Rozdział 70

624 21 19
                                    

Tak długo czekałam na moment gdy spotkam Mullera. Szukałam okazji, by wydać go Chrisowi. Chciałam, by zapłacił za wszystko, co zrobił. Harris co prawda wcale nie był dużo lepszy. On również miał swoje za uszami, ale z tej dwójki był zdecydowanie lepszy. 

Mężczyzna siedzący przede mną na fotelu, miał o wiele więcej przestępstw na sumieniu, a mimo to, że dotychczas ukrywał się przed wzrokiem swoich wrogów, to bez najmniejszego strachu zajmował miejsce na skórzanym fotelu. Nie obawiał się, że ktoś mógłby nagle wejść i go zobaczyć. Starałam się postawić na jego miejscu, by zrozumieć sposób, w jaki myślał o całej tej sytuacji. Lecz nie musiałam długo się zastanawiać, by wiedzieć, że nie byłabym w stanie wychylić czubka nosa, że swojego azylu, w strachu, że ktokolwiek mógłby mnie zobaczyć. Ale ja nie byłam nim. Zbyt krótko przebywałam w tym świecie, by móc cokolwiek powiedzieć o odwadze. Już teraz mało brakowało, bym nie spanikowała na jego widok. Nawet w takiej chwili myślałam o Debby która dodawała mi sił, bo przecież ona potrafiła odnaleźć się w tym pokręconym świecie. Nawet myśl o Chrisie trochę mnie uspokoiła, bo wierzyłam, że byłby zdolny pokonać Mullera, wystarczyło tylko dać mu znak. 

Ale najpierw chciałam być pewna, że to na pewno ten Muller. Z każdą chwilą zaczynałam w to wątpić, bo co robiłby najbardziej poszukiwany człowiek w centrum miasta. Lecz jego stanowczy i władczy wzrok przeczył moim wątpliwością. Już przy pierwszym spojrzeniu dało się wyczuć tą bijący od niego wyższość. Wiedział, na jakim był stanowisku i jakie ma z tego korzyści. 

— Nie uwiodłaś chyba Chrisa swoim spóźnialstwem. 

Na ziemię z powrotem sprowadził mnie jego niski i donośny głos. Nie wiedziałam, co odpowiedzieć, bo obawiałam się, że przez taki mały błąd, może zrezygnować ze swoich planów wobec mnie i po prostu stąd wyrzucić. Lecz skoro nawet Mary go nie odstraszyła, to i coś takiego nie mogło.

— Nie musisz się mnie obawiać. — Uśmiechnął się złośliwie. — Podejdź. — Zachciał mnie ruchem ręki, lecz ja jeszcze przez chwilę stałam w miejscu, nie będąc pewna, co planował. 

Doskonale zdając sobie sprawy, że w tej sytuacji nie miałam innego wyjścia, więc zbliżyłam się powoli do mężczyzny. 

— Siadaj. — Wskazał na fotel po drugiej stronie biurka. — Powiedz, znasz Galicyjski? — spytał nagle i choć w głowie wyobrażałam sobie, jak może przebiec nasza rozmowa i miałam na to wiele scenariuszy, to żaden nawet nie był bliski tego rzeczywistego. 

— N-Nie — zająknęła się zbita z tropu. Myślałam, że będzie pytać o Chrisa.

— Szkoda — Uśmiechnął się tajemniczo, czym tylko dodał mi powodów do obaw, a i bez tego było ich już nadto.

Przez kolejne minuty, w których przyglądał się mi z żywym zainteresowaniem, czułam się niesamowicie niekomfortowo. Jak eksponat w muzeum, lecz takich nie można było zniszczyć czy nawet dotknąć. Tutaj przez najmniejszy szczegół, który mu się nie spodoba, mogłam zostać spisana na straty. 

— Dlaczego chciał szef się ze mną zobaczyć? — spytałam niepewnie i mogłabym przyznać, że na słowo szef jego kącik ust drgnął do góry. 

— Zaciekawiłaś mnie — przyznał prędko, jakby spodziewając się tego pytania, a nawet go wyczekiwał. — Zdołałaś wkupić się w łaski Chrisa, zyskałaś część jego zaufania. Musiał zobaczyć w tobie coś, co mógłby wykorzystać. Chce się dowiedzieć, co to było. — Splótł palce ze sobą, układając jednocześnie dłonie na biurku. 

Mój wzrok automatycznie opadł na stertę papierów, które musiał chwilę temu wypełnić, bo widniał na nich jego podpis pisany jeszcze świeżym atramentem. Nie spodziewałam się, że ktoś w tych czasach będzie jeszcze podpisywał się piórem, a tym bardziej ktoś taki jak on. Było to dostojne, ale zabierało więcej czasu. Nie wyglądał na cierpliwego, ale skoro nie uczestniczył w misjach, by nie zdradzić swojego wyglądu, to miał wystarczająco czasu, by wypełnić papiery piórem.

Zanim Cię PoznałamOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz