Rozdział 7

109 12 21
                                    

 Kocica nie obudziła się w obozie klanu ostrza, ani nigdzie po drodze. Była co prawda w legowisku medyka, ale tym należącym do klanu pioruna. W ranach, które nadal miała nie czuła bólu, tylko mocne pieczenie, ale była pewna, że po obudzeniu się to ulegnie zmianie. Wiedziała, że to tylko wizja, dlatego nie próbowała wychodzić z legowiska i tak nie czuła, ani nie słyszała innych kotów, stwierdziła więc, że lepiej, jeśli tu poczeka.
 Po kilku krótkich chwilach do jaskini weszła brązowa kocica, której futro pokrywały ciemniejsze cętki. Wyglądała na młodą i pełną sił, chociaż wyraz jej pyska pozostawał przygnębiony. W pierwszej chwili Czarny Nos nie dała rady jej rozpoznać.

-Kim jesteś? - Zapytała, próbując rozpoznać zapach zmarłej, jednak był on przytłumiony.

-Nie poznajesz własnej mentorki? - Kocica uśmiechnęła się. - To ja, Zabliźniona Skóra.

-Zabliźniona Skóra...och, nie poznałam cię!

-Przyzwyczaiłaś się do widzenia mnie jako pełnej blizn staruszki, co młoda? No dobrze, starczy tego, wiesz, po co tu jestem?

-Domyślam się. - Mruknęła medyczka, nadal patrząc na swoją dawną mentorkę. - Chodzi o sprawę z Kojotem i klanem ostrza, prawda? Powiesz mi, co mnie czeka? Będę...będę miała kocięta?

-Jeszcze nie znam odpowiedzi na to pytanie. - Dawna medyczka klanu pioruna, obecnie odbywająca w pełni przez nią zasłużony wypoczynek w Klanie Gwiazdy pokręciła powolnie głową. - Twoja przyszłość jest jeszcze zamglona, ale z każdą chwilą widzimy coraz więcej. Na razie pewno jest jedno. Czeka cię prawdziwa próba, będzie ci trudno, ale musisz to przezwyciężyć. 

-Zrobię co tylko mogę. - Postanowiła Czarny Nos. Starała się, aby w jej głosie wybrzmiewała ogromna pewność siebie, jednak nie udało jej się to. 

-Wiem. Uczyłam cię dość długo, żeby przekonać się, że poradzisz sobie z dużą częścią wyzwań. A teraz, na mnie już czas. Zaraz się obudzisz.

-Nie masz mi już nic więcej do powiedzenia?

-Nie. - Odparła w pierwszej chwili zmarła, odwracając się do wyjścia. Nagle jednak znowu odwróciła się do dawnej uczennicy. - Chociaż nie. Musisz wiedzieć coś jeszcze. Pomoc już nadchodzi, Czarny Nosie, ale musisz być cierpliwa. Nie ryzykuj już więcej. Może to niezbyt klanowe podejście, ale chociaż w większości ulegnij Ostrej Gwieździe. Już niedługo to wszystko, cała twoja niewola, się skończy, obiecuję.

-Zapamiętam to. Żegnaj, Zabliźniona Skóro. - Kocica podeszła jeszcze na chwilę do dawnej mentorki i otarła się o nią. Nie widziały się tyle księżyców.

-Teraz, kiedy nie mam ran to imię chyba już do mnie nie pasuje. - Zabliźniona Skóra uśmiechnęła się lekko, a jej wąsy drgnęły minimalnie w wyrazie rozbawienia. - Żegnaj, Czarny Nosie, chociaż nie będzie to pożegnanie na długi czas. Pamiętaj, że zawsze jestem przy tobie, a teraz, w tych trudnych czasach nad twoim losem czuwa ktoś jeszcze.

 Zmarła ruszyła do wyjścia z jaskini. Po chwili jej iskrzący się blaskiem gwiazd ogon zniknął z pola widzenia jej dawnej uczennicy. Miodoworuda więźniarka poczuła, jak wizja powoli się kończy, świat, w którym obecnie się znajdowała wydawał się zanikać na rzecz tego realnego.

 Gdy tylko Czarny Nos otworzyła oczy znowu znajdowała się w legowisku medyka. Była tu sama, ale nie spodziewała się, że jej samotność potrwa długo. Szybko obejrzała wszystkie swoje rany, chciała mieć pewność, że żadna nie wymaga dokładnego opatrzenia, ani nie jest zakażona. Na szczęście nie wyglądało to źle, nawet mimo tego, że w przeciwieństwie do tego, jak wyglądało to za pierwszym razem, kiedy uwięziono tu medyczkę tym razem tylko jej największe rany były chociażby pośpiesznie opatrzone jakimiś liśćmi, które nie były nawet używane w medycynie, pozostałe jednak zostały pominięte, a z niektórych z nich nadal ciekła krew. Kocica zaczęła obmywać je językiem.
 Nie dostała czasu, aby dokończyć zajmowaniem się własnymi ranami. Do jaskini wolnym krokiem weszła grupa kilku kotów, na której czele szedł Ostry Ząb. Zaraz za nim do legowiska wkroczyli Strzała i Kojot.

-Tak myślałem, że już wstałaś. - Mruknął smoliście czarny kocur, siadając naprzeciwko swojej więźniarki. - Mamy sporo do omówienia, co, Czarna?

-Nie nazywaj mnie tak. - Prychnęła w odpowiedzi. Już chciała zacząć się z nim wykłócać, z tyłu głowy wiedząc, jak to się skończy, kiedy przypomniała sobie słowa mentorki sprzed kilku chwil. Miała nie ryzykować za bardzo do końca swojego pobytu tutaj. 

 W rezultacie ucięła to, co chciała wypowiedzieć, z lekkim zmieszaniem przenosząc wzrok na swoje łapy. Oczy Ostrego Zęba błysnęły, wyglądał, jakby myślał, że Czarny Nos przestała mówić z powodu strachu przed nim. Zignorował więc jej słowa.

-Pomogłaś tej...tej stercie pcheł uciec. - Syknął przywódca.

-I do tego ona porwała moją córkę! - Dodała wściekle Strzała. Siedziała blisko Ostrego Zęba, a ich pazury cały czas były wysunięte. - Masz szczęście, że cię za to nie zabiłam!

-Strzała ma rację. Za taką zdradę karamy śmiercią, jednak potrzebujemy medyczki. - Mruknął kocur z wyraźną niechęcią. - A teraz czas, żebyś dowiedziała się, co właśnie zrobiłaś. Klan rzeki ma z nami...hmm, jakby to nazwać - udawał rozmyślanie - sojusz warunkowy. Kiedy tylko te wasze Klany Zjednoczone za namową Mroku tu przyjdą i będą chcieli walczyć zginą. Dzwoniąca Gwiazda to tchórz, nie dołączy do nich, bo wie, że za to zginie.

-Jeszcze się zdziwisz, Ostry Zębie. - Miauknęła w krótkiej odpowiedzi medyczka. 

-A teraz faktyczna część twojej kary. - Zakończył, nadal ignorując wszystkie wypowiedzi swojej więźniarki. - Będziesz tu siedziała, jak wcześniej i tak jak wcześniej Kojot będzie cię pilnował. - Skinął głową do postawnego, szarego kocura o szerokim pysku i barkach, który intensywnie wpatrywał się w Czarny Nos. - Nadal od niego zależy kiedy, ile i co zjesz. Będzie mógł zrobić z tobą co tylko chcesz, pod warunkiem, że to przeżyjesz. Zaczyna od dzisiaj.

 Przywódca wraz z partnerką wyszli z jaskini. Teraz zostali tam tylko Kojot oraz przerażona sytuacją medyczka. Obawiała się tego, co zrobi jej prześladowca.

-No to co, mała, teraz już masz ochotę na związek? - Zapytał od razu, nie odrywając od niej spojrzenia nawet na chwilę. - Wiem, że chcesz.

-Nie, nie chcę i to nigdy się nie zmieni. - Odparła ostro kocica. Dla bezpieczeństwa spięła mięśnie, aby być gotowa do uniku, lub obrony przed atakiem, jeśli będzie to tylko konieczne.

 Kocur zbliżył się do niej.

-No nie przesadzaj, przestań już udawać niedostępną. - Nalegał, stając z nią pysk w pysk. - Z resztą, nosisz w brzuchu kocięta. Moje kocięta. - Powiedział te słowa z naciskiem na przedostatnie z nich, a także z taką pewnością, że jej część udzieliła się także Czarnemu Nosowi. Sam fakt posiadania kociąt nie podobał jej się, a co dopiero, jeśli mowa o jego kociętach. - Już oficjalnie jesteś moja.

-A skąd wiesz, że będę miała kocięta?! - Medyczka starała się za wszelką cenę odepchnąć od ciebie związane z ewentualną możliwością posiadania niechcianych kociąt zmartwienia. Chcąc przekonać Kojota jednocześnie przekonywała sama siebie. - To nie zawsze się udaje. Nie za pierwszym razem.

-Racja. - Na chwilę szary wojownik zamilkł. Znów odsunął się od niej na krok, a błysk w jego intensywnie ciemnobrązowych, wręcz prawie czarnych oczach zgasł na czas kilku uderzeń serca, kiedy opuścił wzrok na opleciony wokół łap masywny ogon. Po chwili jednak znów spojrzał na Czarny Nos. - Jeśli za pół księżyca nie będziesz miała objawów ciąży powtórzymy to. - Oznajmił, nie dając jej prawa wyboru. - Tak dla pewności.

 Przez chwilę kocica wpatrywała się w niego zszokowana i przerażona jednocześnie. Nie miała ochoty na drugi raz. Nie z nim. Oby pomoc nadeszła przed tym. - Błagała Klan Gwiazdy w niemej modlitwie.


Wojownicy Nowela Niewola Czarnego NosaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz