Jeśli ktoś nie wie co to Bobolandia, to niech się dowie, że to taki zadaszony plac zabaw we Wrocławiu.
☆★☆★☆★☆★☆★☆★☆★☆★☆★☆★☆
Do Bobolandii jechała czwarta klasa, a że my mamy kąszachty z ich wychowawczynią, czyli z Czechosłowacją, to dowiedzieliśmy się o tym wyjeździe już bardzo wcześnie, a ponadto Czechosłowacja zaproponowała nam, że możemy pojechać z nią i jej klasą.
Z mojej klasy jechałam ja, Węgry, Austria, Japonia i Czechy, dość ciekawa i wybuchowa kombinacja.
Zapomniałam dodać, że była to wycieczka z okazji mikołajek. Sam wyjazd był dzień przed samym świętem. Taki termin bardzo nam się podobał, bo akurat we wtorek mieliśmy mieć kartkówkę z biologii i matmy, ale że nas nie było, nauczyciele nie mieli jej jak zrobić.
Wewtorek rano wszyscy którzy mieli jechać byli niezwykle podekscytowani, a reszta klasy, czyli osobniki które nie jechały, po prostu nie przyszły do szkoły.
Tuż przed samym wyjazdem napotkaliśmy mały problem, mianowicie brakowało jednego nauczyciela, bo było nas ponad dziesięć, a dokładnie dwadzieścia. Czechosłowacja musiała więc na szybko szukać nauczyciela do dobrania, trafiło na Anglię - nauczycielkę angielskiego. Wszyscy byliśmy zadowoleni z tego powodu, bo na wycieczkach Anglia jest zawsze najlepszym nauczycielem.
Jak się okazało, w busie było za mało miejsc i Anglia musiała stać, a osobnik identyfikowany jako Podlasie upchnął się między swoimi kolegami.
Na miejscu wysiedliśmy z busiku i poszliśmy do hali, w której znajdowała się Bobolandia. Jak się okazało, w hali tej było strasznie zimno, ale naszczęście znaleźliśmy sposób na ten problem, mianowicie bieganie jak wariaci po każdej z atrakcji.
Czechy postanowił powybijać Japonię z dmuchańca, a ta jest bardzo lekka, więc wprawienie ją w lot nie zprawiło Czechowi prawie żadnego problemu.
Nie byliśmy jedyną wycieczką, a my wzięliśmy sobie za punkt chonoru przejęcie najwyższej atrakcji w Bobilandii, czyli takiego wulkanu, ba który można się wspinać, usiąść na szczycie, a potem zjechać. Wulkan miał tylko dwa wejścia, jedno po prawej, drugie po lewej, co oznaczało, że zepchnięcie kogoś z atrakcji było niezwykle łatwe. To też robiliśmy.
Ja, Czechy, Japonia i Austria wprowadziliśmy ,,terror", nie pozwalaliśmy nikomu z poza naszej wycieczki wchodzić na wulkan, a kiedy ktoś z innej wycieczki usiłował do nas wejść, spychaliśmy go (głównie Czechy i Austria), a jeśli nawet spychanie nie pomogło, do akcji wkraczaĺam ja, bardzo spokojnie i uprzejmie wyjaśniałam natrętowi, że mamy pełne prawo do zajmowania całej powierzchni wulkanu, dając im tym samym do zrozumienia, że są głupi.
Zabawne jest to, że cały czas, kiedy my się ,,bawiliśmy", Anglia sprawdzała kartkówki i sprawdziany.
Kiedy wszyscy się porządnie zmęczyliśmy (nie licząc naszej czwórki wprowadzającej terror), nauczycielki zarządziły powrót do szkoły.
Dzień po powrocie z Bobolandi okazało się, że rano był tam pożar. Powiem tyle, dosłownie każdy pytał nas, czy to my podpaliliśmy Bobolandię.
☆★☆★☆★☆★☆★☆★☆★☆★☆★☆★☆
Jak się wam podobało? No wiem, długo mnie nie było i szczeże mówiąc nie mam zbytnio jak się tłumaczyć, po prostu jestem leń.
446 słów
CZYTASZ
Dziwne historyjki szkolne countryhumans
Storie breviJest to książka pełna cringu i błędów, opowiada ona o szkolnych historyjkach moich i mojej dziwnej klasy tylko że w wersji countryhumans. #1 ame - 09.11.2023r.