Rozdział 4

853 31 6
                                    

Na wstępie dziękuję wszystkim, którzy zainteresowali się historią Elizabeth i Xaviera. To mnie pcha do przodu. Mam nadzieję, że rozdział wam się spodoba. //

Wierciłam dziurę w tyle głowy mojej blond przyjaciółki, siedzącej trzy ławki przede mną. Od wczorajszego wyjścia nie miałam okazji, aby z nią porozmawiać na temat incydentu z Knoxem, do którego w dużej mierze doszło przez jej ckliwą nadopiekuńczość wobec mnie. Gdyby nie poprosiła go o udawanie mojej opiekunki, to kto wie, może w końcu miałabym szansę na poznanie kogoś ciekawego. W tym momencie zdawałam już sobie sprawę z mojej bezwzględnej porażki związanej z potencjalną znajomością z Philem. Musiałam koniecznie porozmawiać z Luną i wytłumaczyć jej, że na przyszłość nie potrzebuję żadnej niańki.

Ziewnęłam, nawet nie trudząc się, aby zasłonić buzię dłonią. Popatrzyłam na zegar wiszący w sali wykładowej, który wskazywał na za dwadzieścia dziesiątą. Dzieliło mnie tylko pięć minut od wygłoszenia reprymendy mojej przyjaciółce. Przetarłam twarz dłonią i spuściłam wzrok na swój notatnik, którego strony były puste. Przez moje niewyspanie, nie potrafiłam skupić się na dzisiejszych zajęciach, a niezbyt entuzjastyczny głos profesora Gilberta dodatkowo mnie usypiał. Wiedziałam, że czeka mnie kilkugodzinne nadrabianie tematu z TORTu.*

Głównym powodem mojego niewyspania było moje zmartwienie paczką znalezioną przed drzwiami mieszkania z dołączonym do niej dopiskiem. Po wejściu do środka pozamykałam drzwi na wszystkie spusty i sprawdziłam z dziesięć razy czy każde z okien jest domknięte. Stwierdziłam, że będę spać w salonie na kanapie przy zaświeconym świetle a jako narzędzie do samoobrony wzięłam tłuczek z kuchni. Sytuacja na tyle mnie przeraziła, że nie zmrużyłam oka do godziny czwartej. Potem w końcu ze zmęczenia mój organizm odpłynął w głęboki sen, aby po trzech godzinach został obudzony przez hałaśliwy budzik.

Wyglądałam jak trup. Nie miałam na sobie grama makijażu a moja poranna rutyna pielęgnacyjna została przeze mnie całkowicie zignorowana. To poskutkowało tym, że na moich policzkach pojawiło się kilkoro nieprzyjaciół. Nieumyte włosy związałam w wysokiego kucyka a na nos nałożyłam zerówki z czarną oprawką, aby zakryć niechciane wory pod oczami. Natomiast z szafy wyciągnęłam pierwszy, lepszy dres. Budząc się o siódmej rano jedyne co potrafiłam z siebie wykrzesać to umycie zębów i opłukanie ciała pod zimnym strumieniem wody. Pochłonęłam czarną kawę bez cukru i mleka, aby przeżyć ten dzień i wyszłam z domu w pośpiechu, modląc się o niespóźnienie się na zajęcia.

Zastanawiałam się, czy powinnam była komuś zgłosić sytuację z przesyłką ale stwierdziłam, że nie miałoby to zupełnie sensu. Nie miałam żadnych konkretnych dowodów ani podejrzeń, kto mógł być nadawcą przesyłki. Tak naprawdę nic nie można było z tym zrobić. Ostatecznie postanowiłam się tym nie zamartwiać i nikomu o tym nie wspominać.

- Przeczytajcie na następne zajęcia czwarty rozdział. Dziękuję i do widzenia - oznajmił starszy mężczyzna, pakując swojego laptopa do plecaka.

Pośpiesznie wrzuciłam swój czarny zeszyt do torby i niemal wybiegłam z sali, aby dołączyć do Bloom, która zapewne już czekała na mnie przed drzwiami. Blondynka stała oparta o jedną z białych ścian trzymając w jednej ręce żółtą, lnianą torbę, a w drugiej telefon, na którym coś przeglądała. Miała na sobie dzwony w klasycznym odcieniu dżinsu, lekko żółtawą bluzkę boho z wyszytymi kwiatami na rękawach oraz białe trampki Converse. Włosy miała związane w warkocza. W porównaniu do mnie nie wyglądała jakby została przejechana traktorem a następnie przeszło przez nią tornado. Podniosła swoje niebieskie oczy, gdy mnie zauważyła. Schowała telefon do tylnej kieszeni dżinsów i się uśmiechnęła.

Nie tym razem kochana. Tym razem twój uroczy uśmiech na mnie nie zadziała.

- Wolisz, żebym zmyła ci ten uśmieszek z twarzy teraz czy po tym jak cię opieprzę? - rozpoczęłam niezbyt przyjemnym tonem.

Rock My Life [+18]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz