Cisza między nimi była ciężka. Bardzo ciężka. Riley trzymała dłonie w kieszeni i zaczęła bujać się na stopach. Jay skończył swój monolog i patrzył na nią. Tak jak ona patrzyła na niego. Na jej twarzy nie malowały się żadne emocje. Była ciągle poważna.
- I teraz jeszcze kiedy twoja mama powiedziała, że wyglądam jak twój zmarły mąż - to sprawiło że na twarzy Riley pojawiły się emocje. Tu był jej czuły punkt
- O czym ty mówisz, nie jesteś podobny do Chrisa
- Widziałem wasze zdjęcia z jubileuszu sprzed siedmiu lat - odparł - Twój mąż jest... Był do mnie podobny - poprawił się szybko a Thorton ściągnęła brwi. Chciała opanować emocje. Pamiętała tę noc, pamiętała tę imprezę. Byli przecież kilka miesięcy po ślubie. Szczęśliwi, zakochani.
- Nie jesteś jak Chris! - wycedziła chłodno
- Nie jesteś i nie będziesz - powtórzyła bardziej dosadnie. Ściągnął brwi przyglądając się jej. Znalazł jej słaby punkt. Nie wiedział jednak czy będzie chciał to jeszcze kiedyś wykorzystać.
- Dlaczego? - na to pytanie scentrowała na nim, swoje spojrzenie.
- Jeśli tak ci przeszkadza moja obecność a raczej to, że rozmawialiśmy pierwszy raz od piętnastu lat to powiedz mi prosto w twarz, że mam spierdalać. Serio, w czym masz problem? Ja nie mam w planach się domyślać co siedzi w głowie Jay'a Halstead'a. Ubolewam ale nie umiem czytać w myślach. I serio, nie próbuj wywlekać Chrisa na światło dzienne. Moja mama po prostu bardzo go uwielbiała i podejrzewam, że tęskni za nim nie mniej niż ja - rzuciła. Spojrzał na nią zaskoczony. Patrzył na nią jak spokojnie zaczęła oddychać. Na pewno nie wyrzuciła całej frustracji ale jednak dała minimalny upust jej złości. Zrozumiał, że znalazł jej słaby punkt. Przyglądał się jej w skupieniu.
- I to jest ten problem. Twoja obecność mi nie przeszkadza - mruknął spuszczając głowę.
- Jay
- Nie, serio - podniósł wzrok na agentkę kiedy odezwała się. Ale jej głos był cichy, niepewny. Widział w jej oczach jakiś błysk. Ale nie ten, który zawsze miała. To było coś zupełnie przeciwnego. Smutek? Strach? Nie wiedział co siedziało w jej głowie. Ale gdyby wiedział dostałby przeciążenia styków. Riley ze sobą walczyła. Resztką silnej woli starała się nie rozpłakać. Wiedziała, że Jay ma rację. Chris wyglądał jak Halstead. Ale nie mogła mu tego powiedzieć. Christopher był miłością jej życia. Tą miłością, którą mogłaby obdarzyć Jay'a gdyby ten tylko się odezwał. Gdyby pozwolił ich relacji iść do przodu. Kochała Chrisa tak jak mogłaby kochać Jay'a gdyby tylko piętnaście lat temu dotrzymał słowa. Wiedziała doskonale co poczuła kiedy ta kserokopia Army Ranger, wysiadła z auta jako agent nieruchomości. Przecież...ROK 2012
Odwróciła wzrok na auto które podjechało pod domek. Poprawiła okulary na nosie wystawiając twarz do słońca. Oczywiście agent nieruchomości poinformował ją, że spóźni się chwilę przez karambol ale dla niej jakiekolwiek spóźnienie to wieczność. Nie lubiła gdy sytuacja losowa nawet chwiała jej idealny plan dnia. Musiała mieć wszystko zaplanowane i tyle. Zaczęła się wiercić na masce swojego auta. Pięć minut po planowanym spotkaniu a po mężczyźnie ani śladu.
- Przepraszam najmocniej - usłyszała głęboki męski głos obok siebie. Odwróciła wzrok w kierunku skąd dochodził i poczuła jak robi się jej słabo. Wpatrywała się w zielone oczy mężczyzny który wyglądał jak... Te wspomnienia pojawiły się nagle. Cztery lata temu patrzyła dokładnie w te same oczy, o dokładnie tym samym odcieniu. Cztery lata temu, dzień w dzień przez dziesięć dni podziwiała te samą twarz jaką widzi w tej właśnie chwili. Poczuła ponownie jego zapach, usłyszała dźwięk jego głosu. Zakręciło się w jej głowie. Jakby dostała obuchem w sam środek głowy.
- Jay? - rzuciła osłupiała
- Słucham? - brew mężczyzny powędrowała w górę. Przyglądał się kobiecie z zaciekawieniem. Wyglądała jakby miała tu zemdleć. Odwrócił szybko wzrok na niebo, słońce w Nowym Jorku wyjątkowo było upierdliwe w tym roku. Ale żeby aż tak?
- Przepraszam, wygląda pan zupełnie jak mój bardzo dobry znajomy którego nie widziałam wieki - mruknęła zawstydzona tym co się stało. Oczywiście że nie był to Jay. Przecież cztery lata temu wypiął się na nią koncertowo. Już to dawno odchorowała. Teraz najwyżej zasadziła by mu w nos, bo nie lubiła niedotrzymywania obietnic.
- Rozumiem - mruknął przyglądając się Thorton w skupieniu.
- Christopher Kallack - wyciągnął dłoń w jej kierunku
- Riley Thorton - uścisnęła ją
- Przepraszam panią najmocniej jeszcze raz za spóźnienie - uśmiechnął się. Riley poczuła jak brakuje jej tchu. Coś jakby siedziało na jej klatce piersiowej i miażdżyło.
- Sytuacja niezależna od pana, nic nie mógł pan zrobić a ja wykazałabym się w tej sytuacji wyjątkową niewdzięcznością - odpowiedziała wsuwając dłoń do kieszeni spodni
- Niewdzięcznością?
- Nie miał pan dzisiaj mieć pracy w innej części miasta?
- Ahhh to drobiazg - machnął ręką - Wyrwanie się z centrum było przyjemnością. Ile można opowiadać o trzech mieszkaniach na zmianę? - zaśmiała się słysząc to. Do samego końca rozmowy przez telefon nie wiedziała czy uda się jej, go ubłagać. Transfer z CIA do NCIS był tak szybki i tak chaotyczny, że Riley dostawała już bólu głowy. Nie wiedziała dlaczego to właśnie ją chcieli ale praca blisko wojska była dla niej zbawieniem. Męczyło ją już CIA. To jest zbyt ciężka agencja jak dla niej. Musiała znaleźć mieszkanie żeby mieć od czego zacząć. Nowe miejsce, nowy początek. Tu chciała mieć swój spokojny kąt. A ten domek na obrzeżach Nowego Jorku wydawał się idealny. A teraz stała przed budynkiem i słuchała mężczyzny starając się nie patrzeć na niego zbyt długo i zbyt intensywnie.ROK 2023
Do samego końca widziała w Chrisie właśnie Jay'a. Nie rozumiała oczywiście jak to możliwe. Jak dwie zupełnie nie spokrewnione osoby mogą być aż tak podobne. Teraz patrzyła na detektywa a jej wnętrze rozpadało się na milion drobnych części. Niby zrozumiała, że Chris nie żyje. Zrozumiała, że więcej go nie zobaczy. Ale patrząc na Halstead'a łapała się na tym żeby zacząć z nim rozmawiać jak z Chrisem. Jakby był tu obok i doskonale wiedział na jakim etapie rozmowy skończyli wczoraj zanim nie zasnęli. Tyle że to nie był Chris.
- Więc powiedz mi, czego ty ode mnie chcesz w takim razie - mruknęła
- Sam nie wiem - sapnął rozgoryczony. Nie umiał jej odpowiedzieć na pytanie. Bo miał w głowie niezły mętlik. Z jednej strony chciał jej, z drugiej nie wiedział czy umiałby dotrzymać jej kroku. Była jak armagedon. Wchodziła bez pukania, robiła i mówiła co jej się podobało. Nie wiedział czy umiałby ją uszczęśliwić. Nie wiedział o niej nic. A myślał że znał ją dobrze.
- Więc odezwij się, kiedy się dowiesz. Dobrze?
- Wiem póki co, że chcę pomóc ci znaleźć Jesse'go - sam nie wiedział dlaczego to powiedział. Nie chciał żeby zniknęła. Jak pół roku temu. Czuł pustkę bez niej. Teraz miał szansę zostać w jej towarzystwie trochę dłużej. Ale to było wszystko.
- Jesse McBride to sprawa NCIS. Był do zeszłego roku czynnym wojskowym - oznajmiła spokojnie
- Więc ...
- Możesz nam powiedzieć oczywiście wszystko co o nim wiesz. Ale po tym zajmiemy się tym my. Udział policji w dochodzeniu został rano zakończony - wyjaśniła
- Czyli nie będziemy już razem pracować?
- Nie wiem. Jeśli nic w Chicago nie wybuchnie to nie - odwróciła się w kierunku biura. Podniosła wzrok na okna.
- Przepraszam Jay, muszę wracać i...
- Spotkajmy się wieczorem - był chyba zbyt zdesperowany. Nie chciał żeby zniknęła. Myśl, że ona znowu zniknie sprawiła że coś zacisnęło się na jego sercu i żołądku. Chciał odpowiedzieć jej na pytanie czego od niej chciał. Ale nie umiał tego wytłumaczyć, ubrać w słowa. Jeszcze nie umiał. Skrzyżowała ręce na klatce piersiowej. Patrzyła na niego.
- Ok, napisze ci jak skończę pracę - oznajmiła. Coś zakuło jej serce kiedy uśmiechnął się do niej.
CZYTASZ
over time [chicago PD]
FanfictionRok 2008, Fort Benning (Georgia), baza szkoleniowa Rangers Spotykają się w jednym z oficerskich klubów. Ostatnie tygodnie szkolenia przed wyjazdem na misję, spędza dzieląc czas miedzy kurs a nią. Ona nie mówi kim jest, mało o niej wie. Nazywa się Ri...