Dobra, kochani. Przez kompletny przypadek obiecałam jednej osobie rozdział w tym tygodniu (tak, miał być dopiero w wakacje - wiem, ale miałam jakieś przyćmienie wtedy).
Wiecie obietnic i UMÓW się nie łamie, więc publikuje rozdział.
Następny już serio latem, w wakacje!
Miłej lektury
Każdy z nas miał w życiu kilka pewniaków. Kilka rzeczy, które były dla niego komfortowe, takie które lubił albo takie, w których był po prostu dobry. Co było takim moim pewniakiem? Nauka. Dobra ocena, zdany test, pochwała nauczyciela, najlepszy wynik...
To były właśnie moje pewniaki.
Żałosne, ale jednak pewniaki.
Tylko z tego byłam dobra. Tylko to potrafiłam, tylko z tego mogłam być tak naprawdę dumna... i inni też. Wtedy czułam, że zasługuje na uznanie, że faktycznie jestem kimś. To był jedyny element mojego życia, który kontrolowałam, nad którym potrafiłam zapanować i który podporządkowałam sobie, będąc najlepszą uczennicą w SODS - najlepszej szkoły średniej w Leicester, prywatnej placówki dla bananowych dzieci najbogatszych w mieście i w okolicy (do których również chcą czy nie należałam) oraz dla wybitnie zdolnych, którym przysługiwało stypendium. Wniosek był jeden – szkoła była tylko dla wybranych; musiałeś albo być najlepszy albo bogaty.
Rywalizowałam z wieloma osobami, konkurencja była tu ogromna, przez co presja jeszcze większa. Ale ja od ponad dwóch lat znajdowałam się na samym szczycie rankingu i nie mogłam pozwolić aby ktoś albo coś mnie zrzuciło z tego miejsca. Chciałam skończyć szkołę, widząc siebie nadal na pierwszym miejscu obok mojej najlepszej przyjaciółki, z którą właśnie wychodziłam ze szkoły.
Clare Cure była idealna. Jednak z najlepszych uczennic, kapitanka cheerleaderek, przewodnicząca szkoły i... moja przyjaciółka. Czym zasłużyłam sobie na taki zaszczyt? Naprawdę nie miałam pojęcia.
Nie byłam jak ona. Nie byłam na tyle wygadana, odważna i tak przebojowa...
Byłam raczej wycofana, cicha i nie wychylająca się poza przyjaciółkę. Wszyscy mnie kojarzyli po prostu jako tą "od książek" "prymuskę" "najlepszą uczennicę" czy na przykład "przyjaciółkę Cure". Niektórzy używali również jakże wyszukanie "kujonka".
Czy mi to przeszkadzało? Nie. Ani nie to jak mnie nazywali, ani to że ćmiła mnie na głowę moja przyjaciółka. Po prostu tak już było. Od dziecka, kiedy to Clare walczyła w przedszkolu o wszystkie zabawki, kiedy w pierwszej klasie stawała liderem grupy, kiedy swoją charyzmą zaskrabiała sobie względy dorosłych i innych dzieci, czy kiedy po raz pierwszy stanęła w obronie słabszego. Tym słabszym byłam ja.
Nasze mamy studiowały razem na Oxfordzie, a później wraz z moim ojcem założyły kancelarie Lee&Cure. Więc po prostu byłyśmy wręcz zmuszone od dzieciaka do towarzystwa, więc może dlatego teraz nie potrafiłyśmy żyć bez siebie. Może to wszystko dzięki nim?
– Poczekaj – powiedziałam, zatrzymując się na jednym ze schodków, a następnie zaczęłam szukać w skórzanym plecaku papierów dla cioci, które miałam dziś jej dostarczyć. – Nie wiem czy je wzięłam z sza... – przerwałam w połowie słowa, ponieważ znalazłam to co szukałam. Spojrzałam na przyjaciółkę, która mnie całkowicie ignorowała, patrząc na grupkę osób nieopodal. Z tej odległości i z moją wadą wzroku nie widziałam, kto tam stał. – Cure – mruknęłam, ale dziewczyna nadal niezaregowała. – Halo... – wypowiedziałam, machając ręką przed jej twarzą – ziemia do Cure.
Zawsze mówiłam do niej w ten sposób, ponieważ nie lubiła swojego imienia. Wolała, jak zwracało się do niej po nazwisku, a ja już nawet nie próbowałam z nią z tym walczyć.
CZYTASZ
Układ
Teen FictionJako przyszła prawniczka wiedziałam, że w swoim życiu będę mieć do czynienia z różnymi umowami. Wiedziałam od pieprzonych osiemnastu lat, że będę je sporządzać, sprawdzać, kontrolować i podpisywać. Jednak nie miałam pojęcia, że zacznę tak wcześnie...