20. Lwy z Leicester górą!

1.5K 42 16
                                    

Wygraliśmy. Było dość ciężko, bo drużyna ze stolicy była dość dobra, ale no cóż... Byliśmy lepsi.

Lwy z Leicester górą!

Musieliśmy być najlepsi w tym sezonie. Musimy do cholery dojść do finału i go wygrać. Tytuł mistrza musiał być po prostu nasz. I tak – miałem w tym osobiste powódki. Po prostu musiałem grać jak najdłużej, będąc jednym z lepszych na boisku za każdym pieprzonym razem, by dać się zauważyć.

Teraz jedyną nadzieją było jak najlepsze zaprezentowanie się wszystkim skautom. Moja przyszłość w końcu była w moich rękach. Teraz to ja nią kierowałem i nic innego się nie liczyło. Mogłem w końcu zrealizować swój plan. Byłem niemal pewny, że mi się to uda i po wakacjach będę grał już w najlepszej lidze, dla klubu, który naprawdę liczy się w najważniejszych rozgrywkach.

Tak, ta liga też była... solidna. Mierzyły się w niej same najlepsze drużyny uniwersyteckie czy te reprezentujące szkoły średnie.

Ale do profesjonalnej ligi było jej daleko. Nie była najważniejszą w hierarchii, nie znajdowała się na najwyższym szczeblu rozgrywek piłkarskich, a ja chciałem grać właśnie w nich.

Plan był prosty. Skończyć osiemnaście lat i po uzyskaniu pełnej zdolności do czynności prawnych, zagrać najlepszy sezon w swoim życiu i otrzymać propozycje nie odrzucenia.

Plan był prosty, ponieważ takie były najlepsze. Jednak i tak pojawił się haczyk – by dać się zauważyć, musiałem grać. Nie udałoby mi się to, gdyby mnie wyrzucili za oceny.

Nie udałoby mi się, gdyby nie pomoc Agnes.

Szybko skarciłem się za tą myśl, ponieważ ostatnio zdarzało się to często.

Często myślałem o niej.

Zbyt często.

Gdy mój telefon się zaświecił, a na ekranie widniała wiadomość od nikogo innego, jak od właśnie owej dziewczyny, która od czasu do czasu gościła w mojej głowie, przez pierwszy moment myślałem, że zwariowałem i sobie to wymyśliłem przez euforię, która jeszcze mnie nie opuściła.

W końcu skończyłem mecz dopiero jakieś kilkadziesiąt minut temu.

Od Fresa:

Gratulacje!

Jedna, krótka wiadomość, jedno pierdolone zdanie, a wywołało uśmiech na mojej twarzy.

Do Fresa:

Skąd wiesz, że wygraliśmy?

Czy było trudno się o tym dowiedzieć? Pewnie nie. Na pewno już pojawiła się informacja na stronie szkoły, na drużynowych instagramie czy prywatnych zawodników i w sumie innych uczniów. Całe SODS zawsze żyło naszymi meczami. Były traktowane jak święta.

Więc moje pytanie było głupie, ale chyba przez pewną chwilę po mojej głowie przeszła jedna myśl; chciałbym przeczytać, że po prostu tak w nas wierzyła.

Że wierzyła we mnie.

– Co się szczerzysz? – zapytał, siedzący obok mnie Rhys.

Zignorowałem go.

Przeważnie w autokarze siedziałem z Liamem, ale dziś wybrał nieco inne towarzystwo. I nie mogłem mieć mu to za złe.

Od Fresa:

Cure mi napisała.

Aha.

No tak. Cure jechała razem z nami wraz z resztą dziewczyn, które nam dzielnie dopingowały swoimi układami tanecznymi.

Układ Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz