Rozdział 7 część 2/2

324 14 42
                                    

KYLE

#prawdatkwiwsercu #ptwsnawatt

- Przepraszam – odezwała się niespodziewanie, usiłując wyswobodzić się z moich ramion. Pozwoliłem jej na to, lecz nie odsunąłem się daleko, by w razie potrzeby być w pobliżu. Uważnie obserwowałem jej każdy ruch. Kiedy nasze spojrzenia w końcu się skrzyżowały, jej wystraszone dodatkowo było przesycone smutkiem. – Przepraszam – powtórzyła, spuszczając wzrok na swoje trzęsące się dłonie. Niewiele myśląc, złapałem za nie i ukryłem w swoich.

- Nie przepraszaj za coś, co nie było twoją winą. Niepotrzebnie naciskałem, aby tu przyjechać. Poza tym nie powinienem zostawiać cię w miejscu, które... - zamilkłem, nie kończąc zdania, które mogłoby spowodować nawrót ataku. Skarciłem siebie w myślach za nierozważne dobieranie słów, które mogło pogorszyć sytuację. – To ja jestem ci winny przeprosi... - nie zdążyłem dokończyć, bo nagle dziewczyna cofnęła rękę i syknęła z bólu. Zaalarmowany sprawdziłem źródło reakcji, odnajdując kilka rozcięć na wewnętrznej stronie dłoni. Następnie obejrzałem drugą, doszukując się pozostałych urazów. Musiałem się tym bezzwłocznie zająć. W jej stanie raczej nie powinna tracić wiele krwi. Zawsze też mogło wdać się zakażenie, a powrót do szpitala nie wydawał się odpowiedni dla Lenore, wiedząc, jak dużo czasu tam spędzała.

- Dasz radę wstać? – zapytałem, koncentrując się maksymalnie na jej twarzy, z której mogłem odczytać, gdy coś ją bolało. Dziewczyna kiwnęła głową na tak i z moją pomocą podniosła się do pozycji stojącej. Po tym jak stanęła na obu nogach, zacisnęła mocno usta i podkuliła jedną z nich. Dla mnie był to jednoznaczny sygnał, że w stopie znajdowało się szkło albo było na tyle rozcięte, że uniemożliwiało chodzenie.

Nie tracąc czasu, wziąłem Lenore na ręce i ostrożnie, omijając odłamki szkła na korytarzu, udałem się do jej sypialni. Posadziłem ją na łóżku, uważając na poranione miejsca. Z łazienki przyniosłem potrzebne środki, które znalazłem w drugiej sprawdzanej szafce i uklęknąłem przed nią, rozkładając wszystko obok.

- Zostaw. Nic mi nie będzie – Odsunęła moją rękę, gdy zbliżyłem swoją do jej skóry, aby ocenić ranę.

- Albo ja to zrobię, albo lekarz w szpitalu. Wybierz, co wolisz – zgasiłem jej zapał do sprzeciwu i sięgnąłem po pęsetę, którą delikatnie wyciągnąłem dwa niewielkie kawałki szkła ze stopy. Dziewczyna nie powiedziała ani słowa więcej, więc uznałem to za pozwolenie do dalszego działania.

- Może zapiec – ostrzegłem. - Chwyć moje ramię i ściśnij w razie czego – Poinstruowałem, ale oczywiście, że mnie nie posłuchała. Nie spodziewałem się niczego innego po naszych ciągłych sprzeczkach.

Dopiero gdy gazik z płynem do dezynfekcji dotknął rozcięcia, zassała powietrze i wbiła w moje ramię swoje palce. Przecież mówiłem – pomyślałam, przekręcając oczami na jej upór.

Kiedy stopa była posmarowana maścią przyspieszającą gojenie i dobrze zabandażowana, przeszedłem do dłoni, które oddała mi niechętnie. Powtórzyłem czynność z płynem i maścią. Odniosłem apteczkę tam, skąd ją zabrałem i wróciłem do sypialni.

Dziewczyna siedziała w tej samej pozycji, co ją zostawiłem i uporczywie się w coś wpatrywała. Spojrzałem w ten sam punkt, a moim oczom ukazało się zdjęcie – jej i Nicka. Szybko podszedłem do regału i złożyłem ramkę dołem do drewnianego blatu. Zrobiłem to samo z pozostałymi, na które się natknąłem.

- Powinnaś się przespać. Rano odwiozę cię do domu – zadecydowałem, ale nie uzyskałem odzewu. Zobaczyłem, że zasypiała na siedząco, więc dlaczego się nie kładła?

Prawda Tkwi w SercuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz