Rozdział 54

883 24 7
                                    

Było mi zimno, nawet pomimo tego, że leżałam cała spocona pod grubym kocem. A może tylko wmawiałam sobie chłód, ponieważ byłam zbyt przerażona, by inaczej spojrzeć na dreszcze, które przechodziły moje ciało.

Kolejny raz obudziłam się z koszmaru, który pokazywał mi, jak ginę. Mój mózg był coraz to bardziej pomysłowy. Tylko w jednej kwestii nic się nie zmieniło. W każdym z nich moim oprawca był Harry, Sergio lub Chris. Wymieniali się, jakby brali udział w zawodach.

Za oknem wciąż panowała noc. Przejaśniać miało zacząć się dopiero za godzinę. Ogień w kominku zgasł, a w domu znacznie się ochłodziło. Dodatkowo moja piżama była cała przepocona, co wcale nie polepszało sytuacji. Cała się kleiłam, dlatego postanowiłam wziąć prysznic. No i też po to, by zająć czymś myśli.

Nie zabrałam czystych ubrań poprzedniego wieczora, a teraz nawet nie myślałam, by wejść do sypialni Chrisa. Dlatego założyłam na siebie te z poprzedniego dnia.

Gdy schodziłam na parter, czułam nieznany mi niepokój. Jakby ktoś mnie obserwował. Ale przecież byliśmy w środku lasu.

Spojrzałam na drzwi tarasowe, szukając tam zagrożenia, lecz przez ciemność niewiele widziałam. Zaświeciłam więc światło w panice, gdy usłyszałam kroki na zewnątrz. Serce prawie wyskoczyło mi z piersi, a ja poczułam, jak moje ciało spina się w strachu na widok sarny, która przyszła na nasz taras. Od razu gdy rozbłysło światło, zwierzyna uciekła spłoszona, lecz ja wciąż odczuwałam paraliżujący mnie strach.

Złapałam się za serce. Musiałam się uspokoić. Kroki, które słyszałam były tylko stukaniem racic o drewnianą podłogę. Nikogo tu nie było.

Przeczesałam włosy palcami. Nie mogłam ciągle wsłuchiwać się w jakieś dźwięki, które później wmówiłabym sobie, że należą do mojego cichego zabójcy.

Weszłam do kuchni. Chciałam zaparzyć sobie kawę. Na zegarku wybiła godzina siódma trzydzieści, a na zewnątrz niebo zaczęło przybierać błękitną barwę.

Załączyłam czajnik, a jego szum zagłuszył mi odgłosy wokół. Oparłam się o blat. Niekontrolowanie wróciłam do swoich snów. Tym razem moi oprawcy niesamowicie polubili noże. To ich najbardziej się bałam i chyba właśnie dlatego to właśnie pokazał mi umysł. Obok mnie stały właśnie takie, jakich używał Chris. Nawet kolor rączki się zgadzał. Poczułam dreszcze na całym ciele, na myśl, że mógłby z nich skorzystać. Już nawet nie do samego zabicia mnie, bo to nie miało większego sensu, ale nawet do urojenia kawałka chleba.

Wraz z kliknięciem czajnika, usłyszałam otwieranie się drzwi na górze. Czyżbym wywołała wilka z lasu? Miałam nadzieję, że nie. Ale gdy po chwili usłyszałam dźwięk lecącej wody, wiedziałam, że nie zamierzał już wracać do łóżka.

Spojrzałam na pojemnik z kawą. Skoro i tak już tutaj byłam, to mogłam mu też zrobić. Wczoraj smażąc jajecznice, zrobił ją i dla mnie.

Wzięłam kolejny kubek, od razy zabierając się za kolejną kawę, swoją zostawiając obok. Nie byłam pewna czy używał cukru, a może mleka, dlatego przynosząc kubki na stół, zabrałam również te dodatki.

Zaraz gdy usiadłam, na górze schodów pojawił się niebieskooki. Widziałam, jak jego wzrok zatrzymał się przez moment na drugim kubku kawy, a po chwili przeniósł go na mnie. Nie wiedziałam, o co mu chodzi, dlatego uśmiechnęłam się delikatnie, lecz było to wymuszone. Wciąż czułam się niekomfortowo pod jego spojrzeniem. Nawet jeśli nie było ono tak ostre jak poprzedniego wieczora.

— Dzień dobry — powiedziałam w końcu, nie wiedząc, czego ode mnie oczekiwał.

Zaraz po tym ruszył się z miejsca i zasiadł naprzeciwko mnie. Dopiero gdy to zrobił, skarciłam się w głowie za to, że właśnie tam postawiłam jego kubek. Teraz miał idealny widok na mnie.

Zanim Cię PoznałamOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz