part 23

49 2 28
                                    

Patrzyła na niego czując dziwny uścisk w żołądku. Pozostał jej niesmak po rozmowie na cmentarzu. Musiała na prawdę odpowiedzieć sobie na pytanie czy dalej Jay'a Halstead'a chciała. Owszem był diabelnie przystojny ale... Wyglądał jak Chris. Czas gdy myślała odwrotnie już dawno minął. Teraz to Jay był kserokopią Christophera. A wiedziała, że Chrisa z nią już nie będzie. Odwróciła głowę do mapy słuchając Katy. Czekała ich mała wycieczka do Bangladeszu. Podobno McBride został tam przerzucony w ramach swojej mało legalnej pracy najemnika. Poszli bardzo, bardzo do przodu z całym śledztwem. Byli pewny na milion procent, że to Jesse McBride podkładał bomby w Chicago, Detroit, Nowym Jorku. Teraz musieli go po prostu znaleźć i przywieźć do USA.

———*———

Poprawił koszulę słysząc jak dzwoni jego telefon. Odwrócił wzrok do wyświetlacza i poczuł ssanie w żołądku. Hailey. Nie rozmawiał z nią od dnia wyjazdu z Chicago. Ale teraz chyba był gotowy się z nią skonfrontować. Tak mu sie wydawało. Przecież podjął już decyzję, że po zakończeniu śledztwa nie wróci do Chicago. Nic go tam nie trzymało. Inaczej było w Nowym Jorku. Obecność Riley go napędzała. Czuł się doskonale w towarzystwie nie tylko jej ale całego zespołu. No może poza Mike'm ale już przywyknął do tego.
- Cześć - odebrał ostrożnie
- Hej Jay - widział oczami wyobraźni jak blondynka uśmiecha się mówiąc to. Sam uśmiechnął się.
- Co słychać?
- Wszystko w porządku - oznajmił czując jak jego serce zaczyna mocniej uderzać w klatkę piersiową a dłonie robią się wilgotne. Słyszał jej oddech i wiedział, że Upton jest o krok od płaczu.
- Tęsknię za tobą - rzuciła nagle - Chicago nie jest takie samo jak jesteś tu - dodała
- Hailey... - westchnął ciężko
- Tak wiem, tak jest lepiej. Musisz odpocząć od miasta, od Hanka... ode mnie - to ostatnie wypowiedziała po dłuższej pauzie. Jay ścisnął zęby.
- To ty nagle przestałaś mi ufać - oznajmił spokojnie - To ty zaczęłaś się dystansować chociaż obiecaliśmy sobie szczerość - dodał czując jak jego ciśnienie nagle podnosi się. Pracował nad tym związkiem bardziej niż ona.
- Jay...
- To ty podjęłaś decyzje, które sprawiły że to zaczęło się sypać. Nie zrzucisz na mnie winy. I tak, muszę odpocząć od miasta. Może nawet więcej do niego nie wrócę - wycedził słysząc te płaczliwe nuty w głosie blondynki. Dopiero teraz zauważył, że Hailey miała problem z braniem na siebie konsekwencji swoich wyborów. Nie czuł się winny całkowitego rozpadu ich związku. Wina leżała po obu stronach. Tyle że Upton dopiero teraz sobie zaczynała zdawać z tego sprawę.
- Nie mam zamiaru zrzucać na ciebie winy - oznajmiła szybko
- Mhm... wybacz muszę kończyć. Wylatujemy do Bangladeszu i nie chce się spóźnić na lotnisko - mruknął łapiąc za kubek z kawą. Usłyszał świst powietrza, krótkie pożegnanie i sygnał kończącego połączenia. Wsunął telefon do kieszeni spodni, złapał za torbę i z kubkiem kawy skierował się do drzwi. Zdziwił się widząc na korytarzu Riley. Szarowłosa odskoczyła zdziwiona jego gwałtownym wyjściem. Uśmiechnął się nagle na jej widok.
- Riley
- No cześć. Znudziło mi się czekanie na chodniku - wyjaśniła i wyciągnęła dłoń po kubek który trzymał w dłoni
- Ej - próbował bronić swojej własności ale Thorton była zbyt zwinna by mu się to udało. Spojrzał na nią kiedy upiła łyk. Uśmiechnął się widząc jak anielska błogość spłynęła na jej twarz wraz z pierwszym łykiem.
- Jak to robisz że twoja kawa jest tak pyszna?
- Mistrz nigdy nie zdradza swoich sekretów - spojrzał na nią. Przysunęła się bliżej niego.
- Nigdy? - uniosła brew. Poczuł jak dziwne ciepło przebiega po jego kręgosłupie. Wpadł w jej pułapkę. Zrozumiał to kiedy naparła na niego całym ciałem wpychając do mieszkania. Widząc błysk w jej oku oraz uśmiech zrozumiał, że Riley się nie nudziła czekając na chodniku.
- Nigdy - zamknął drzwi odstawiając torbę obok szafki.
- Ale jesteś pewny? - wspięła się na palce całując kącik jego ust. Usłyszał trzask kubka na stoliku i jej dłonie na swoich ramionach. Jej usta ostrożnie przesuwały się od prawej do lewej. Ciepłym oddechem owinęła jego ucho i poczuł już gorąco rozlewające się po ciele. Mruknęła zadowolona kiedy pocałował ją. Usiadła na oparciu kanapy przyciągając go do siebie. Spojrzała na niego w skupieniu widząc każdą zmarszczkę na jego twarzy. Nie krył się z tym, że to co robiła bardzo mu się podobało. A Riley chciała żeby mu się podobało. Nawet bardziej niż teraz.

———*———

Wsiadła do auta poprawiając kok który rozsypał się jeszcze dwa razy w drodze od drzwi jego mieszkania do auta. Halstead wrzucił torbę do bagażnika i zajął miejsce obok niej.
- Kawa była tylko pretekstem? - spojrzał na nią. Odwróciła wzrok
- Dodatkiem do idealnego poranka - wyjaśniła puszczając mu oczko. Chyba nie przyzwyczai się do jej bezpośredniości. Mówiła co myślała i zauważył że nie miała w zwyczaju za to przepraszać.
- Ahhh to był idealny poranek?
- Jay, proszę cię - parsknęła śmiechem - widziałam co nie co żeby uznać, że twoje pytanie to bezsens - wyjechała na ulicę. Poczuła jak położył dłoń na jej udzie. Zacisnęła mięśnie biorąc głęboki wdech. Szatyn uśmiechnął się pod nosem drażniąc jej nogę przez materiał spodni. Widział jak zaciskała palce na kierownicy i sztywniała. Musiał ją ukarać za to, że wpadł w jej pułapkę. Nawet poranna rozmowa z Hailey właśnie odeszła w zapomnienie. On nie wróci do Chicago.
- Ile będziemy lecieć do Bangladeszu?
- Ponad dobę - rzuciła. Uśmiechnął się. Jej głos zrobił się niższy, lekko niecierpliwy. Cofnął rękę. Jęknęła. Roześmiał się w głos
- Nadrobimy to w czasie lotu - cmoknął jej polik i odwrócił głowę do ulicy. Widział rumieniec na jej polikach i czuł dumę. Bo to w sumie po części przez niego.
- A może wyskoczymy na jakieś małe wakacje jak wrócimy do Nowego Jorku?
- Wakacje?
- Mhm... Ty i ja i święty spokój
- Jay, ja nie jeżdżę na wakacje - oznajmiła patrząc na niego. Nie wiedziała co innego mogła powiedzieć. Nie wiedziała czy chciała Jay'a w swoim życiu. Jeszcze tego nie wiedziała więc nie chciała się deklarować. W ogóle nie chciała się deklarować. Było dobrze jak było. Po co się w to zagłębiać?
- No to zaczniesz - wzruszył ramionami. Patrzył na nią. Była poważna, twarz pozbawiała wyrazu. Nie mógł odczytać co czuła. Była dla niego zagadką.
- To zaczniesz - odparł.
- Wrócimy do tego po powrocie - wyjaśniła spokojnie. To było najbardziej rozsądne rozwiązanie. Musiała się głęboko zastanowić nad tym. Czy chciała go legalnie i na stałe. Czy chciała się z nim zestarzeć. Czy da radę powiedzieć Mike'owi że to koniec. Miała nadzieję, że Bangladesz pozwoli jej podjąć decyzję. Dziwną nadzieję ale jednak. Zwłaszcza że powód jej rozterki będzie tuż za nią. Cieszyła się z tego, że Mike zostaje w mieście. Był im zbędny w terenie a ktoś musiał ogarniać logistyczną część misji. Czuła w kościach że z Halstead'em pozabijaliby się przy pierwszym wyposażeniu ich w broń. A tego wolała uniknąć. W końcu na końcu musiałaby pewnie zabić tego który by przeżył.

over time [chicago PD]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz