Part 11

64 4 19
                                    

Sześć miesięcy później
Wszystko szło nie tak jak trzeba. Wszystko! Riley pokręciła głową wsuwając palce we włosy. Patrzyła na kartki rozłożone na biurku. Gdzieś się zgubiła, gdzieś popełniła błąd. I wiedziała o tym doskonale.
- Nawet tory były złe - cytując klasyka. Złapała za kubek z kawą i upiła łyk zimnego już napoju. Skrzywiła się kiedy ciszę w pokoju rozdarł odgłos otwierających się drzwi.
- Riley? - Mike stanął w drzwiach przecierając zaspaną twarz. Podniosła głowę mrużąc oczy od światła, które pojawiło się razem z mężczyzną.
- Obudziłam cię?
- Bardziej twoja nieobecność. Dziwnie się śpi kiedy nikt mnie nie kopie - mruknął. Kobieta uśmiechnęła się szeroko prostując.
- Przepraszam, moja wina - oznajmiła czując jak jej kark zdrętwiał.
- Co ty w ogóle robisz? Miałaś sobie przecież odpuścić tę sprawę - zauważył leżące kartki i zdjęcia na biurku
- Wiesz, że nie mogę. Ja się na prawdę muszę dowiedzieć...
- Ehh... Żałuję, że nie mam takiej siły perswazji do ciebie jaką miał Chris - na te słowa szarowłosa skrzywiła się a w jej oczach niemalże od razu pojawiły się łzy. To imię będzie powodowało w niej zawsze taką reakcję. I Mike doskonale o tym wiedział. Chociaż obiecał, że nie będzie przywoływał tego. Ale ona też wiele razy coś obiecała a robiła zgoła odmiennie. Zagryzła wargę starając się odgonić słone kropelki.
- Przepraszam - dodał pośpiesznie widząc jej reakcje. Wiedział, że to dotknęło ją do żywego. W sumie po tamtym dniu, tygodniu zaszła w niej na prawdę ogromna zmiana. Przestała się uśmiechać, zrobiła się bardziej opanowana, jeszcze bardziej chłodna. Jakby zamknęła wszystkie swoje uczucia w jakimś słoiku a ten zakopała dwa metry pod ziemią. Mur i skorupa która szybko postawiła kiedy starała się uporać z żałobą zadziwiał go. Jednak każdy radzi sobie w swój sposób z tym. Podszedł do niej i usiadł obok na wolnym krześle. Wpatrywał się w zdjęcia, przesunął kilka kartek wyciągając inną. Zagłębił się w lekturze.
- Masz wolny dzień, chodź się przespać a później do tego wrócimy - oparł dłoń na jej dłoni
- Z wypoczętym umysłem łatwiej będzie to usystematyzować - dodał. Odwróciła wzrok w jego kierunku i dotknęła jego polika.
- Masz rację, chodźmy spać - mruknęła. Brunet uśmiechnął się szeroko i wstał pociągając ją za sobą. Posłusznie podniosła się z krzesła i ruszyła za mężczyzną.
———*———
Poranek nie przyniósł nic innego niż kolejne rozczarowania. Riley właśnie osiągnęła ten poziom irytacji, że zaczęła płakać. Wkurzało ją to, że znowu utknęła. Wkurzało ją to, że zawiesili sprawę. Wkurzało ją to, że nie widziała od czego zacząć. Wkurzało ją to, że znowu miała nadzieję i na nadziejach się skończyło. Siedziała w kącie ocierając łzy. Przynajmniej nie musiała tłumaczyć Mike'owi co się stało. Mężczyzna wyszedł po bułki a w tym czasie Thorton przeszła ente załamanie nerwowe. I chciała wyjść z pomieszczenia z oknem. Tak bardzo chciała dowiedzieć się prawdy. Tak bardzo chciała odpowiedzieć na pytanie „co stało się w Jemenie osiem lat temu?" Tak bardzo chciała znaleźć winnego śmierci jej Ojca. Musiała to wiedzieć. Obiecała sobie i obiecała to Mamie. Złapała za telefon.
- Riley?
- Cześć mamo. Jak się trzymasz? - ciepły głos rodzicielki sprawił, że poczuła się bezpiecznie. Zawsze wystarczyła jej krótka rozmowa z kobietą aby uspokoić zszargane nerwy czy się uspokoić. Nie miała chyba bliższej przyjaciółki niż jej mama. Słuchała jej w skupieniu starając się zamaskować to, że płakała. Chyba jej się to udało.
- Na pewno wszystko w porządku? Brzmisz jakbyś płakała - Riley skrzywiła się. Matki nie oszukasz
- Tak mamo, wszystko w porządku. Nie płakałam
- Wiesz, że nie musisz udawać? Mówiłam ci co sądzę o Mike'u
- Dlaczego uważasz że jeśli coś złego się dzieje to od razu jego wina?
- Bo wiecznie ślinił się do ciebie. Nawet na twoim własnym ślubie gapił się na ciebie jakby chciał cię porwać i nikomu nie oddać - odparła. Tak, jej mama nie przepadała za Michael'em od samego początku. Riley puszczała jej słowa mimo uszu. I tak robiła
- Mamo...
- No co? Taka prawda - pani Thorton po chwili dopiero zrozumiała co powiedziała.
- Przepraszam - skruszona zagryzła wargę. Mówienie o tym dalej powodowało, że Riley była o krok od płaczu. I w sumie kobieta się nie dziwiła. Miała przecież wspaniałe, ułożone życie do pewnego dnia. Miała kogoś kto wspierał ją, zawsze stał po jej stronie. Ale jednego dnia wszystko zostało jej odebrane. Pamiętała jeszcze ten dzień gdy Riley zadzwoniła do niej i powiedziała co się stało. Ten dzień jak i dzień śmierci jej męża zostanie z nią do końca życia. Ten zimny, śmiertelnie poważny głos oznajmiający że mąż jej córki zginął wyrył się w jej pamięci. Pamiętała co robiła tego dnia, pamiętała co robiła dokładnie w tej godzinie w której Riley poinformowała ją, że Christopher zginął w wypadku. A kiedy pojawiła się w Nowym Jorku i zobaczyła swoją córkę zrozumiała że można umrzeć będąc całkowicie żywym. Odebrano szarowłosej wtedy dosłownie wszystko. Cała radość, sens życia zostało jej wyrwane. Jej szczęście i spokój zostało zmielone przez maszynkę do mięsa. Wtedy jej córka zmieniła się diametralnie. Zawsze była specyficzna ale tamten dzień zmienił ją w pozbawioną uczuć osobę która sunęła przez świat jak cień. I wtedy Mike postanowił wkroczyć w życie jej córki. Pani Thorton nawet przez chwilę pomyślała, że mógł mieć coś wspólnego z wypadkiem.
- Padlina jeszcze nie ostygła a ten już szarpie - pomyślała widząc jak brunet otacza ramieniem jej córkę
- Wiem mamo, że cokolwiek by nie zrobił i tak nie będzie w twoich oczach lepszy niż Chris - odparła Riley ściągając ją na ziemię.
- Martwię sie o ciebie po prostu - oznajmiła kobieta.
- Wiem i dziękuję. Ale jestem dużą dziewczynką i sobie poradzę - córka podniosła się z kąta.
- W to nie wątpię - rodzicielka zaśmiała się co sprawiło, że i Riley uśmiechnęła się pod nosem. Ale rozmowa z Mamą bardzo jej pomogła. Taka zwykła, prosta. Kiedy słuchała najnowszych plotek, kiedy słuchała jak jej Mama z przejęciem opowiadała o skandalu z udziałem pastora i jednej z chórzystek. Więc tak wygląda zwykłe życie? Tak wygląda emerytura? Riley zawsze była zaskoczona tym jak jej Mama żyła zupełnie normalnie. Sama chciała kiedyś coś takiego osiągnąć. Jako wdowa chciała pewnego dnia obudzić się i nie wspominać miłości swojego życia. Chciała iść przez życie zupełnie normalnie bez cienia tego co się stało pięć lat temu. Ale to była jeszcze dość świeża rana. I Riley w sumie nawet nie wiedziała czy ta rana się kiedyś zagoi. Podeszła do okna i spojrzała na ulicę. W dzień wolny powinna cieszyć się pięknem świata. Zwłaszcza kiedy słońce tak przyjemnie oświetla wszystko.
- Tak, dokładnie - odpowiedziała na pytanie zadane przez mamę.
- Powinnaś przyjechać na kilka dni jeśli pozwolą ci wziąć wolne - odparła pani Thorton
- A wiesz, że to doskonały pomysł? W przyszłym tygodniu dam ci znać czy udało mi się i najwyżej odbierzesz mnie z lotniska - Riley przystała na ten pomysł.
- Ale muszę już kończyć Mamo. Kocham cię - dodała słysząc kroki na schodach.
- Ja ciebie też, Riley. Miłego dnia i uważaj na siebie - usłyszała piknięcie informujące o zakończonym połączeniu. Tak, wyjazd do Mamy był dobrym pomysłem. Dawno nie była w domu, dawno nie spędziła weekendu z rodzicielką. I chyba tego jej brakowało. Zwłaszcza, że pogoda w Columbus była o wiele lepsza niż w Nowym Jorku. Spojrzała na rozłożone kartki a później skierowała się do wyjścia. Potrzebowała wyjść na spacer, iść pobiegać czy cokolwiek żeby przewietrzyć głowę. Może wtedy łatwiej jej będzie ruszyć z kopyta. Znaleźć zaczątek całej historii i ponownie pójść ścieżką która doprowadzi ją do odpowiedzi na wszystkie pytania związane z Jemenem.

over time [chicago PD]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz