Rozdział 5

767 30 3
                                    

Okres przedświąteczny w Anglii był czymś przecudownym. Na każdej z ulic wszędzie porozwieszane były różnokolorowe ozdoby oraz girlandy. Co jeszcze bardziej zachwycające, każda z dzielnic przyozdobiona była w odmienny, oryginalny sposób. A przechadzając się bożonarodzeniowym jarmarkiem po Broad Street, można było posłuchać świątecznych przebojów muzycznych. Jedyne czego mi brakowało to śniegu, który dodawał uroku temu okresowi. Pomimo braku śnieżnego puchu, Anglia zdecydowanie silnie rywalizowała z Nowym Jorkiem w konkursie klimatycznych świąt. Ameryka również kochała i czciła ten magiczny czas ale miasto, w którym się urodziłam nie wywoływało już na mnie takiego wrażenia jak za dzieciaka. Byłam wdzięczna, że mogłam doświadczyć czegoś nowego.

W ten piątkowy wieczór wraz z Olivią, Luną, Kai'em oraz Lucasem postanowiliśmy pospacerować po Broad Street w celu znalezienia jakiś małych upominków dla bliskich. Planowałam kupić coś niewielkiego dla rodziców na święta.

- Czy ich nie pokręciło z tymi cenami? - zapytał Lucas, przeglądając świąteczne ozdoby na choinkę.

Jedna ze sprzedawczyń popatrzyła na niego spod byka. Luna pociągnęła go za kurtkę, a chłopak w ostatnim momencie odłożył jedną z bombek z powrotem na wystawę.

- Gdybyś nie wydał pieniędzy na zasmażaną kiełbasę, kołacza oraz gofra to może zostałoby ci trochę oszczędności na inne rzeczy - zmierzyła go wzrokiem moja siostra.

- Dzięki mojej szczodrości, opędzlowałaś je razem ze mną - odpowiedział blondyn i zmrużył złowieszczo wzrok.

- Dzięki twojej szczodrości nadal mam czterdzieści dolców w portfelu - popukała palcem w głowę rudowłosa.

Lucas od razu się oburzył i zaczęli wzajemną przepychankę słowną. Zaśmiałam się pod nosem. Szczerze zastanawiało mnie to jakim cudem, chłopak miał tak świetnie wyrzeźbioną oraz wysportowaną sylwetkę, a wpychał w siebie tak horrendalne ilości jedzenia. Zazdrościłam mu metabolizmu, ja drżałam na samą myśl o przybraniu kilku kilogramów podczas świąt. Podeszłam do jednej z budek i zaczęłam oglądać przepiękne porcelanowe filiżanki ze świątecznymi grawerami. Były cudowne. Każdą dokładnie przeglądałam, aby zdecydować, które są najładniejsze. W końcu mój wzrok przykuł zestaw sześciu z nich ze złotymi wstawkami i rysunkami reniferów. Dodatkowo do każdej z filiżanek dołączona była elegancka podstawka. Sięgnęłam po zestaw i podałam go starszemu sprzedawcy.

- Będzie sześćdziesiąt funtów - poinformował siwy mężczyzna.

Wyciągnęłam czerwony portfel od Coco Chanel i przyłożyłam kartę do terminala. Po kilku sekundach płatność przeszła a sprzedawca zapakował mi zestaw do papierowej torby.

- Dziękuję. Miłego wieczoru! - uśmiechnęłam się do niego i podeszłam do moich przyjaciół, którzy nadal się sprzeczali.

Luna próbowała ich uspokoić, podczas gdy Kai stał obok, udając, że ich nie zna. Od urodzin Huxley'a zaczęłam spędzać coraz więcej czasu w towarzystwie znajomych mojej siostry. Dodatkowo, relacja Luny oraz Kai'a zdecydowanie się polepszyła od momentu rozmowy z blondynką, przez co dziewczyna spotykała się z całą paczką kilka razy w tygodniu, a jeszcze częściej z samym chłopakiem.

Moje wyjścia były nieco ograniczone, jako że starałam się wychodzić z nimi jedynie wtedy, gdy miałam pewność, że Knox nie mógł pojawić się danego dnia. Od naszego ostatniego spotkania minęło dwa tygodnie, kiedy to po raz drugi tamtego dnia włamał się do mojego mieszkania i zwyzywał mnie od "atencjuszek". W tamtym momencie szala goryczy się się przelała i zdecydowałam definitywnie uciąć naszą znajomość, jeżeli w ogóle można to było nazwać "znajomością". Dlatego też za każdym razem, gdy którekolwiek z nich proponowało mi spotkanie to upewniałam się, że nie zobaczę na nim Xaviera, a dopiero potem informowałam ich o mojej ewentualnej obecności.

Rock My Life [+18]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz