Noc minęła szybko, choć nie zmrużyłem w jej ciągu powiek nawet na krótką chwilę, nie chciałem stracić z niej ani minuty, sen wydawał się być bezwartościowy w obliczu napawania się świadomością, że San jest obok.
Sen na jawie.
Trwałem w jego silnych objęciach, a gdy gdzieś koło pierwszej w końcu dosłyszałem, że jego oddech normuje się, pozwoliłem sobie na odsunięcie się od niego na taką odległość, bym mógł dobrze widzieć całą jego twarz.
Łagodne przez spokojny sen rysy, idealnie ukształtowany noc i usta, powieki przykrywające ciemne oczy, ostro zarysowana żuchwa. Każdą z tych rzeczy lekkim ruchem obrysowywałem palcami, cofając je w popłochu, gdy tylko spowodowały u bruneta choćby najmniejszą reakcję.
Skanowałem wzrokiem każdy milimetr jego widocznej skóry, a przez mój umysł przetaczały się coraz to nowsze myśli.
Osiągnąłem zamierzony cel - jestem z Sanem, mam go obok. Ale czy o to mi chodziło? Czy właściwie decydując się na podjęcie tego kroku, wiedziałem co dokładnie mam na myśli?
Co dalej?
San postanowi odwieźć mnie do domu, czy może pozwoli mi zostać tutaj? Głupi optymizm kazał mi sądzić, że nie pozwoli mi wrócić, ale czy faktycznie tak będzie?
Przekroczyłem granicę, choć nie powinienem był tego robić.
Narzuciłem Sanowi swoją obecność, przejęcie nade mną opieki i przede wszystkim wyjście poza relację czysto zawodową. Naruszyłem jego przestrzeń osobistą, a więc czy przy tym również nadszarpnąłem jego zaufania?
Staram się nie myśleć o złych rzeczach. Tych, które były oraz tych, które mogą nastąpić.
Przyszłość jest jedną wielką niewiadomą i tego powinienem się trzymać.
Mimo tego przekonania nie potrafiłem zasnąć. Wykorzystałem w pełni każdą pojedynczą sekundę, by nasycić się obecnością Sana, bliskością jaką mi oferował, zastanawiając się przy tym, czy gdybym był normalny... takie sytuacje mogłyby być codziennością?
Gdybym, ale nie jestem. Bo może już nie leżę, udowodniłem samemu sobie, że jestem w stanie się przemieszczać.
Ale wciąż milczę.
A normalni ludzi nie milczą. Nie stale.
* * *
Wyświetlacz telefonu Sana wskazywał godzinę szóstą, gdy irytujący odgłos budzika rozległ się w całym pomieszczeniu.
Sekundy wystarczyły, by silne ramię, które dotąd owijało moje ciało, zniknęło z niego, zabierając ze sobą kojące ciepło i poczucie szczęścia. San wychylił się, wyłączając sygnał i zaraz po tym podniósł się do siadu, opierając plecy o zagłówek łóżka.
Przetarł dłońmi twarz, a ja obserwowałem każdy jego ruch, nie zmieniając pozycji, bojąc się, że przypominając mu o swojej obecności, zakończę sielankę, jaką zafundowałem sobie tej nocy. Ale wzrok Sana i tak padł na mnie, dostrzegł moje spojrzenie, a jego wargi zacisnęły się w wąską linię.
To nie jest wyraz, jakiego oczekiwałem od razu po przebudzeniu. Nie cieszy się na mój widok, tak jak ja na jego.
Wyciągnąłem rękę, chcąc owinąć ją wokół talii bruneta, lecz wtem on pochwycił ponownie swój telefon, odblokował go i wcisnął w moją dłoń. Zrobił to tak szybko i gwałtownie, że poczułem zalewającą mnie falę stresu, a moje ciało wzdrygnęło się niekontrolowanie. Ale przecież San nie zrobiłby mi krzywdy.
CZYTASZ
Amicus Ad Aras | woosan
FanficWciąż milczę. Pogrążony w milczeniu Wooyoung zaczyna dostrzegać w życiu sens. Tym sensem staje się dla niego Choi San - z pozoru prosty student medycyny, który okazał się być dla Junga kimś znacznie więcej niż tylko zwykłym opiekunem. Urocze dołeczk...