Pierwszy

458 30 58
                                    

Od rana przepełniało mnie niesamowite szczęście, ponieważ to właśnie dziś wybieraliśmy się na kolację, na której mieli być wszyscy. No prawie. Dziś był ten niesamowicie szczególny i szczęśliwy dla mnie dzień, bo na kolacji miało zabraknąć jednego z gospodarzy. Uroniłam łezkę z tego powodu. Żart.

Asher Holt dziś niestety miał jakieś ważne spotkanie klubowe ze swoim trenerem koszykówki. Nie żeby mnie to interesowało, ale mama nad tym strasznie ubolewa. Nie wiem, co ona widzi w tym idiocie, ale zawsze powtarza, że nie może się go doczekać. Fakt, Asher był ich oczkiem w głowie, bo był pierwszym potomkiem w ekipie. Ja również byłam oczkiem, bo byłam pierwszą dziewczynką w ekipie, co oczywiście łączyło nas w duo oczek ekipy. Żarcik. Nie ma czegoś takiego.

Wracając. Cały dzień radośnie podskakiwałam i obracałam się wokół własnej osi, co nie udzielało się oczywiście mamie, która ciągle gderała coś pod nosem. Tata obok, którego przeleciałam i przez przypadek wytrąciłam kubek z kawą tylko wesoło zaśmiał się z powodu mojej radości po czym sprzątnął powstały przeze mnie bałagan. Czy był zły? Nie. Nie potrafił być na mnie zły i to był jego największy minus.

- Malia! - Krzyk mamy z dołu przywrócił mnie do teraźniejszości i zmusił do zastopowania lecącej w głośniku piosenki.

- Słucham!? - Odkrzyknęłam równie głośno, choć i tak by mnie słyszała jakbym zrobiła to ciszej, bo przecież wyłączyłam muzykę.

- Szykujesz się? - Nie mamo, śpię.

- No tak, przecież za pół godziny wyjeżdżamy.

- No właśnie, to szykuj się, a nie se śpiewasz. - Zrzędziła dużo ciszej, ale i tak ją słyszałam. Chciałam wybuchnąć śmiechem, ale postanowiłam już bardziej jej nie irytować.

Nie to, że mama była jakaś zła, bo nie. Była najcudowniejszą kobietą jaką spotkałam. Była zdecydowanie moją najlepszą przyjaciółką i to właśnie z nią lubiłam spędzać czas najbardziej. Z damskiej płci... bo oczywiście ogólnie to wygrywał tata.

Dokończyłam mało skomplikowany makijaż, bo chodź na co dzień nie maluje się jakoś mega mocno, ani się nie stroję to wykorzystuję każdą sprzyjającą temu okazję. Dziś na przykład postawiłam na delikatnie mocniejszy makijaż składający się oczywiście z tuszu do rzęs, którego nakładałam stosunkowo mało, bo odziedziczyłam długie rzęsy po tacie. Czarny tusz ładnie podkreśla moje dziwne oczy. Mnie one się osobiście nie podobają, ale wszyscy mi ich zawsze zazdrościli. Jasnoniebieskie od źrenicy przechodzące w coraz ciemniejszy kolor, a na samym końcu zakończone brązową obwódką. Nic wyjątkowego. Później nakładam mydełko do brwi by choć w małym stopni ogarnąć żyjące swoim życiem ciemne, grube i regularnie wyregulowane brwi. No i oczywiście do tego wszystkiego dochodzi mała warstwa podkładu, korektora pod oczy, pudru, bronzera i różu. Nic z tych rzeczy teoretycznie nie używam i nie nakładam na siebie na co dzień, ale jeśli mam w zamiarze ubrać się ładnie to i mam zamiar dopełnić to ładnym makijażem. Czuje się wtedy czystsza.

Z powodu dzisiejszej ciepłej pogody wybrałam prostą czarna sukienkę, która przeszywana była srebrną nicią. Ramiona zostawały odkryte, a rękawki były na styl sukienek hiszpanek. Kupiłam tą sukienkę na jedną z imprez, ale przecież mogę użyć jej raz jeszcze i wybrać się w niej na urodziny wujka prawda?

Psiknęłam się jeszcze brzoskwiniową mgiełką, którą uwielbiałam. Mama śmieje się, że brzoskwinia to mój zapach. Szampon, mleczko do ciała, balsam? Tylko zapach brzoskwiniowy. Upodobałam sobie ten zapach już wieki temu i niezmiennie towarzyszył mi w życiu nastoletnim.

Napiszmy nową przyszłość | Know #3Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz