Rozdział 10

647 24 4
                                    

Roztrzęsiona wsiadłam do windy, prowadzącej do apartamentu. Przez ostatnią godzinę nie mogłam powstrzymać łez cisnących mi się do oczu. Po przerażającym bliskim spotkaniu z moim prześladowcą, szybko opuściłam cmentarz i udałam się do pobliskiego sklepu w celu zakupu chusteczek, którymi mogłabym zmazać okropny napis. Gdy w końcu drżącymi dłońmi zmyłam czerwoną farbę, niespokojnym krokiem pospieszyłam w kierunku apartamentu. Przez cały ten czas nie mogłam opanować płaczu i swojego trzęsącego się ciała. W międzyczasie jadąc windą na najwyższe piętro, otrzymałam wiadomość od nieznanego numeru.

Nieznany: Przepraszam za dzisiejszy brak kultury. Już za niedługo się spotkamy i wszystkiego się dowiesz. Tymczasem udanego Sylwestra.

Przekroczyłam próg apartamentu. Pod wpływem rozpaczy oraz frustracji postanowiłam napisać do niego groźbę. Mimo, że byłam świadoma, że to on miał mnie w garści. Jednak byłam już tym wszystkim na tyle przerażona, że nie obchodziły mnie konsekwencje tego czynu.

Elizabeth: Zostaw mnie w spokoju albo pójdę na policję i powiem o wszystkim rodzicom. To moje pierwsze i ostatnie ostrzeżenie.

Po kilkudziesięciu sekundach otrzymałam odpowiedź, która sprawiła, że w milisekundzie pożałowałam napisania tej wiadomości.

Nieznany: Zastanów się, czy warto.

Odtworzyłam nagranie, które zostało dołączone do SMSa. Główną bohaterką wideo była Susan, robiąca zakupy w sklepie spożywczym. Gdy po chwili kamera została skierowana na dłoń kamerzysty, w którym znajdował się ostry nóż, wyłączyłam filmik. Z pełnym impetem rzuciłam telefonem o podłogę, o mało nie powodując roztrzaskania ekranu.

- Lizzy! Co się dzieje?! - usłyszałam głos ojca, który wyszedł właśnie ze swojego gabinetu.

Obróciłam się, roztrzęsiona wydarzeniami dzisiejszego dnia, a z oczu zaczęły mi wypływać niepohamowane łzy. Joseph znalazł się przy mnie w przeciągu kilku sekund, obejmując mocno moje drżące ciało.

- Kochanie, co się stało? - pocałował mnie w czubek głowy.

Dosłownie jeszcze kilka minut temu byłam zdecydowana na to aby w końcu powiadomić o prześladowcy moich bliskich. Jednak nagranie, które otrzymałam po wysłaniu mojej groźby, sprawiło, że szybko zmieniłam swoje zdanie. Nie mogłam mu o tym powiedzieć. Im wszystkim groziło niebezpieczeństwo. Nie mogłam ich na to narazić. Dodatkowo, prześladowała mnie wiadomość związana z aktem zgonu mojej biologicznej mamy. To wszystko mnie już przerastało.

Znowu musiałam grać. Chociaż tak bardzo nie miałam na to siły. Przetarłam dłonią swoje mokre policzki.

- Przepraszam za święta... - ciężko było uspokoić mi ton mojego głosu. - Ja nie chcę tu zostać... Oksford to moje marzenie.

To co mówiłam ojcu było prawdą. Marzyłam o tym, aby studiować w Wielkiej Brytanii ale aktualnie do gry wchodziło również bezpieczeństwo moich rodziców. To mnie prześladowano. Jeśli byłam w Oksfordzie, to wiedziałam, że na pewno moi rodzice są daleko od tego całego syfu, w którym się znajdowałam. Musiałam wyjechać. Nie mogłam to pozostać. Wtuliłam się mocno w jego klatkę piersiową, a on położył swój podbródek na mojej głowie. Ojciec przez dłuższą chwilę się nie odzywał, tylko głaskał mnie po włosach. Po chwili lekko się ode mnie oderwał, aby spojrzeć mi w oczy. W jego spojrzeniu zauważyłam delikatną nutę... strachu?

- Boję się o ciebie... Mocno cię kocham, a powrót twoich ataków paniki sprawił, że zacząłem się o ciebie martwić. Chcę cię mieć blisko siebie...

- Ale... - przerwałam mu, ale on złapał mnie za moje policzki.

- Ale wiem, że Oksford to twoje marzenie i nie mogę ci tego odebrać. Poinformuję Harvard, że jednak chcesz zrezygnować. Jednak... muszę mieć pewność, że zadbasz o siebie i będziesz bezpieczna.

Rock My Life [+18]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz