rozdział XI

831 36 51
                                    

Piętnasty grudnia.

Piątek.

Koniec tygodnia.

Mam na myśli tydzień roboczy, przynajmniej dla Sana.

Lubię piątki, bo wtedy wiem, że przez najbliższe dwa dni będę miał bruneta tylko dla siebie. A ja uwielbiam mieć go tylko dla siebie.

Wcześniej jednak czekała mnie rehabilitacyjna sesja, na którą Yeosang wyciągnął mnie tradycyjnie około godziny piętnastej.

Dotarliśmy na pływalnię dość szybko, nieco wcześniej niż zwykle, a to dlatego, że Lady miała dziś wyjątkowo kiepski humor, i gdy tylko zauważyła Kanga wkraczającego do mieszkania, ni stąd, ni zowąd podbiegła do niego, kąsając w kostkę, a następnie uciekła, by wyłożyć się wygodnie na ulubionym fotelu.

Czasem wydaje mi się, że w poprzednim życiu ta dzika duszyczka mieściła się w o wiele większym ciele niż obecnie.

Mimo że po ugryzieniu nie było większego śladu, Yeosang nie miał większej ochoty, by przebywać w towarzystwie futrzaka, więc szybko zbieraliśmy się do wyjścia.

Już w drodze na basen postanowił zadzwonić do Sana i poskarżyć się na jego zwierzaka. San był zaskoczony reakcją Lady tak samo mocno, jak i ja, gdyż zwykle nie przejawiała ona tak agresywnych zachowań, natomiast sam szatyn wspomniał, że nawet gdy mieszkał jeszcze z Sanem, nigdy nie zdarzyło się, by kotka specjalnie rzuciła się w jego stronę, prędzej to on ją prowokował, próbując zminimalizować powstały między nimi dystans.

San uznał, że zwierzak zbyt mocno wziął do siebie jego prośbę o pilnowanie mnie w czasie jego nieobecności, co było śmieszne, a zarazem mogłoby stanowić jedyne (choć mało logiczne) wyjaśnienie.

Jest też opcja, że niechęć do Kanga wzrasta u niej wraz z wiekiem.

Dotarliśmy więc na miejsce dosłownie chwilę po piętnastej, a Yeosang modlił się w głos, by na basenie nie było przypadkiem jednej z jego najmniej lubianych osób. Szczęście dopisało mu chociaż w tym jednym, gdyż szatnia faktycznie była pusta.

Tradycyjnie więc, szatyn szybko zmienił swoje odzienie i ruszył do pomieszczenia obok, by rozgrzać się odpowiednio, a ja, nie spiesząc się szczególnie, uczyniłem to samo, jednak z dobrym dziesięciominutowym opóźnieniem.

- Twój koleżka lub ktoś inny widocznie musiał już tu być, bo na stoliku leży telefon. Zawrócimy go do recepcji, jak będziemy wychodzić - oznajmił, gdy tylko przekroczyłem duże drzwi. Mój wzrok powędrował do wspomnianego mebla, na którego blacie faktycznie znajdowały się dwa urządzenia.

Jedno z nich z pewnością należało do Yeosanga, natomiast drugie musiało zostać przez kogoś zapomniane.

Nie przejmując się tym bardziej, ruszyłem w stronę basenu. Początek naszej sesji przebiegł tak jak zwykle, Kang zadbał o odpowiednie rozciągnięcie moich mięśni i wykonaliśmy kilka podstawowych ćwiczeń.

Nic nowego, a także szczególnie męczącego.

Nowość nadeszła chwilę później.

Dźwięk zamykanych drzwi, a także stawianych na płytkach kroków zwrócił w pierwszej kolejności uwagę szatyna, który stał przodem do dochodzącego dźwięku.

- No proszę, kto postanowił nas odwiedzić - rzucił mężczyzna.

Podążyłem za jego wzrokiem, odwracając się w kierunku drzwi, a serce momentalnie podskoczyło mi w radości, gdy tylko znajoma sylwetka pojawiła się przed moimi oczami.

- Odwołali mi dwa ostatnie wykłady, więc postanowiłem sprawdzić jak sobie radzi mój Youngie - odparł, kucając przy brzegu, a jego usta zdobił lekki uśmiech.

Amicus Ad Aras | woosanOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz