part 22

46 3 20
                                    

Obserwował go uważnie od momentu gdy wszedł rano do biura. Rozmowa z detektyw Upton sprawiła, że będzie miał motywację. Riley musi zostać od szatyna odseparowana. Czuł rosnącą wściekłość gdy widział tę dwójkę razem. To jak się dogadywali przypominało mu, to samo co było między Thorton a Kallack'iem. Byli najlepszymi przyjaciółmi, nie tylko parą. Spędzali ze sobą każdą wolną chwilę nie mając żadnych problemów spędzić ją osobno. Teraz widział dokładnie to samo. Riley i Jay bawili się w swoim towarzystwie doskonale. Nie widział od dawna takiego uśmiechu na jej buzi jak obecnie. Zwłaszcza od śmierci Chrisa. I to go chyba bolało najbardziej. Nie umiał tak rozbawić szarowłosej jak robił to detektyw. Więc musi zrobić wszystko, żeby odesłać Halstead'a do Chicago z powrotem. I wierzył, że Hailey Upton mu w tym pomoże. Słyszał w jej głosie nutę tęsknoty. Postanowił więc pomóc kobiecie.

———*———
Wychodziła z biura, kiedy usłyszała jak ktoś woła jej imię. Zatrzymała się lekko podirytowana tym. Jakoś nie lubiła modyfikować założonego planu. Zwłaszcza kiedy musiała go modyfikować przez kogoś.
- Detektywie, nie mam za bardzo czasu - Katy ściągnęła brwi widząc jak przez hol idzie do niej Jay.
- Chciałem tylko zapytać czy wiesz co z Riley. Nie odbiera...
- Ahhh no tak - agentka wsunęła dłonie do kieszeni spodni i szybko zerknęła na swoje buty
- Riley jest na cmentarzu. Dzisiaj wypada rocznica śmierci jej męża i tego dnia po prostu siedzi tam - wyjaśniła. Szatyn ścisnął wargi widząc minę Katy na te słowa. Domyślał sie, że agentka nie lubi opowiadać o swojej partnerce.
- Rozumiem. Dzięki - mruknął czując lekkie zmieszanie. Niepotrzebnie wysłał do Riley kilka wiadomości przez cały dzień. Poczuł jak zawibrował jego telefon.
- Wydaje mi się, że Riley potrzebowała by abyś był tam - wyjaśniła widząc jego zdziwioną minę. Katy wysłała mu adres gdzie najpewniej spotka agentkę. Patrzył zdziwiony jak Katy odchodzi. Nie był tego pewny, co mówiła ale postanowił sprawdzić co z Riley. Od dnia gdy powiedziała mu, że mogłaby go kochać jak kochała swojego męża, zrobiła się między nimi dziwna atmosfera. Odniósł wrażenie że agentka NCIS zaczęła go unikać. Na pewno się lekko zdystansowała. Ale on nie umiał zrozumieć dlaczego. Za Riley było bardzo ciężko nadążyć. Zacisnął zęby i ruszył do auta. Zignorował dzwoniący telefon.

———*———

Patrzył na jej plecy. Siedziała przy jednym z nagrobków i widział jak porusza rękoma. Zupełnie jakby coś opowiadała. Słońce zbliżało się do zachodu otulając cmentarz pomarańczem. Patrzył na nią i nie wykonywał żadnego ruchu. Podejrzewał że spędziła tutaj cały dzień. Zobaczył jak wyciągnięte ręce w górę nagle sztywnieją i przyciska je do swojej twarzy.
- Jestem na ciebie wściekła Chris. Gdybym mogła zejść do piekła to nakopałabym ci do dupy - usłyszał robiąc krok. Chciał ją pocieszyć, przytulić. Domyślał się, że płakała. Widział jak jej ramiona drżą.
- Zachowałeś się, kurwa, jak dupek. Ale taki największy do tej pory bo zostawiłeś mnie tutaj samą. Zupełnie nie gotową do tego żeby zostać bez ciebie - rzuciła ocierając nos. Wyprostowała się.
- Nic mi się nie układa od twojej śmierci! Nic! Nie umiem sobie ułożyć życia, nie umiem znaleźć tego spokoju który miałam z tobą. Mówiłam ci wiele razy, że jestem beznadziejna w życie. A ty zrobiłeś mi taką chamówę dupku - podniosła się. Patrzył na nią i czuł się dziwnie. Właśnie widział ile dla niej znaczył jej mąż. Jak bardzo go kochała. I wiedział, że nigdy nie będzie zasługiwał na to żeby kiedyś Riley pokochała go tak samo. Bo skopał to w momencie powrotu z misji. Bo wtedy spanikował. Jej ojciec był dyrektorem placówki gdzie się szkolił. To przeważyło. Dał sobie po prostu z nią spokój. Tak było najłatwiej. Cofnął się o krok.

———*———

Spojrzała na niego zaskoczona. Jay był ostatnią osobą, która mogłaby tu zobaczyć. Na cmentarzu spędziła, jak zawsze w rocznicę, cały dzień. Z roku na rok było jej co raz ciężej przyswajać to, że Chrisa już nie ma. A mogłoby wydawać się, że ten pierwszy czas po śmieci jest najtrudniejszy. Jednak to nie prawda. Im dalej tym gorzej. Zaczęła się nawet łapać na tym, że ogarniał ją strach. Bała się, że pewnego dnia obudzi się i zapomni jak wygląda jej zmarły mąż.
- Co tu robisz? - szybko otarła oczy
- Katy mi powiedziała gdzie jesteś i co dzisiaj jest za dzień - oznajmił wsuwając dłonie do kieszeni kurtki - Nie było cię i myślałem że coś się stało - dodał. Usłyszał jej westchnięcie.
- Siedem lat - usłyszał - Siedem lat od dzisiaj. Wtedy stało się wszystko - podniósł wzrok na nią. Nie wiedział co miał zrobić. Niepewnie zrobił krok w jej stronę. Patrzyła na niego skubiąc rękaw bluzy. Po krótkiej chwili spuściła głowę i wpatrywała się w swoje trampki. Poczuła jak otacza ją ramionami. Jakby chciał jej powiedzieć, że on tu jest. Że zabierze teraz część problemów z jej barków i żeby się aż tak nie przejmowała. Że dadzą sobie radę ze wszystkim.
- Przykro mi - usłyszała. Wcisnęła głowę w jego klatkę piersiową mocniej. Zacisnął ramiona na jej ciele.
- Wiesz, myślałem nad tym co powiedziałaś mi kilka dni temu. Zdałem sobie sprawę właśnie jak wielkim debilem byłem gdy po powrocie z misji uznałem, że nie będę się odzywać. Odnoszę wrażenie, że mogłem być kurewsko szczęśliwy z tobą. Ale uszczęśliwiałaś innego gościa, który miał na pewno jaja - spojrzał na nią. Jej oczy zrobiły się okrągłe z zaskoczenia.
- Ohh Jay - westchnęła czując rosnącą panikę. Nie spodziewała się tego po nim. W sumie kiedy powiedziała mu, że mogłaby go kochać nie liczyła na jakikolwiek rewanż z jego strony. Chciała to po prostu z siebie wyrzucić. Jay Halstead pojawił się ponownie w jej życiu, ponad piętnaście lat od ostatniego spotkania. I chciała żeby żałował tej decyzji. Teraz zdawało jej się, że uzyskała swój cel. Ale co z tego? Nie umiała tego jakoś pociągnąć dalej. A może nie chciała?
- Wiem. Sam jestem sobie winien ale widząc ciebie i to jak tu żyjesz dociera do mnie ile ja kurwa straciłem. To mogła być nasza historia - wskazał na nagrobek
- Mogłem to ja leżeć w tym miejscu a ty co rok byś tu przychodziła i na mnie wrzeszczała, że jestem dupkiem bo umarłem. Ale równie dobrze mogliśmy rozgościć się w jakimś naszym domku czy mieszkaniu wiodąc zupełnie żywe życie - mówił to patrząc w jej oczy.
- Byłem i jestem debilem. Bo może mając ciebie obok PTSD by mnie tak nie zmiotło jak to się stało
- Przestań. To jest gdybanie - oznajmiła cicho - Mogliśmy też tego nie przetrwać. Tego nie wiemy. Stało się, trudno. Już dawno przestałam gdybać bo to jest bez sensu
- Dlatego chcę spróbować tego jeszcze raz. Chce z tobą, Riley Thorton, sprawdzić czy zasługuje na bycie uszczęśliwionym. Nie wiem jeszcze jak to zrobię ale chcę. Z tobą. Chcę zobaczyć co mnie ominęło przez te piętnaście lat - rzucił zupełnie tego nie kontrolując. Riley odsunęła się od niego nagle. Patrzyła na niego zdziwiona i przestraszona. A Halstead stał i nie miał najmniejszego zamiaru prostować albo zmieniać swojej wypowiedzi.
- Zawsze byłeś takim romantykiem, żeby mówić o romantycznych planach wobec kobiety na cmentarzu? - musiała to przekuć w żart. Musiała jakoś to rozładować bo czuła jak panika zaciska się na jej gardle. Musiała po prostu odpowiedzieć sobie na pytanie czy ona dalej Jay'a Halstead'a chciała.

over time [chicago PD]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz