Rozdział 7

687 26 3
                                    

Lucas: Będę za piętnaście minut.

Przeczytałam wiadomość i schowałam telefon do kieszeni spodni. Mimo nadciągających świąt, pogoda wcale nie wskazywała na to, że się zbliżały. Temperatura sięgała kilku stopni Celsjusza a na niebie zawitało przyjemne słońce. Oprócz grubego, dzierganego swetra, pod którym dodatkowo miałam założony cienki niebieski golf, nie nałożyłam niczego więcej na górę. Jedynie na głowę postanowiłam nałożyć beżową czapkę, pasującą kolorem do mojego swetra oraz rękawiczki w tym samym odcieniu. Opierałam się o szybę sklepu w oczekiwaniu na blondyna, z którym mieliśmy udać się po Lunę, a następnie do jego mieszkania.

Poprzedniego dnia wspólnie ustaliliśmy, że robimy sobotni wieczór filmowy, połączony z przeróżnymi planszówkami oraz tłustymi przekąskami. Olivia postanowiła dojechać do Lucasa po szkoleniu w pracy, więc wraz z blondynem zobowiązaliśmy się do zgarnięcia Bloom po drodze. Kai na informację o spotkaniu bez zająknięcia powiedział, że umówił się z Xavierem na siłownię, a potem męski wieczór w mieszkaniu bruneta. Co dziwniejsze, Luna nawet nie przejęła się brakiem jego obecności. Coś mi tu nie grało. Skoro jednak, chłopaków miało nie być to w czwórkę zdecydowaliśmy, że nasz wieczór spędzimy w apartamencie Raven'a i Huxley'a. Był on największy spośród wszystkich, a plazma zakrywała pół ściany w salonie.

Po mojej zmianie w kancelarii, którą skończyłam wyjątkowo wcześnie. Wróciłam do domu, aby upiec ciasto marchewkowe na nasze spotkanie. Nabuzowana pozytywną energią, która nawiedzała mnie dość rzadko, wyszłam na spacer pół godziny przed planowanym spotkaniem i aktualnie czekałam na Raven'a.

Nagle w niedalekiej oddali zauważyłam kobietę w średnim wieku, która z trudem radziła sobie z zakupami. Długo się nie zastanawiając, podbiegłam w jej stronę, aby zaoferować jej pomoc. W momencie, gdy znalazłam się od niej w odległości kilkudziesięciu cali z jednej torby z zakupami wypadło kilka pomarańczy. Schyliłam się, chwytając po kolei każdy z owoców.

- Och, dziękuję ci kochanie! - zaświergotała brunetka, odkładając reklamówki na chodnik. - Czasami człowiek przelicza swoje możliwości - zachichotała.

Włożyłam pomarańcze do jednej z toreb. Kobieta wyglądała naprawdę ładnie. Miała proste, brązowe włosy ścięte do ramion, a na nosie kocie okulary przeciwsłoneczne. Jej szczupła i zgrabna sylwetka podpowiadała mi, że musiała dbać o swoje ciało.

- Nie ma za co. Daleko pani mieszka? Mogę pomóc z zakupami - wskazałam głową na kilka toreb, leżących na chodniku.

I tak musiałam czekać na Lucasa, więc przynajmniej mogłam spożytkować jakoś ten czas i pomóc nieznajomej kobiecie. Na twarzy brunetki zakwitł przepiękny, szczery uśmiech.

- Dziękuję ci dziecko. Jestem autem - obróciła twarz w kierunku srebrnego Jeepa, znajdującego się około dwadzieścia stóp od nas.

Jej akcent zdecydowanie nie należał do tego brytyjskiego. Ale co więcej nie brzmiał również amerykańsko. Miał w sobie coś unikalnego. Coś francuskiego.

- Och, w porządku - chwyciłam za dwie najcięższe torby. - W takim razie chodźmy.

Zauważyłam na twarzy kobiety pewnego rodzaju zdumienie ale nic więcej nie dodała, tylko chwyciła za pozostałe reklamówki i obie ruszyłyśmy w stronę jej samochodu.

- Mieszkasz niedaleko? Gdy przyjeżdżam do Oxford, zawsze robię tu zakupy ale nigdy cię tutaj nie widziałam. Jak ci na imię? - zapytała, idąc obok mnie.

- Elizabeth. Studiuję tu od niedawna - odpowiedziałam na jej pytanie.

Brunetka kiwnęła głową i delikatnie się uśmiechnęła. Miała na sobie długi cienki płaszcz, czarne szwedy oraz buty na niskim, grubym obcasie. Ubierała się z klasą i na taką osobę też wyglądała. W końcu dotarłyśmy do auta, a kobieta otworzyła bagażnik. Powoli wpakowałam wszystkie zakupy, aby niczego nie uszkodzić.

Rock My Life [+18]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz