Rozdział 7

101 7 2
                                    

Louis POV*

Klub nocny Libertine w Londynie.

- Siema Luke. Co tam?
- Siema Louis. Dawno cie tu nie było, mógłbyś sie czasem odezwać do starych kumpli.
- Ostatnio mam straszny młyn w robocie i nie miałem jak się wyrwać, przepraszam cię stary, obiecuje że to się zmieni i wiesz? W sobote zapraszam cię na browara - ja stawiam.
- Ok - Skoro tak stawiasz sprawe to umowa. Opowiadaj co tam u ciebie, nadal jesteś z Elean...?
- Nie to już skończone. Wogóle żałuje że ją spotkałem. Miałem chyba klapki na oczach, spotykając się z nią. Wszyscy mi mówili, jaka z niej dziwka ale nie chciałem słuchać, a teraz mam za swoje - ale teraz nie gadajmy o niej. Musze ci powiedzieć, że spotkałem kogoś.
- Kogo?
- Dziewczynę o pięknym i imieniu - Rose, zresztą jak ona sama, ehhh.
- Noo.. Mów! Ale od początku
- Ok. A więc - To było w poniedziałek rano, kiedy jak zwykle nie mogłem wygramolić się do roboty. Kiedy wyjeżdżałem autem z posesji, nie zauważyłem jej - rozumiesz?! Weszła mi pod koła! Ale to nic - bo było jeszcze dziecko. Nie jej - jest tylko opiekunką. Na szczęście nic się nie stało. Gdy wysiadłem z auta i ją zobaczyłem - byłem w totalnym szoku. Zobaczyłem...zobaczyłem...
- Nooo, wyduś to z siebie w końcu, stary!
- ANIOŁA zobaczyłem - rozumiesz. Miała na sobie niebieską sukienkę w kwiatki, która sięgała jej przed kolano - a jej włosy..miała włosy w kolorze ciemnego blondu, które opadały na jej ramiona. Była piękna! Leżała tak niewinnie i bezbronnie na trawie, kiedy ja zgrywałem z siebie pajaca. Zrobiłem z siebie kompletnego idiote.
Właściwie to nie wiem, czemu się tak zachowywałem, ale może dlatego, że chciałem zwócić na siebie jej uwage.
Spotkałem ją wczoraj w sklepie, a potem odwiozłem ją pod dom, nawet mieszka na tej samej ulicy co ja. Było ciężko ją namówić bo jest strasznie uparta - ale koniec końców się zgodziła.
- No i co dalej ?
- A dalej już ci nie powiem heh.
- Proszę cię Louis, przecież wiesz dobrze że traktuje cię jak własnego brata. Mów.
- Ok. Odprowadziłem ją pod drzwi, przy okazji próbując namówić ją aby zgodziła się pójść ze mną na kawę i wtedy...
O mało co jej nie pocałowałem - rozumiesz, to stary ?
Czułem, że między nami była chemia. Czułem, że coś zaiskrzyło. Gdy spojrzałem w jej niebiesko-zielone oczy, czułem - że to jest ta dziewczyna z którą mógłbym góry przenosić. Poczułem coś, czego nie doznałem, przy El...? Ona jest zupełnie inna - jest niesamowita!
- Łoł, stary. Nigdy bym się nie spodziewał, że ty możesz coś takiego powiedzieć! To musi być coś wyjątkowego!
- I jest tylko nie wiem, jak mam ją do siebie przekonać.
- Louis, wiem że ją przekonasz.
Jeśli ci na niej zależy - to zawalcz o nią.
- Będę walczył, nie poddam się. Dzięki stary.

I jak wam się podaba ten rozdział ?
Piszcie w komentarzach i dawajcie votes, dziękuje.
Pa :)


Marzenie /L.TOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz