Zakazana

Czarno, przez dlugi czas

-Mam lepszy pomysł.
-O jaki? - odpowiedziałam z zaciekawieniem Daisy.
-Nie dawajmy Adriena na taką próbę. Trzymajmy się cichutko razem.
Ja i Adrien myśleliśmy cicho nad tym pomysłem aż doszliśmy do wniosku że to moze być lepszy pomysł. Za cholerny nie chciałam wychodzić z tego pomieszczenia. Podsumowując, siedzimy w jakimś pokoju za scena na której jest jakiś lis który na tryliony % się chodźby raz poruszył, a na zewnątrz chodźmy jakiś mężczyzna który jak nas zauważy to nas zabije. Jest... Super.
-Nie chce z tad wychodzic - podsumowałam na głos moje odczucia.
-A ty myślisz że nam się chce?
Teraz dopiero zauważyłam że Daisy płacze.
-Daisy? Dlaczego płaczesz?
-Dopiero teraz do mnie doszło że... mój brat nie żyje... Jestem na siebie zła. Gdy Adrien płakał za mike'iem, ja nie uronilam nawet łzy, tylko go pocieszałam. Jestem okropną siostrą.
Boże, nawet ja nie zauważyłam że Daisy na początku nie wzruszyła się jakoś mocno faktem że jej brat został zamordowany.
-Daisy, Mike by się cieszył że nie płaczesz.
Widziałam że Daisy trochę to pomogło ale nie zbytnio. Tak jak dla adriena strata przyjaciela była mordująca, tak dla Daisy brata czego po prostu nie dala po sobie poznać.
Zaczęliśmy pakować nasze plecaki, chcąc już wyjść z pokoju. Daliśmy Daisy jeszcze troszeczkę czasu na ogarnięcie szlochania, I zaczęliśmy się zakradać do drzwi. Gdy już byłam przy drzwiach pchnęłam je sprawdzajac czy nie widzę nigdzie tego psychola. Nie było go. Zbroja pełna, ale kiedyś trzeba. Nie będziemy przecież czekac w tym pokoju do końca swoich dni. No nie jest i tak najgorzej. Jest tragicznie.
-Dobra lecimy.
Jak zwykle trzymaliśmy się za ręce. Szliśmy cichutenko do ruchomych schodów które się nie ruszały i powolutku rozglądając się na wszystkie strony świata czy nigdzie nie widzimy mężczyzny. Widziałam znowu te "drzwi dla personelu", I wtedy zrobiło mi się czarno przed oczami. Nie czułam już rąk moich przyjaciół. Miałam wrażenie że słyszę krzyki Daisy ale sama już nie wiem.
Było po prostu czarno, przez długi czas.