybko zmieniła zdanie, wystarczyła tylko jedna konfrontacja z tym człowiekiem, by to co wcześniej zostało ustalone, nie było już aktualne. Przekonał ją, a raczej zmanipulował. Wmówił jej, że wszystko zrozumiał, że się zmieni. Wystarczyły głupie kwiatki, by dała mu setną szanse. Bo to nie były pierwsze przeprosiny.
Nie potrafiła od niego odejść.
Najbardziej było mi w tym wszystkim szkoda Clare, która również tam została. Z nim. Bojąc się każdego dnia, jaką wersję ojca zastanie. Obawiając się, czy dziś będzie bezpieczna. Nie chciała, nie potrafiła zostawić swojej mamy.
Moje serce się krało, ponieważ nic nie mogłam z tym zrobić.
– Jak się czujesz? Wszystko okay? – zapytałam, przyglądając się jej uważnie. Naprawdę bałam się ją zostawiać samej, a myśl, że mieszka z tym potworem w jednym domu mnie przerażała.
Przecież on może jej coś zrobić...
Na razie po prostu zabronił nam się kontaktować. Swojej żonie z moją mamą, twierdząc że wmawia jej głupoty, próbując ich rozdzielić, a mojej przyjaciółce ze mną. Jak widać, nie zamierzałam jej zostawiać...
– Nie martw się, Aggie. Ojciec obiecał poprawę, więc przez parę tygodni będzie spokój. Będzie się pilnował. Nic nam nie zrobi. Musi wszystko przycichnąć... – Znów mi to powtórzyła.
Ciężko było mi po prostu tak na spokojnie to przyjąć. Co jeśli?
– Ale potem...
– Potem wyjeżdżam na studia. Wytrzymam tę parę miesięcy, Agnes Zaraz kończę osiemnastkę i będę mogła się w każdej chwili wyprowadzić, jeśli sytuacja się pogorszy... – powtarzała. Znałam jej pomysł, ale tak bardzo nie popierałam tego planu. – Teraz chcę być przy mamie i spróbować ją przekonać do zostawienia go.
Rozumiałam jej obawę o mamę. Nie chciała ją zostawiać samej z nim, zwłaszcza że i tak zaraz wyjedzie na studia. Chciała wykorzystać ten czas i przemówić jej do rozsądku. Naprawdę to rozumiałam, ale i tak wolałam, by była bezpieczna, obok mnie. Stanęłabym na rzęsach, by przekonać ojca do tego, żeby Clare się do nas wprowadziła. Zrobiłabym wszystko.
CZYTASZ
Układ
JugendliteraturJako przyszła prawniczka wiedziałam, że w swoim życiu będę mieć do czynienia z różnymi umowami. Wiedziałam od pieprzonych osiemnastu lat, że będę je sporządzać, sprawdzać, kontrolować i podpisywać. Jednak nie miałam pojęcia, że zacznę tak wcześnie...