Rozdział 5

126 4 0
                                    


5 lat wcześniej

Leżałem z zamkniętymi oczami na swoim łóżku zapętlając piosenki The Neighbourhood. Drzwi od pokoju zaczęły się otwierać. Po przebudzeniu poszedłem biegać, musiałem zapomnieć o zamknięciu ich kiedy wróciłem. Spodziewałem się, że przejdzie przez nie Tsuki, ewentualnie jakiś wykładowca. Nie, wykładowcy raczej pukali, spodziewałem się wyłącznie Tsuki. Wsłuchiwałem się w "Cry Baby" które wydobywało się z głośnika w telefonie. Otworzyłem oczy i delikatnie odwróciłem głowę w stronę drzwi kiedy usłyszałem dźwięk szurania krzesłem po podłodze. Zmarszczyłem brwi i niemalże natychmiast podniosłem się do siadu, opuszczając stopy na podłogę. Mój nieproszony gość ustawił krzesło oparciem do mnie w dość sporej odległości od łóżka na którym się znajdowałem. Usiadł na nim okrakiem, opierając łokcie o oparcie.

- Czym zawdzięczam sobie tę wizytę, Wincent? - Byłem nieco zmieszany. Wiele niecodziennych atrakcji w życiu zapewnił mi ten człowiek, ale czegoś takiego z jego strony jeszcze nie doświadczyłem. Co prawda nie zapukał ani się nie przywitał, ale nie krzyczał i nie chciał mnie pobić.

- Za dwie godziny turniej. Drzewko walk jest już wywieszone. - Skończył wypowiadać te zdania w tym samym momencie, kiedy ja przestałem nucić ostatnie wersy piosenki. Byłem przekonany, że wyprowadzam go tym z równowagi, ale tym razem zaskakująco dobrze to maskował.

- I trafiłem na twoją nową dziwkę w pierwszej rundzie? - Następne włączyło się #icanteven, uwielbiałem The Neighbourhood, mogłem słuchać ich przez cały dzień nie mając dość ich vibe'u.

- Nie jest moją dziwką i skończą ją tak nazywać. - Proszę, jak idealnie wpasował się z tym zdaniem w drugi wers piosenki. Pierw myślałem, że przyszedł tutaj pełen spokoju. Teraz widziałem, że jest po prostu przestraszony.

- Czyli nie przyszedłeś tutaj w jej sprawie?

- Oboje wiemy, że wygrałbyś z każdym, kto bierze udział w tym etapie. - Niezaprzeczalne. - Dlatego wiem, że to z tobą Zoja zawalczy w 3 rundzie.

- Zoja. - Powtórzyłem jej imię zaciekawionym tonem, dając mu do zrozumienia, że go nie znałem. Przewrócił oczami. - Zoja pierw musiałaby dojść do tej trzeciej rundy, by ze mną walczyć. - Pochyliłem się opierając łokcie o swoje uda. - A widziałem, jak została sponiewierana w swojej pierwszej walce i obawiam się, że nie ma najmniejszych szans, by przedostać się chociażby do drugiej. - Wincent milczał dłuższą chwilę.

- Wygra dwie pierwsze. - Odwrócił ode mnie wzrok mówiąc o tym. - A do ciebie mam dwie sprawy. Nie zadawaj pytań, - Powrócił do naszego kontaktu wzrokowego. - I nie zrób jej krzywdy. - Tym razem to ja przez chwilę milczałem.

- To rozkaz, czy prośba? - Czasy, kiedy miałbym słuchać jego rozkazów skończyły się dawno, ale czy chciałem spełniać jego prośbę? Cóż, byłoby ciekawym doświadczeniem słuchać, jak młodszy Aristow o coś prosi.

- A co podziała lepiej? - Niewiarygodne.

- Kim ona dla ciebie jest? - Naprawdę mnie to ciekawiło. To nie był człowiek, który martwiłby się o obcych. Skoro nie była jego dziewczyną, to kim?

- Nie zadawaj pytań.

- Czyli jednak rozkaz. - Wincent westchnął.

- Dawn, kurwa.

- Zmusiłeś dwie osoby, które najprawdopodobniej będą z nią walczyć przede mną, by pozwoliły jej wygrać? - Zacisnął szczękę. Miałem nie pytać? Odpowiedzi na te pytania mogły być jego kartą przetargową. On zaspokoi moją ciekawość, ja nie zrobię jej krzywdy.

DawnOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz