Piętnasty grudnia.
Piątek.
Koniec tygodnia.
Mam na myśli tydzień roboczy, przynajmniej dla Sana.
Lubię piątki, bo wtedy wiem, że przez najbliższe dwa dni będę miał bruneta tylko dla siebie. A ja uwielbiam mieć go tylko dla siebie.
Wcześniej jednak czekała mnie rehabilitacyjna sesja, na którą Yeosang wyciągnął mnie tradycyjnie około godziny piętnastej.
Dotarliśmy na pływalnię dość szybko, nieco wcześniej niż zwykle, a to dlatego, że Lady miała dziś wyjątkowo kiepski humor, i gdy tylko zauważyła Kanga wkraczającego do mieszkania, ni stąd, ni zowąd podbiegła do niego, kąsając w kostkę, a następnie uciekła, by wyłożyć się wygodnie na ulubionym fotelu.
Czasem wydaje mi się, że w poprzednim życiu ta dzika duszyczka mieściła się w o wiele większym ciele niż obecnie.
Mimo że po ugryzieniu nie było większego śladu, Yeosang nie miał większej ochoty, by przebywać w towarzystwie futrzaka, więc szybko zbieraliśmy się do wyjścia.
Już w drodze na basen postanowił zadzwonić do Sana i poskarżyć się na jego zwierzaka. San był zaskoczony reakcją Lady tak samo mocno, jak i ja, gdyż zwykle nie przejawiała ona tak agresywnych zachowań, natomiast sam szatyn wspomniał, że nawet gdy mieszkał jeszcze z Sanem, nigdy nie zdarzyło się, by kotka specjalnie rzuciła się w jego stronę, prędzej to on ją prowokował, próbując zminimalizować powstały między nimi dystans.
San uznał, że zwierzak zbyt mocno wziął do siebie jego prośbę o pilnowanie mnie w czasie jego nieobecności, co było śmieszne, a zarazem mogłoby stanowić jedyne (choć mało logiczne) wyjaśnienie.
Jest też opcja, że niechęć do Kanga wzrasta u niej wraz z wiekiem.
Dotarliśmy więc na miejsce dosłownie chwilę po piętnastej, a Yeosang modlił się w głos, by na basenie nie było przypadkiem jednej z jego najmniej lubianych osób. Szczęście dopisało mu chociaż w tym jednym, gdyż szatnia faktycznie była pusta.
Tradycyjnie więc, szatyn szybko zmienił swoje odzienie i ruszył do pomieszczenia obok, by rozgrzać się odpowiednio, a ja, nie spiesząc się szczególnie, uczyniłem to samo, jednak z dobrym dziesięciominutowym opóźnieniem.
- Twój koleżka lub ktoś inny widocznie musiał już tu być, bo na stoliku leży telefon. Zawrócimy go do recepcji, jak będziemy wychodzić - oznajmił, gdy tylko przekroczyłem duże drzwi. Mój wzrok powędrował do wspomnianego mebla, na którego blacie faktycznie znajdowały się dwa urządzenia.
Jedno z nich z pewnością należało do Yeosanga, natomiast drugie musiało zostać przez kogoś zapomniane.
Nie przejmując się tym bardziej, ruszyłem w stronę basenu. Początek naszej sesji przebiegł tak jak zwykle, Kang zadbał o odpowiednie rozciągnięcie moich mięśni i wykonaliśmy kilka podstawowych ćwiczeń.
Nic nowego, a także szczególnie męczącego.
Nowość nadeszła chwilę później.
Dźwięk zamykanych drzwi, a także stawianych na płytkach kroków zwrócił w pierwszej kolejności uwagę szatyna, który stał przodem do dochodzącego dźwięku.
- No proszę, kto postanowił nas odwiedzić - rzucił mężczyzna.
Podążyłem za jego wzrokiem, odwracając się w kierunku drzwi, a serce momentalnie podskoczyło mi w radości, gdy tylko znajoma sylwetka pojawiła się przed moimi oczami.
- Odwołali mi dwa ostatnie wykłady, więc postanowiłem sprawdzić jak sobie radzi mój Youngie - odparł, kucając przy brzegu, a jego usta zdobił lekki uśmiech.

CZYTASZ
Amicus Ad Aras | woosan
FanfictionWciąż milczę. Pogrążony w milczeniu Wooyoung zaczyna dostrzegać w życiu sens. Tym sensem staje się dla niego Choi San - z pozoru prosty student medycyny, który okazał się być dla Junga kimś znacznie więcej niż tylko zwykłym opiekunem. Urocze dołeczk...