Pov: Harper
To się nie ma prawa dla nas skończyć dobrze. Tak podpowiadała mi moja intuicja. Wiem na sto procent tylko jedno. Nie pozwolę na to żeby piąty sektor skrzywdził ponownie moją rodzinne. Spojrzałam na moją siostrę. W oczach miała łzy. Wpatrywała się w Ricarda. Kapitana drużyny. Żal mi było gościa. Kiedy Zakon Templariuszy oświadczył że się wycofuje z spotkania i wraz z Victorem udali się do wyjścia z stadionu Ricardo zemdlał. Header podbiegła do niego od razu rzecz jasna pobiegłam za nią. Wokoło niego zrobiło się zbiegowisko. Wszyscy z jego drużyny patrzyli jak leży wykończony i nieprzytomny na murawie. Header uklękła koło niego.
-Odsuńcie się! On potrzebuje powietrza-krzyknęła Header po czym zaczęła trząść Ricardem by się ocknął. Jednak bez skutecznie.-przystawiła policzek do jego ust by sprawdzic czy oddycha
-oddycha ale płytko! Ricardo obudź się! słyszysz?- trząsła nim mocniej. Podszedł do nas Trener drużyny wziął Ricarda na ręce i udał się z nim najpewniej do szkolnej pielęgniarki. Za nimi poszedł jeszcze ten chłopak w różowych włosach. Patrzyłam w ich kierunku przez chwile. Spojrzałam na smutną Header. Stała z zwieszoną głową i miałam wrażenie że się zaraz rozpłacze. Zawsze była pełna troski, empatii i współczucia do innych.
-jak myślisz co z nim będzie-zapytała
-uspokój się tylko zemdlał-odpowiedziałam-i co ty się nim tak przejmujesz poznałyśmy go dzisiaj rano
-Tylko zemdlał? był wykończony! psychicznie i fizycznie! ledwo oddychał!-wrzeszczała po mnie
-spokojnie-odpowiedziałam chwytając ja za nadgarstki.
-dobra dobra-prychnęła po czym skrzyżowała ręce na piersiach. Coś mi mówi że coś się święci.-a tak z innej beczki gdzie są wszyscy?- słusznie zwróciła uwagę. Byłyśmy same. Wszyscy zniknęli. Zdałam sobie sprawę że właśnie teraz jest rozpoczęcie roku szkolnego.
-kuźwa apel!-powiedziałam do siostry po czym zaczęłyśmy biec w kierunku wyjścia. Wybiegłyśmy po paru minutach na świeże powietrze. Rozejrzałyśmy się i chyba teraz do nas dotarło że nie wiemy gdzie jest sala gimnastyczna czy jakaś sala gdzie morze być powitanie roku szkolnego. Szłyśmy szybkim krokiem aż Header się zatrzymała.
-czekaj sis chce się na iść na jakieś nudne kazanie? Możemy w tym czasie pozwiedzać szkołę-powiedziała Header z tym swoim uśmieszkiem i błyskiem w oku.
-wiesz że będziemy miały przesrane?
-no plis! Harpi nie bądź taka!-próbowała mnie przekonać-potem się tam do kogoś zgłosimy czy coś w tym stylu zgoda?
-dobra ale jakby ktoś pytał to był twój pomysł
-jesteś naj!-zaczęła skakać w miejscu jak dziecko po czym złapała mnie za nadgarstek i ciągnąc mnie za sobą ruszyła sprintem. Mijałyśmy budynki należące do szkoły. Wygłupiałyśmy się i żartowałyśmy. Tego było mi dzisiaj trzeba. Kiedy przechadzałyśmy się korytarzem szukając Sali naszej klasy. No głównie ja szukałam Header co chwile śmieszkowała. Ona dosłownie jest jak takie słoneczko. Nie ważne co się stanie. Ona zawsze będzie grać optymistkę. Lecz mnie nie oszuka. Ja znam prawdę. Znalazłam naszą sale. Kiedy weszłyśmy do środka było już w niej kilkoro uczniów. Ja weszłam pierwsza rozglądając się po wszystkich. Gapili się na nas. Miałam to gdzieś. Pod oknem były dwa wolne miejsca. Header od razu pobiegła o mało nie wywracając się o inną ławkę i zajęła miejsce przy oknie. Ona zawsze siedzi przy oknie. A na lekcjach nic tylko zamiast się skupić to patrzy za nie.
Minęło kilka godzin. Właśnie szyłyśmy do domu kiedy zawibrował mojej siostrze telefon. Zazwyczaj nikt do nas nie dzwoni więc byłam zdziwiona kiedy okazało się że dzwoniła nasza babcia. Mieszka za granicą i prawie w ogóle jej nie widujemy. Ostatni raz widziałyśmy ją na pogrzebie taty. Nieprzyjemna i materialistyczna kobieta. Mówiła o tym że przenieśli naszą matkę do szpitala w Tokio i ciotka ma się z nią skontaktować w sprawie swoich marnych pieniędzy które wpłaciła na transport mamy. Kiedy się w końcu rozłączyła nie wiedziałam co myśleć. Mama przecież leżała w szpitalu na drugim końcu kraju. W naszym rodzinnym mieście. Dlaczego by mieli ją przewieź? Z zamyśleń wyrwał mnie okrzyk radości Header.
-super! Znowu zobaczę mamę! Pewnie się za nami stęskniła w końcu nie widziałyśmy się ładne cztery lata-mówiła radosna. Wiem co zaraz będzie że zaraz musimy tam iść. Jednak nie mogę jej na to pozwolić.
-Ciotka wyjeżdża dzisiaj popołudniu w delegacje i do czasu jej wyjazdu mamy być w domu-powiedziałam biorąc ją za rękę po czym ruszyłam pewnym krokiem przed siebie.-odwiedzimy mamę w weekend.
-ale nie widziałyśmy się z mamą cztery lata-zaprotestowała-chce ją tylko zobaczyć nawet przez szybę!-wiedziałam jakby się to skończyło musze jej to oszczędzić. Kocham moją siostrę nawet jeśli by to oznaczało pokłócenie się a w ostateczności zatarganie jej do domu siłą. -proszę chodźmy!
-Nie! Jak chcesz to idź sama!-wykrzyknęłam
-dlaczego nie chcesz spotkać mamy?!- zaczęła się po mnie wydzierać- już jej nie kochasz?
-ja...-wydusiłam z siebie tylko to. Ostatnie słowa Header mnie zabolały. Że ja jej nie kocham? To dla dobra naszej rodziny żeby Header nie spotkała mamy dopóki nie wydobrzeje. Robię to tylko i wyłącznie dla jej dobra.
-Harpi tak bardzo cię przepraszam-przytuliła mnie a ja oddałam uścisk-wkurzyłam się i palnęłam co mi ślina na język przyniesie. Proszę stara wybacz mi
-spoko tez się uniosłam-odpowiedziałam po czym delikatnie klepnęłam ją w bok głowy. Na tyle mocno by poczuła, i na tyle delikatnie by jej nie zrobić krzywdy-jesteśmy kwita stara
Resztę drogi spędziłyśmy gadając o naszej nowej szkole. Z klasy nikt się do nas nie odezwał ale mam to w dupie. Nauczyciele też nie byli skorzy do rozmów z żadną z nas. W końcu temat rozmów zszedł na wydarzenia z rana. Ten młody Arion wywar na mnie wrażenie. Postawił się w obronie tego co słuszne. Lubię takich ludzi. Victor niech mi się lepiej nie pokazuje na oczy bo mu do gardła skocze. Ten Ricardo kapitan drużyny lekka z niego beksa ale grać umie. Nie wiem czy mi się nie zdawało ale Header dziwnie na niego patrzyła. Reszta drużyny Raimona wydawała się poza kilkoma typkami w porządku. Ustaliłyśmy że jutro złożymy nasze podania do klubu. Chce grać na ataku chociaż wiem że do ataku każdy pierwszy. Header powiedziała że jej wszędzie pasuje poza bramkarzem i w sumie słusznie ponieważ. Jak byłyśmy małe i ćwiczyłam strzały to ona była bramkarzem. Oberwała piłką centralnie w twarz. Puściła się jej krew z nosa i wybiła dwie górne jedynki. Ona się nadaje się na napastniczkę a nie do bronienia. Szczerze najlepiej będzie jak nas obie dadzą na atak. Mamy przecież naszą małą sztuczkę. Doszłyśmy do domu przekazałyśmy naszej ciotce informacje o telefonie naszej babci. Nie była za szczęśliwa kiedy musiała do niej zadzwonić i z chyba dlatego że powiedziała nam że przewieźli mamę. Rozporządziła to samo co ja Header. Mamy się trzymać od szpitala z daleka. Po obiedzie wyjechała i planowo ma wrócić za kilka dni. Zrobiło się strasznie późno. Dochodziła dwudziesta trzecia. Jednak ja tej nocy nie zamierzam iść spać...
CZYTASZ
Królewny
FanfictionPiłka i taniec dwie rzeczy które trzymały nas przy życiu. Rzeczy niby tak różne a jednak podobne. Zupełnie jak my dwie. I tyle nam wystarczyło do szczęścia jednak pewnego dnia wszystko runęło jak domek z kart taki jak ten co układałyśmy w dziecińst...