part 14

57 3 34
                                    

Miał wrażenie, że znalazł się w środku piekła. Takiego zamieszania nie pamiętał od czasów Afganistanu. Nikt nic nie wiedział. Razem z zespołem wpatrywał się w gruzowisko gdzie strażacy uwijali się jak w ukropie. Nie wiedział w co włożyć ręce. Miotał się niczym Hank. Jak cały jego zespół.
- Tutaj!! - krzyk jednego ze strażaków przykuł jego uwagę. Ruszył w tamtym kierunku czując że musi się pojawić. Że coś go tam ciągnęło, wręcz nakazało mu podejść do zbiegowiska.
- Żyje, puls jest stabilny - paramedyk nachylił się do kobiety, którą wyciągnęli ze zgniecionego jak puszka, auta. Jay poczuł jak coś go mrozi
- Riley! - rzucił się do szarowłosej. Zaskoczony zatrzymał się widząc jej zakrwawioną twarz. Nie wiedział skąd ta krew. Ale skoro mówili, że puls jest stabilny musiało oznaczać to że jest z nią wszystko w porządku.
- Znasz ją ?
- Tak - spojrzał na paramedyczkę - To agentka NCIS Riley Thorton. Miała się tu zjawić bo... - urwał. Sam ją tu wysłał! On polecił jej to miejsce. Żeby znalazła dowody, żeby porozmawiała z tymi ludźmi. Wyrzuty sumienia zaczęły swędzieć. Złapał jej dłoń. Patrzył na jej pokrytą krwią i odłamkami szkła, twarz. To było popieprzone. Co tu się dzieje? Dlaczego ktoś wysadził Dom Weterana? Zacisnął zęby jakby chciał je sobie wyłamać. Zupełnie nagle i niespodziewanie ogarnęła go wściekłość. Miał ochotę znaleźć sprawcę i skręcić mu kark. Patrzył na Riley i czuł jak robi się purpurowy ze złości. Ktoś prawie ją zabił.
- Przeżyje?
- Nie wiem, Jay. Nie wiemy co jest w środku - paramedyk spojrzał na niego - Puls na razie jest silny więc musimy jechać - dodał. Szatyn puścił jej dłoń. Pomógł wsunąć nosze do wnętrza karetki i zamknął drzwi. Wpatrywał się w odjeżdżający ambulans.
- Jay? - usłyszał za sobą niepewny głos. Odwrócił się do blondynki, która patrzyła na niego z niepokojem
- Ja jej kazałem tu przyjechać - rzucił grzebiąc czubkiem buta w chodniku. Patrzył na Upton z miną zbitego szczeniaka. Czuł się podle. Czuł się okropnie. Czuł jak buzuje w nim złość. Czuł jak ogarnia go wściekłość.
- Co?
- Prosiła o pomoc w znalezieniu jednego żołnierza, z którym byłem na szkoleniu i na misji. A ja doskonale wiedziałem co się z gościem dzieje, jednak wolałem ją wysłać tutaj - rzucił niemalże z płaczliwym głosem. Blondynka dotknęła jego ramienia. A więc tam zniknął Halstead parę godzin temu. Trudy wezwała go na dół a on poszedł. Wrócił po kwadransie z dziwnie skwaszoną miną. Teraz już zrozumiała dlaczego
- Nie obwiniaj się - oznajmiła cicho - Kogo chciała znaleźć?
———*———
Było jej niewygodnie. Czuła że coś blokowało jej swobodne poruszanie twarzą i ręka. Nie wiedziała jednak co. Słyszała jakiś szum dobiegający jakby z oddali. Jakiś niezidentyfikowany hałas. Chciała się odwrócić by nasłuchiwać ale nie mogła. Próbowała skupić całą swoją siłę na tym żeby poruszyć chociażby ręką. Ale nie mogła. Spanikowała. Skupiła więc całą swoją uwagę na otoczeniu, na dźwięku i zapachu. Starała sobie przypomnieć co się dzieje. Gdzie była. Co robiła. Ale nic, nic nie mogła wykopać z pamięci. Jakby była to czarna dziura.
- Cholera! - usłyszała wyraźny, męski głos gdzieś jakby za nią ale jednak nie.
- Poczekajcie, ona się budzi! Kurwa mać - anestezjolog przykuł tym uwagę lekarzy zebranych przy stole operacyjnym.
- Jak to się budzi? - doktor Crockett uniósł ręce od pacjentki. Musieli dość szybko oczyścić rany na jej twarzy. Zdjęcie rentgenowskie nie było zbyt wyraźne jeśli chodzi o uszkodzenia twarzy. Nieporządek na zdjęciu RTG nie dawał jednoznacznej odpowiedzi czy to co widzą to kości czy szkło.
———*———
Odwrócił wzrok słysząc jak ktoś wchodzi do jej sali. Spojrzał na Katy, która wyraźnie była zdziwiona jego obecnością tutaj. Potem przeniósł wzrok na kobietę, która jej towarzyszyła. Mama Riley. Wiedział już do kogo była bardziej podobna.
- Chris? - rzuciła wyraźnie przerażona jego obecnością. Mężczyzna siedzący przy łóżku jej córki wyglądał kropka w kropkę jak zmarły mąż Riley. Wpatrywała się w niego ogromnymi oczami pełnymi dziwnego szoku, przerażenia.
- Pani Thorton? - Katy odwróciła się do niej. Mama Riley zamrugała szybko oczami i pokręciła głową. To było nierealne.
- On wygląda jak Christopher- wyjaśniła. Katy uniosła brew. Nie, nie widziała nigdy męża Riley. W sumie zaczęły pracować ze sobą już po śmierci Chrisa. A Thorton była już na tym etapie gdzie zdjęcia z biurka zamieniła na jakieś inne. Z resztą nie zagłębiała się w jej życie aż tak dokładnie. Dogadywały się, współpracowały i ufały sobie na tyle by chronić swoje tyłki na każdej akcji. Katy i tak była dość zamknięta w sobie, nie wychodziły na drinka po każdej zamkniętej akcji, bo nie czuła takiej potrzeby. Uważała, że znajomi z pracy to znajomi z pracy i tam powinni zostać. Wszelkie imprezy integracyjne, wszelkie wyjazdy organizowane przez biuro były przez Katy omijane szerokim łukiem. Nie czuła potrzeby i tyle
- To nie Chris, to jest detektyw z którym współpracowałyśmy ostatnio w Chicago - wyjaśniła. Starsza Pani pokręciła głową, pogładziła powieki zamkniętych oczu i ponownie skupiła wzrok na Jay'u
- Przepraszam ale wyglądasz zupełnie jak mąż mojej córki - oznajmiła. Halstead poczuł jakby oberwał w łeb. Riley miała męża?! Nie widział na jej palcu obrączki. Nie mówiła, że ma poukładane życie w Nowym Jorku. Poczucie wykorzystania ponownie wróciło do niego. O co tu chodziło? Niesmak i poczucie wykorzystania zagnieździło się w jego żołądku.
- W porządku. Riley nie wspominała, że ma męża - dodał pocierając nerwowo dłonie o spodnie
- Zmarł sześć lat temu - wyjaśniła kobieta podchodząc do łóżka. Złapała dłoń nieprzytomnej Riley i przycisnęła do swojego polika.
- Co z nią?
- Uratowało ją to, że była w aucie. Ma tylko wstrząśnienie mózgu i trochę poranioną twarz. Kilka odłamków szkła utkwiło w oku ale na szczęście to nic poważnego, powinna się wybudzić za parę godzin - wyjaśnił uśmiechając się do kobiety. Słysząc o śmierci jej męża poczuł coś. Ulgę? Ale dlaczego? Przecież zginął ktoś kogo kochała tak na prawdę. Chyba kochała. Nie wiedział. Nie chciał chyba wiedzieć. Odsunął się od fotela i pomógł kobiecie usiąść przy łóżku. Mógł wrócić do śledztwa, skoro jest tu jej mama. Spojrzał na Katy. Agentka uśmiechnęła się do niego. Widziała doskonale zmianę wyrazu jego twarzy z każdym słowem jakie tu padło. Nie miał bladego pojęcia o przeszłości Riley.
- Kiedy się wybudzi zostanie zabrana do Nowego Jorku - odparła i podniosła dłoń
- Miło cie widzieć detektywie. Szkoda tylko że w takich okolicznościach - oznajmiła. Poczuła mocny uścisk jego dłoni.
- Ciebie również
- Mógłbyś opowiedzieć co się stało? - skierowali się do drzwi
- Pani Thorton - odwróciła się do kobiety - Proszę jej przekazać jak się obudzi, żeby już przestała się opierdzielać i wzięła do roboty - puściła oczko. Pani Thorton zaśmiała się cicho.
- Wiesz, że ona jak się obudzi to...
- Wiem, dlatego polecam ją skrępować. Uciekamy, musimy dowiedzieć się o co tu chodzi - podniosła rękę i wyszła za detektywem. Jay spojrzał na Hailey, która wyszła zza rogu korytarza. Na widok agentki Jones uśmiechnęła się unosząc dłoń na powitanie. Katy odwzajemniła gest
- Dobrze że pani agent jest już na miejscu - stanęli przed sobą
- Jesse McBride jest w Chicago, ciągle - dodała. Jay poczuł ponownie jak wyrzuty sumienia zaczynają go drapać.
- Oczywiście, że jest. Mieszka w domku odziedziczonym po dziadkach nad jeziorem - odparł. Blondynka uśmiechnęła się do niego. Wiedziała, że Jay'a właśnie pożerają wyrzuty sumienia. Ale ona nie mogła nic mu powiedzieć poza tym, że będzie dobrze. Riley na pewno go nie zabije za to, że zataił fakt o kontaktach z McBride.
- Więc mamy w planach odwiedzić pana McBride?
- Jedź z Hailey, ja muszę coś sprawdzić - na te słowa Upton skinęła głową i rzuciła szatynowi kluczyki od GMC
- Jasne. Damy znać - blondynka i szatynka skierowały się do wyjścia w milczeniu. Katy nie była fanką bezsensownych pogaduszek a Hailey gryzła się ze sobą aby nie rozpocząć wywiadu o Riley Thorton. Bo ta agentka wyraźnie działała jej na nerwy swoim pojawianiem się tutaj.

over time [chicago PD]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz