Rozdział 76

837 28 50
                                    

Oddychałam, ale wciąż brakowało mi powietrza. Rozglądałam się, lecz nie potrafiłam skupić wzroku na niczym konkretnym. W głowie wciąż miałam słowa Damona i widok roztrzaskanego samochodu.

Nie mogłam jej stracić. Chciałam coś zrobić, ale czułam się bezsilna. Ręce drżały mi ze strachu. Czułam rozrywający ból w klatce piersiowej. Jak każdy mięsień mojego ciała się spina, byle obronić się przed tym bólem. Lecz on nie był fizycznych, żadne leki przeciwbólowe by nie zadziałały. Nie chciałam znowu tego przeżywać co z Aaronem. Czarne myśli z dużą siłą wtargnęły do mojego umysłu, podsuwając najgorszy scenariusz.

Zagryzłam drżącą wargę, nie przejmując się bólem i tym, że zostaną na niej ślady zębów. Nie panowałam nad tym.

Zrobiłam chwiejny krok do przodu, a później kolejny. Czułam na sobie uważny wzrok Harrisa, lecz on wcale mnie nie zatrzymał. Szłam w kierunku drzwi, nie myśląc, co dokładnie zrobić, ani gdzie pójść. Chciałam po prostu znaleźć się tam, gdzie blondynka i móc ją przytulić, poczuć, że była cała.

Straciłam zdrowy rozsądek, czego nie mogłam powiedzieć o Chrisie. On zachował trzeźwość umysły i choć pewnie tak samo bał się o przyjaciela, to dotychczasowe życie nauczyło go radzić sobie w takich sytuacjach. A ja? Mogłam grać i jakoś wytrzymać trudne warunki, lecz uderzenia w bliskie mi osoby były dla mnie wciąż zbyt mocne.

Poczułam na ramionach duże, męskie dłonie, które uniemożliwiły mi dalszą wędrówkę. Wiedziałam, że nie da mi odejść, ale i tak próbowałam się wyszarpać. Nie przestałam nawet kiedy owinął ręce wokół mojego ciała, ograniczając mi jakikolwiek ruch. Czułam, że nie byłam w stanie drgnąć, lecz wciąż starałam się z nim walczyć.

— To mnie chcą! Przeze mnie ją zabrali! — krzyknęłam w rozpaczy, błagając w myślach, by mnie uwolnił. — Muszę iść do niej. Wtedy ją wypuszczą. — Moje ruchy zaczęły słabnąć, lecz jego uścisk wcale nie zmalał. Jakby obawiał się, że znowu spróbuję uciec i pewnie by tak było.

— Naprawdę wierzysz, że to zrobią? — Spytał karcąco, chcąc przywrócić mnie do racjonalnego myślenia. — Kiedy cię dostaną, ona nie będzie im już potrzebna. — Szarpnęłam się jeszcze raz, chcąc zagłuszyć to co mówił. — Tak długo jak będziesz od nich daleko, tak ona będzie bezpieczna.

Wiedziałam, że mówił prawdę, ale nie chciałam tego przyjąć do wiadomości. Czułam, że to przeze mnie ją zabrali i nie potrafiłam się z tym pogodzić. Chciałam znaleźć się koło niej, bo wtedy miałabym pewność, że wciąż żyła. Tak bardzo się o nią bałam.

Przestałam się szarpać, a kiedy moja chęć walki zniknęła, poczułam ogromne zmęczenie. Gdybym mogła, upadłabym właśnie na ziemię, ale ramiona mężczyzny wciąż mnie podtrzymywały. Nie krępowały już moich ruchów, po prostu trzymały. Ogarnęła mnie przytłaczający bezradność. Z oczu zaczęły wypływać łzy, które skapywały na podłogę. Nie próbowałam nawet kontrolować drżącego oddechu.

Nie przejmowałam się nawet obecnością Harrisa. Pozwoliłam sobie na tę chwilę słabości. Przecież widział mnie już w gorszym stanie, po śmierci Aarona.

Na tę myśl, w moich oczach pojawiło się jeszcze więcej łez.

Poczułam jak mężczyzna za mną kuca, a wtedy razem usiedliśmy na ziemi. Wciąż trzymał mnie w swoim uścisku, lecz ja wcale nie wykazywałam oznak walki. Po prostu się poddałam.

— Znajdziemy ją. — Przyciągnął mnie do siebie, jedną ręką łapiąc za moją drżącą dłoń. — Ale teraz musisz zadbać o siebie. — Wyszeptał spokojnie, ściskając moją rękę.

Oparłam głowę o jego pierś, pozwalając wypływać łzom. Starałam się uspokoić oddech, który co chwilę drżał przez płacz.

— Boję się o nią — przyznałam otwarcie, chcąc pozbyć się ciążącego strachu i bólu.

Zanim Cię PoznałamOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz