Siedział na łóżku w szpitalu czekając na wyniki badań. Dalej szumiało mu w głowie. Dotknął swojego gardła czując ból. Musiał przyznać, że napastnik był silny. Zacisnął powieki przełykając ślinę. I jeszcze ta kobieta. To nie mogła być Riley. To nie mogła być ta sama kobieta którą spotkał piętnaście lat temu w Fort Benning. Owszem, obiecał jej się odezwać po powrocie z misji ale to była córka dyrektora placówki. Oczywiście, że się bał tego ponurego majora. I tak mu mijały lata, jeden za drugim, aż w końcu myśl o szarowłosej rozmyły się. I teraz wróciła. Zupełnie niespodziewanie. Poderwał się widząc w drzwiach Riley Thorton. Zapukała we framugę wsuwając dłoń do tylnej kieszeni spodni.
- Wyglądasz jakbyś miał zemdleć - oznajmiła spokojnie. Już zrozumiała że Jay był tutaj, pracował w policji. Pewnie miał swoje powody żeby złamać obietnicę. Oczywiście, że czuła z tego powodu niesmak i lekki zawód. Ale przez te piętnaście lat zmieniło się wiele.
- Bo... - urwał - Co ty tu robisz?
- Pracuje - wyjaśniła wchodząc do sali. Spojrzała na niego i poczuła ponownie ten sam uścisk co kilka dni temu. Dziwne ciepło wlało się w nią. Nic się nie zmienił. Dalej był obłędnie przystojny, może trochę starszy ale jednak. Zacisnęła palce.
- Ale jak? Mówiłaś coś o CIA
- Pracowałam w CIA ale kilka lat temu przeszłam do NCIS - wyjaśniła patrząc na niego. Uśmiechnął się patrząc na nią. Dalej nie odwracała wzroku, dalej nie peszyło ją to gdy się jej przyglądał.
- Dużo się zmieniło
- Gdybyś dotrzymał słowa i się odezwał to podejrzewam że byłbyś na bieżąco - mruknęła prostując się. Grymas przeciął jego twarz. Musiała to powiedzieć, musiała dać temu upust już na początku. Riley słynęła z tego, że najpierw mówi później myśli. Często jej niewyparzony język pakował ją w niezłe kłopoty. Ale z drugiej strony nie zdarzyło jej się nigdy przepraszać za swoją szczerość.
- Riley - westchnął. Oboje odwrócili się na widok lekarza, który stanął w drzwiach. Nie wiedział czy pojawienie się Willa go uratowało czy po prostu odwykło od odpowiedzi.
- O, nie wiedziałem że masz gościa
- Riley, dawna znajoma z wojska - chrząknął.
- Riley, to jest mój brat - dodał. Riley odwróciła wzrok na lekarza i skinęła głową.
- Miło mi poznać - doktor odwzajemnił gest i odwrócił się do brata.
- Będziesz miał paskudnego siniaka, gardło i struny masz całe. Będzie cię drapać więc czeka cię dużo wody do wypicia - wyjaśnił
- Więc mogę już iść? - na te słowa zeskoczył z łóżka. William wywrócił oczami. Jay nienawidził szpitali i omijał je tak szeroko jak się dało.
- Tak, możesz. Dzwoniłem do Voight'a i powiedziałem że wrócisz do domu
- Will - Jay zacisnął zęby ze złości.
- Wybacz ale musisz odpocząć - doktor Halstead rozłożył bezradnie ręce. Riley obserwowała tę scenę z zaciekawieniem. Nić podobieństwa między nimi była wyraźna ale tylko po dłuższym przyjrzeniu się. Uśmiechnęła się pod nosem.
- Jeśli potrzebujesz, mogę cię podwieść do domu - oznajmiła nagle czym skupiła na sobie spojrzenie bracie. Will spojrzał na nią z zaciekawieniem ale Riley nie zdradzała na swojej twarzy żadnych emocji. Jay nigdy o niej nie wspominał. A młodszy brat opowiadał mu o większości swoich kolegów z wojska. O koleżankach też, chociaż było ich zrozumiale mniej. Jednak nie przypominał sobie żeby była tam jakaś Riley.
- Nie chce cię zatrzymywać
- Bez problemu. Najwyżej w biurze mi tylko kawa wystygnie - oznajmiła. Will spojrzał na brata.
- Skoro tak - Jay złapał za kartkę z dłoni brata i potarł swoje gardło. Riley ruszyła do wyjścia. Szatyn poczuł się lekko niezręcznie
- Will, miło było cie poznać - odwróciła się do lekarza unosząc rękę. Odpowiedział jej tym samym. Widział jak Jay porusza się jakby szedł na skazanie. Przekrzywił głowę i obserwował ich jak odchodzą. Coś mu tu nie pasowało. Jay poczuł się lekko niepewnie idąc obok Riley. Ta zajęta była chyba bardziej swoim telefonem niż jego obecnością. Zeszli na parking. Schowała telefon do kieszeni bluzy i wyjęła kluczyki od auta. Cadillac stał równo zaparkowany niemalże na środku parkingu. Jay'owi wydawało się, że aż zbyt pedantycznie. Wsiadł do auta. Właśnie dotarło do niego, że stresował się jej obecnością. Miała rację. Coś jej obiecał, ale nie dotrzymał obietnicy.
- Przepraszam - zaczął kiedy poczuł jak silnik uruchomił się. Ostrożnie wyjechała na drogę. Ruch uliczny w Chicago był najcięższy z całych Stanów Zjednoczonych. Przynajmniej dla niej
- Za co?
- Miałem się odezwać - mruknął
- Ano miałeś - rzuciła zerkając na skrzyżowanie. Myślał że będzie jakoś to drążyć ale nie.
- Ale po prostu kiedy zrozumiałem kim jest twój ojciec
- Serio? - parsknęła - To mój tata był tu największym problemem?
- Oczywiście - odwrócił się w jej kierunku. Dostrzegł jak zacisnęła mocniej palce na kierownicy
- Nie wiedziałem, że twój ojciec to dyrektor ośrodka
- A gdybyś wiedział to co? - odwróciła wzrok na niego. Uniosła brew. Poczuł znów to samo na jej widok co tamtego wieczoru. Ściśnięty żołądek został rozluźniony przez to przyjemne ciepło.
- To na pewno nie leciałbym w dniu twojego wyjazdu żeby cię całować - odparł. Usłyszał jej śmiech.
- A to akurat ci wyszło - skręciła w uliczkę gdzie mieściło się jego mieszkanie. Zaśmiał się odruchowo.
- Cieszę się że to doceniasz - odwróciła wzrok na niego. Zatrzymała się przy krawężniku.
- Oh uwierz że doceniam to i jeszcze parę innych rzeczy - wyłączyła bieg. Odpiął pas
- Na przykład co?
- Na przykład to, że żyjesz i wyglądasz świetnie - odparła. Poczuł lekkie zakłopotanie.
- Ty też wyglądasz świetnie - oznajmił i podrapał się po nadgarstku. Roześmiała się.
- Czym sie denerwujesz?
- Co? Nie
- Drapiesz nadgarstek. Dalej
- Ehh - westchnął zabierając dłoń.
- Wiesz że możesz być szczery, nie dostaniesz w twarz - odparła
- Przecież jestem - spojrzał na nią - Może spotkamy się na piwie?
- Czemu nie. Tylko może jutro? Dzisiaj mam jeszcze trochę papierkowej roboty - wyjaśniła.
- Jasne. Ja trochę podreperuję gardło - otworzył drzwi od auta.
- Jasne - podała mu kartkę - Wyślij czas i miejsce - wyjaśniła widząc jego zaskoczony wzrok. Spojrzał na wizytówkę.
- Jesteś starszym agentem? Gratuluję
- A dziękuję. Teraz jak możesz to idź już do domu, muszę jechać do biura - oznajmiła. Zaśmiał się. Bezpośrednia jak zawsze.
- Do zobaczenia - zamknął drzwi i spojrzał jak Cadillac odjeżdża. Poczuł jak coś spadło z jego żołądka. Spodziewał się, że będzie na niego wrzeszczeć że nie dotrzymał obietnicy. Ale zachowywała się absolutnie normalnie. Czuła na sobie jego spojrzenie kiedy odjeżdżała. I musiała odjechać czym prędzej. Pracując w CIA doskonale nauczyła się maskować swoje uczucia. Ale kiedy powiedział o ojcu poczuła, że chwila i wybuchnie. Musiała uciec. Nie chciała mu mówić co się stało. W ogóle nie chciała do tego wracać. Niektóre rzeczy zostawia tylko dla siebie. Wyjechała na główną ulicę i wypuściła powietrze z płuc. Odwróciła głowę na siedzenie pasażera. Zrozumiała właśnie, że Jay Halstead dalej ją pociągał. Dalej uważała go za niesamowicie przystojnego i mega gorącego faceta. Ale jednak musiała się opanować. Musiała swój seksualny pociąg odstawić na bok. Więc dlaczego zgodziła się na wyjście na piwo z detektywem? Postępowała strasznie nieracjonalnie.
CZYTASZ
over time [chicago PD]
FanficRok 2008, Fort Benning (Georgia), baza szkoleniowa Rangers Spotykają się w jednym z oficerskich klubów. Ostatnie tygodnie szkolenia przed wyjazdem na misję, spędza dzieląc czas miedzy kurs a nią. Ona nie mówi kim jest, mało o niej wie. Nazywa się Ri...