Rozdział 3

11 0 0
                                    


Przez resztę dnia byłam jakaś rozkojarzona. Słyszałam zza ściany jak Magda z chłopakami śmieją się i żartują mając świetne humory, ale mnie ten entuzjazm się niestety nie udzielał. Żałowałam, że powrotnym autobusem kierował tata Diego, bo miałam ochotę, żeby ktoś stanowczo z powrotem sprowadził mnie na ziemię. Gdy byłam już w domu zabrałam się za pisanie planu dla Kamila i naszego nowego klienta. Nie zdążyłam się porządnie skupić gdy telefon mi zawibrował, a na ekranie pojawiła się kolejna wiadomość od nieznajomego Mikołaja: „Przepraszam, to głupie co napisałem. Pewnie pomyślałaś sobie, że to jakiś tani tekst na podryw, ale ja naprawdę Cię kojarzę. Mam nadzieję, że mnie zrozumiesz." Cholera! Ani trochę, kompletnie nic tu nie rozumiem. Wróciłam do papierków ale i to nie pomogło mi się skoncentrować, bo już dziesiąty raz uzupełniałam jedno i to samo pole w tabelce. Jak mu nie odpiszę to już wcale się nie skupię na pracy. Postanowiłam grzecznie mu odpisać, że to pomyłka i raczej się nie znamy.

- Cześć, nie masz za co przepraszać. Może po prostu masz jakąś znajomą podobną do mnie i tyle. Miłego wieczoru.

Miałam nadzieję, że dobrze odczyta stwierdzenie miłego wieczoru, które w mojej głowie oznaczało, że nie chcę kontynuować tej rozmowy, ale niestety się myliłam.

- Nie, jestem pewien, że nie znam nikogo podobnego do Ciebie. Urzekło mnie Twoje spojrzenie i chciałbym Cię poznać - o mamo, serio nie chcę w to brnąć.

- Obawiam się, że to nie możliwe i proszę nie słodź mi tak, bo nie wierzę w słowa obcych mi osób.

- Nie ma rzeczy niemożliwych, a tak w ogóle to jestem Mikołaj.

- Łucja.

- Miło mi i już nie jestem obcy.

Nie odpisałam już nic Mikołajowi, ale w środku coś jednak mnie ciągnęło żeby z nim porozmawiać, rozwikłać tą dziwną zagadkę, jednak z drugiej strony wiedziałam, że muszę się skupić na tym co robię, bo inaczej Kamil mnie zabije i wylecę z pracy. Zależało mi, więc siedziałam nad tymi tabelkami do czwartej nad ranem. Miałam nadzieję, że wyszło całkiem przyzwoicie. Właściwie to o tej godzinie, było mi wszystko jedno, czy jest bardzo dobrze, czy tylko przyzwoicie. Niecałe trzy godziny snu to zdecydowanie za krótko. Gdy budzik zadzwonił o siódmej rano miałam ochotę rzucić nim o ścianę. Byłam bardzo zmęczona nocną pracą, ale wiedziałam, że muszę się jak najszybciej podnieść, żeby nie spóźnić się do biura. Wzięłam szybki prysznic i zeszłam na dół. Pod drzwiami czekał Henio, stęskniona wzięłam go na ręce i wyściskałam na wszystkie możliwe sposoby. Razem z futrzakiem zjedliśmy śniadanie gdy telefon zawibrował mi na blacie. To ponownie był Mikołaj.

- Miłego dnia Łucjo. Mam nadzieję, że nikt dziś nie skradnie Ci Twojego pięknego spojrzenia.

Nerwowo stwierdziłam, że skąd do jasnej cholery on może wiedzieć to czy ja na zdjęciu to ja w rzeczywistości. Chciałam mu wykrzyczeć, żeby nie był taki pewny siebie, bo może właśnie pisze z kimś zupełnie innym niż przedstawiają zdjęcia. Zmęczenie wyparło mi resztki dobrego humoru pomimo tego, iż cieszyłam się, że przybłęda znów wróciła. Dzisiejszy strój dnia nie był zbyt powalający, postawiłam na klasykę, która zawsze się broniła nawet jeśli wyglądałam jak zombie. Założyłam białą koszulową bluzkę z długim rękawem i dekoltem pod szyję, oraz czarne rurki, które podkreślały moje smukłe nogi. Czarne szpilki o wiele niższe niż wczoraj i czarną torebkę. Jakby uciąć mi głowę, wyglądałam bardzo dobrze. Jednak moich worków pod oczami nie chciał przykryć żaden makijaż, a włosy kompletnie mi się nie układały. Przeglądając się w lustrze jedyne co mi przyszło do głowy to co pomyśli Kamil, który wczoraj uraczył mnie komplementem, a dzisiaj zobaczy mnie w takim stanie. Boże ja już do reszty straciłam głowę. Ostatecznie stwierdziłam, że co będzie to będzie, w końcu to tylko mój szef. Wychodząc z domu zabrałam mój plan i poszłam na autobus. Ze zdziwieniem odkryłam, że za kierownicą nie było Diego lecz jego tata. Zastanawiałam się co mogło się stać, bo zawsze rano do pracy wiózł mnie mój przyjaciel. Ponieważ tym razem nie miałam specjalnych przywilejów, szłam spacerkiem od przystanku do pracy. Wchodząc do budynku szukałam po całej torebce karty wstępu, aby pokazać ją uśmiechniętemu panu na portierni, wtedy mój projekt wyślizgnął mi się z rąk, a kartki rozsypały się po całej recepcji. Świetnie, gorzej być nie może. Pan z recepcji mimo szczerego uśmiechu niestety nie był chętny, żeby pomóc mi uporać się z tym bałaganem. Jednak ku mojemu zaskoczeniu ktoś za mną schylił się i zaczął pomagać mi zbierać kartki. Odwróciłam się na kolanach i poczułam znajomy zapach pięknych męskich perfum. Moim oczom ukazał się Kamil zbierający plan współpracy. Co za wstyd nie dość, że nie wyglądam to jeszcze sobie pomyśli, że mam dwie lewe nogi i ręce.

Jedna NocOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz