Rozdział 11

8 0 2
                                    

Obudziłam się o szóstej rano z potwornym bólem głowy. Miałam dwie godziny, żeby na spokojnie się wyszykować i całe szczęście bo nic mi się nie chciało i wszystko robiłam dwa razy wolniej. Najpierw poszłam się wykąpać, umyłam włosy i ubrałam się w białe spodnie i luźny, szary sweter z golfem. Czarne szpilki i mała czarna torebka wypełniły tą jakże skomplikowaną stylizację. Zjadłam śniadanie razem z Heniem, po czym usiadłam z nim na tarasie i popijając herbatę rozkoszowałam się otaczającą mnie ciszą. Choć przez dwadzieścia minut mogłam się wyciszyć i uspokoić, odejść myślami od wczorajszych wydarzeń i dzisiejszej nadchodzącej konfrontacji z Kamilem. Chwilę po ósmej poszłam na przystanek, jak zawsze o jeden dalej niż było to konieczne. Tylko po to aby popatrzeć na spokojne morze w zatoce. Diego spóźnił się autobusem parę minut, ale akurat dziś nie śpieszyło mi się do pracy. Najchętniej wcale bym tam nie jechała. Diego nie wypytywał mnie o nic, powiedział tylko, że wpadnie wieczorem. Dobrze widział, że i tak czekał mnie ciężki dzień bez względu na to co stało się w Polsce. Całą drogę patrzyłam w nicość przez okno. Gdy dojechaliśmy na miejsce ucałowałam przyjaciela w oba policzki i powiedziałam.

- Życz mi powodzenia.

- Nie daj się, widzimy się wieczorem.

Weszłam schodami na czwarte piętro, żeby jeszcze bardziej przedłużyć wejście do mojego biura. Gdy przeszłam przez drzwi głównego korytarza zza progu wyskoczyła Madzia rzucając mi się na szyję.

- Cześć słońce – przywitałam ją tuląc się do niej.

- No nareszcie jesteś, co Ty taka spuchnięta, alergia Cię w Polsce złapała?

- No niestety – ciągnęłam ściemę, którą Magda sama zaczęła – wysmarkałam już tony chusteczek.

- Moja biedna, znów Ci będzie skóra z nosa schodziła.

- Dam jakoś radę, a teraz idę do siebie, bo pewnie mam trochę do nadrobienia. Widzimy się na obiedzie.

- Kocham Cię, do później – odparła wracając do swojego biurka.

Moje gabinet znajdował się tuż za głównym pokojem, ale przejście tego kilkumetrowego odcinka napawało mnie tak ogromnym stresem, że znów było mi słabo. Wzięłam głęboki oddech i na wydechu otworzyłam drzwi. Całe szczęście nie było nikogo w środku, a przede wszystkim nie było w nim Kamila. Ledwo co zdążyłam usiąść i włączyć komputer, gdy w mojej torebce zawibrował telefon. Krótki sygnał oznaczał, że dostałam wiadomość, więc z prędkością światła zaczęłam szukać telefonu w nadziei, że napisał Mikołaj. Jednak ekran pokazywał mi zupełnie coś innego niż pragnęłam „Czekam na Ciebie w gabinecie.". Nie byłam w żaden sposób przygotowana na tą rozmowę lecz nie miałam wyjścia, był moim szefem i choć wiedziałam, że to nie będzie miało nic wspólnego z pracą to musiałam tam pójść. Po pięciu minutach stanęłam przed drzwiami do gabinetu Kamila i wahałam się czy zapukać czy uciekać gdzie pieprz rośnie, ale po chwili zastukałam w drzwi dwa razy.

- Proszę – odezwał się męski głos zza ściany.

Otworzyłam drzwi i na widok siedzącego na wprost i wpatrzonego we mnie Szefa zrobiło mi się słabo, podtrzymałam się jedną ręką ściany, a drugą zamknęłam drzwi. Nie mogłam znieść jego przeszywającego spojrzenia, było to dla mnie za dużo więc odwróciłam się do niego plecami opierając głowę o ścianę kurczowo łapiąc się oparcia stojącej nieopodal sofy. Słyszałam tylko jak wstał i podbiegł w moją stronę gdy szumy w głowie zaczęły narastać a ogarniający mnie stres i setki tysięcy innych emocji spowodowały, że tracąc przytomność gwałtownie osunęłam się na ziemię.

- Łucjo – słyszałam głos Kamila jak przez mgłę – Łucjo, czy coś Cię boli?

Powoli otwierając oczy zorientowałam się, że leżę na sofie i nawet nie czułam kiedy mnie na niej położył.

Jedna NocOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz