ROK 2023
W sumie to nie wiedział, czy kiedykolwiek widział swój zespół tak zdeterminowany. To co działo się w ostatnich dniach zupełnie nie przypominało tego, do czego przywykł od momentu rozpoczęcia pracy w policji. Oczywiście, że widział to już wcześniej. Był przecież weteranem. Walczył w Iraku i Afganistanie. I niby nie powinno to na nim robić wrażenia ale jednak. Śledził ich wszystkich wzrokiem kiedy szykowali się do akcji. Ciężka broń została wyciągnięta z szaf, kamizelki kuloodporne były gotowe do założenia. Skoncentrował wzrok na swojej partnerce gdy ta stanęła przed nim. Uśmiechnął się i pomógł jej zapiąć zabezpieczenie. Fuknęła gdy szarpnął paskiem od bocznego zapięcia.
- No muszę mieć pewność, że leży jak trzeba - oznajmił tonem lekko złośliwego nastolatka, który droczył się z koleżanką z klasy
- Przysięgam, że kiedyś zapomnę ci posłodzić kawy - blondynka wywróciła oczami. Obserwowała swojego partnera w skupieniu. Oczywiście, że podszedł do tej sprawy trochę inaczej niż pozostali. Dotyczyła go w pośredni sposób. Był weteranem, walczył z islamskim terrorem u źródła - Irak i Afganistan. A teraz to przyszło tutaj. Gdyby ktoś obudził się teraz ze śpiączki i zapytał co się dzieje na świecie, najłatwiej byłoby to skrócić do stwierdzenia "totalny rozpierdol". W całych Stanach Zjednoczonych zaczęto świętować dni bez zamachu. Bomby wybuchały nawet w mało znaczących miejscach, samobójcy w pasach szahida zabierali ze sobą kolejne dziesiątki ofiar, wysłannicy Państwa Islamskiego co dzień umieszczali kolejne filmiki z manifestami na YouTube. Świat powaliło totalnie. Ubrani w kamizelki, wyposażeni w broń ruszyli w miasto. Musieli udaremnić kolejny zamach bombowy. Musieli powstrzymać tych szaleńców. Hank Voight, szef wydziału, usiadł obok Jay'a.
- I pamiętajcie, minimalizujemy straty - rzucił do interkomu aby wszyscy, siedzący w innych autach, go usłyszeli. Jay zapuścił silnik i wyjechał. Wiosna w Chicago była pięknym zjawiskiem. Słońce świeciło im w twarz ale nie oślepiało. Dawało taki przyjemne ciepło, którego potrzebowali po ciężkiej zimie. Włączyli światła ostrzegawcze i pędem ruszyli w miejsce gdzie według ich śledztwa miało dojść do zamachu. Spieszyli się, czas ich gonił. Pędzili przez miasto.-----*-----
Kiedy zrozumieli, że to nie było to miejsce? W momencie gdy przeszukali budynek i zdjęli tylko jednego terrorystę. Ale pewności nabrali kiedy mężczyzna z szerokim uśmiechem powiedział tylko
- Za późno - i ruszył na Kim z nożem w prawej dłoni. Już wiedzieli, że zostali wywiezieni w pole. Hank wściekły jak osa miotał się przy aucie. Dawał upust swojej frustracji
- Szefie - Adam Ruzek pierwszy wyszedł z budynku - Znaleźliśmy tylko trzy atrapy ładunków wybuchowych w piwnicy - oznajmił zsuwając z dłoni rękawice i łapiąc za telefon. Hank zaklął tak siarczyście, że każdemu więdły uszy. Halstead czuł rosnącą wściekłość. Bo byli w martwym punkcie. Nie wiedzieli od czego zacząć. Nie wiedzieli gdzie ruszyć dalej. Zaczęli ponownie szukać potencjalnych celów. Ale na nic się to zdało. Hank złapał za telefon i postanowił poinformować górę o tym co stało sie na miejscu akcji. Wziął to na siebie. Jak zawsze z resztą
- Wracamy na posterunek - mruknął. Byli rozgoryczeni i niezadowoleni. Patrzyli na siebie z tym samym wyrazem twarzy. Wściekłość zaczęła w nich buzować.
- Jay podrzuć mnie do siedziby głównej - Voight odwrócił sie do nich, kiedy skończył rozmawiać przez telefon. Szatyn skinął głową rozpinając kamizelkę. Pozostali już dawno wyswobodzili się, z krępujących ruchy ubrań. Domyślali się, że czeka ich długa noc. Musieli to rozwiązać. Wszyscy pracujący w Wywiadzie wiedzieli, że ich misją jest chronić miasto za wszelką cenę.-----*-----
Wszedł do biura Głównego Komisarza i spojrzał na kobietę siedzącą przy oknie. Słysząc kroki odwróciła sie w jego kierunku.
- Hank - komisarz wyraźnie rozchmurzył sie na jego widok. Absolutnie nie obarczał go winą za niepowodzenie misji. Zwłaszcza, że jego gość miała bardzo ciekawe rzeczy do przekazania im obu. Wstała z krzesła i lekko uśmiechnęła sie do wchodzącego mężczyzny.
- Benny - mężczyzna wyciągnął rękę w jego kierunku. Uścisnęli ją
- Pozwól, że przedstawię ci starszego agenta specjalnego Riley Thornton. Agentko to jest sierżant Hank Voight - oznajmił wskazując się nawzajem.
- Miło mi sierżancie, wiele słyszałam o panu i jednostce - oznajmiła. Jej uścisk był mocny i stanowczy chociaż wyglądała na kobietę o wątłej sile. Jednak Voight doskonale wiedział, że to nic nie znaczy. Sam miał w zespole Kim Burgess która wyglądała jak delikatna lalka a potrafiła jednym ciosem sprowadzić delikwenta na ziemię.
- Dziękuje - mruknął ostrożnie.
- Pan komisarz zdążył mi już przekazać, że pana jednostka chciała udaremnić atak bombowy w centrum kongresowym i jak się to skończyło. Proszę sie nie denerwować. Z naszych źródeł dowiedzieliśmy się, że był to test - zaczęła czym przykuła uwagę Hanka. Mężczyzna uchylił lekko usta ale Riley w tym momencie uniosła dłoń
- Sierżancie proszę nie przerywać. Dwa zdania wyjaśnienia i będzie pan mógł pytać - odparła
- Testowali czas reakcji służb, przechwyciliśmy parę ciekawych wiadomości. Jestem agentką specjalną NCIS w Waszyngtonie. Od miesięcy mamy na muszce jednego z Navy Seals który już teraz to pewne przeszedł na stronę Państwa Islamskiego. To on na dziewięćdziesiąt dziewięć procent odpowiada za akty terroru w Chicago - wyjaśniła.
- Test?
- Tak, po atakach z dwa tysiące pierwszego szybko nauczyliśmy się, że każdy zamach ma cztery jakby zasadnicze fazy. Przedostatnią z nich jest test służb. Dostaliśmy raport z centrum zarządzania ratunkowego, że w czasie kiedy wy jechaliście do centrum, karetki i straż pożarna wyjeżdżała w różne miejsca na fikcyjne wezwania - podała mężczyźnie kartki. Hank z zaciekawieniem śledził rzędy cyfr. Nie mógł uwierzyć, że został testowany.
- Sugerujesz agentko...
- Główny zamach odbędzie się w bliższej lub dalszej przyszłości. Na najbliższe dni będziecie jeszcze wiele razy testowani - oznajmiła opierając sie dłońmi o blat szklanego stołu. Jej włosy opadły na czoło. Uniosła wzrok na mężczyzn. Komisarz obserwował Hanka w skupieniu. Sierżant marszczył czoło kiedy zdawał sobie sprawę, że został wystrychnięty na dudka. Chyba nawet robił się zły.
- Więc mamy czekać?
- A powiedziałam coś takiego? Będziemy dalej szukać, wy będziecie dalej szukać. Każda agencja, każdy posterunek będzie szukał miejsca, ludzi odpowiedzialnych za to - wyprostowała się
- Jeśli to nie będzie problem prosiłabym o raporty z dotychczasowego śledztwa w tej sprawie. Odpisy naszych akt już jadą na posterunki w mieście - rzuciła. Hank wiedział doskonale co oznacza "odpisy akt" - dostaną marne ochłapy, pewnie zdjęcie i personalia paru podejrzanych a oni mają podesłać wszystko co mają
- Czy my możemy też wysłać odpisy?
- Sierżancie - Riley spojrzała na niego wzrokiem surowej nauczycielki, która nie miała w swoim słowniku słowa nie, gdy prosiła o coś ucznia. Voight mruknął niezadowolony. Wiedział, że przepychanki z jakąkolwiek agencją są jak walka z wiatrakami. I tak oni to wszystko dostaną. Tak jak chcieli. Bycie tylko policjantem właśnie w takich sytuacjach było słabe. Byli na samym końcu łańcucha przepływu informacji. Zazgrzytał zębami. Opór nic mu nie da. Benny patrzył na niego ponaglającym wzrokiem.
- Dobrze, dobrze. Przygotujemy dla kuriera na jutro rano wszystkie raporty - oznajmił wstając
- Dziś w nocy - Riley ścisnęła usta w cienką linię. Słysząc to Hank wyprostował się.
- Słucham?
- Te raporty jeszcze dzisiaj przed północą mają wyjechać z pańskiego posterunku do naszej tymczasowej siedziby w biurze FBI - oznajmiła. Obserwował ją czując rosnącą wściekłość.
- To jakiś absurd - parsknął
- Jeśli to problem mogę bez problemu pojechać z panem i zająć się tą ciekawą lekturą - chłód w jej głosie był wyczuwalny z każdym słowem, co raz bardziej. Przymknęła powieki mrużąc lekko oczy niczym kot szykujący się do ataku na ofiarę. Jemu przypominała bardziej żmiję. Ale agencje rządowe zawsze były wrzodem na tyłku zwykłych służb mundurowych. Odwrócił wzrok na komisarza. Ten skinął głową
- Wiesz Hank, że nie mogę nic z tym zrobić - oznajmił
- Dobrze, w nocy dokumenty będą do odbioru przez kuriera - mruknął niezadowolony. Dlaczego nie zdziwił się na słowa komisarza? Bo na tym szczeblu zaczyna sie polityka. A on od polityki trzymał sie z daleka.——————————————————
Witajcie
Mam nadzieję, że to się uda. Postaram sięRozdziały postaram się wrzucać 2x na tydzień❤️
CZYTASZ
over time [chicago PD]
FanfictionRok 2008, Fort Benning (Georgia), baza szkoleniowa Rangers Spotykają się w jednym z oficerskich klubów. Ostatnie tygodnie szkolenia przed wyjazdem na misję, spędza dzieląc czas miedzy kurs a nią. Ona nie mówi kim jest, mało o niej wie. Nazywa się Ri...