Rozdział 6

534 18 60
                                    

LENORE

- Na pewno chce pani dzisiaj wyjść? – zapytał starszy lekarz, którego kolor włosów świadczył o dość dużym doświadczeniu zawodowym. Przeglądał moje dzisiejsze wyniki badań, marszcząc brwi co jakiś czas. – W pani stanie sugeruję jeszcze kilka dni obserwacji – dodał, przenosząc na mnie wzrok. Na pewno moja historia szpitalna została mu przekazana, dlatego obchodził się ze mną ostrożnie i zlecił aż tyle testów. Obawiał się, zresztą jak wszyscy dotąd, o pomyślność zabiegu, który niedawno przeszłam. Czułam się o wiele lepiej niż wczoraj i nie zamierzałam po raz kolejny być więźniem tego budynku. Oficjalnie nienawidziłam szpitali. Spędzałam w nich więcej czasu niż przeciętny pacjent i nie było to czymś, czym mogłam się pochwalić. Z tego powodu unikałam dłuższych pobytów, jeżeli była taka możliwość.

- Jestem zdecydowana, ale będę na siebie uważać – zapewniłam lekarza, aby zmniejszyć jego wątpliwości. Pokiwał głową ze zrozumieniem i podał mi dokumenty do podpisania.

W tej samej chwili do środka wszedł Kyle, co wprawiło mnie w niemałe osłupienie. Przerwałam dotychczasową czynność i utkwiłam w nim swoje spojrzenie.

Co on tu robił i jeszcze wyglądając jak zombie? Jego podkrążone oczy i włosy w nieładzie świadczyły o tym, że nie przespał nocy i stał na nogach tylko dzięki dużej ilości kofeiny. Aż tyle czasu siedział w szpitalu? Zresztą, kogo ja oszukiwałam. Bez wątpienia miał ciekawsze zajęcie niż ślęczenie na korytarzu w oczekiwaniu na osobę, za którą nie tylko nie przepadał, ale i nie tolerował.

Zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, przywitał się z lekarzem i wdał się z nim w krótką rozmowę o moim stanie zdrowia. Po zostawieniu podpisów w wyznaczonych miejscach, wróciłam do przyglądania się tej abstrakcyjnej scenie z szeroko otwartymi oczami. Po ludzku nie mogłam uwierzyć, że chłopak, który miał mnie totalnie gdzieś, nagle zachowywał się, jakbyśmy byli przyjaciółmi od dobrych kilku lat.

Słysząc, że wymiana zdań panów dobiegała końca, wstałam powoli z łóżka. Mój niewerbalny sygnał spowodował, że Kyle od razu przysunął się bliżej, gotowy asekurować mnie, gdyby zaszła taka potrzeba. Stał blisko, ale na szczęście trzymał ręce przy sobie, zachowując dystans. Uścisnął dłoń z rozmówcą i podziękował za opiekę nade mną.

- Proszę przypilnować siostrę, aby nawadniała organizm i dostarczała niezbędnych witamin – Słowa lekarza nie zrobiłyby na mnie wrażenia, gdyby nie nazwał nas rodzeństwem.

- Jaką sio...? – zaczęłam zdezorientowana, ale nie dane mi było dokończyć.

- Oczywiście – wtrącił się Kyle i ułożył rękę na moich plecach, prowadząc mnie do wyjścia.

Po opuszczeniu sali błyskawicznie się od niego odsunęłam.

- Co ty wyprawiasz? – naskoczyłam na niego ściszonym głosem, aby nie wzbudzać zainteresowania ciekawskich pielęgniarek.

- Inaczej nie mógłbym cię odebrać – odparł, jakby było to normalne, a my nie pałaliśmy nienawiścią do siebie nawzajem. Postąpił tak, bo nagle stał się dobroduszny i zaczął postrzegać mnie jak równego sobie człowieka – z niedowierzeniem pokręciłam głową na odgrywany przez niego teatrzyk.

- Wcale nie musiałeś. Umiem poruszać się autobusami – podkreśliłam dobitnie, splatając ręce na klatce piersiowej.

- Ale nie możesz – Uśmiechnął się triumfalnie, mając cholerną rację. A niech go szlag trafi! – wzburzyłam się, mordując go wzrokiem.

- Skąd nagle u ciebie tak szeroka wiedza medyczna? - zagadnęłam wkurzona na to, że nagle miał na wszystko odpowiedź. Przecież my ledwo wymieniliśmy ze sobą kilka zdań jak człowiek z człowiekiem w sposób przyzwoity, gdyż zazwyczaj były to kąśliwe uwagi i złośliwe docinki. Nie było szans, aby Kyle wiedział o mnie więcej ponad podstawowe dane jak imię czy wiek.

Prawda Tkwi w SercuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz