Rozdział 7

108 3 2
                                    

5 lat wcześniej

Wchodziłem do budynku damskiego akademika. Zoja dzień wcześniej poinformowała mnie, że jej pokój mieści się na drugim piętrze i ma numer 29. Wspiąłem się po schodach i zacząłem namierzać właściwy numer pokoju. Pukałem do drzwi z nadzieją, że nie ma twardego snu. Stukałem o drzwi bez dłuższej przerwy i chwilę to trwało, ale w końcu dziewczyna otworzyła. Wyjąłem jedną słuchawkę z ucha. Popatrzyła na mnie zaspanymi oczami z niezrozumieniem. Całkiem urzekający widok. Na krótki moment minimalnie uniosłem kącik ust.

- Ty morsa wystukujesz? - Wymamrotała trąc oczy ręką.

- Tym razem tylko bit z piosenki, ale przy następnym bądź czujna. Mogę? - Wskazałem palcem na środek pokoju. Zawiesiła się na kilka sekund, po czym skinęła głową i przepuściła mnie w drzwiach. Usiadłem na łóżku. - Ogarnij się szybko, idziemy biegać. - Oznajmiłem rozglądać się po pokoju, co jakiś czas wracając wzrokiem do niej. Patrzyła na mnie z jeszcze większym niezrozumieniem, niż to, które wykazała otwierając mi drzwi.

- Która jest godzina?

- 5:20

- A my idziemy biegać?

- Tak.

- Biegać?

- Tak.

- Ja z tobą?

- Ubierasz się, czy mam cię taką wynieść z budynku? - Przyłożyła dłoń do skroni, jakby rozbolała ją głowa.

Z mojego punktu widzenia byłoby całkiem zabawnym, gdybym w akademii dla skrytobójców wyniósł z budynku 16 latkę ubraną w jasno różową piżamę w kwiatki. Zamrugała kilka razy wpatrując się we mnie.

- Daj mi... - Zaczęła robić mozolne kroki w kierunku drzwi od łazienki - Parę minut. - Zamknęła się w niej. Opadłem plecami na łóżko i zamknąłem oczy. Wyszła. Niemożliwe, że tak szybko. Uchyliłem jedno oko. - Dopiero pomyślałam o tym, że tu jesteś. - Podeszła do szafy i wyjęła z niej ubrania na przebranie. Gdyby mnie nie było, latałaby po pokoju bez niczego? Szybko wyrzuciłem te myśli z głowy.

Włożyłem drugą słuchawkę do ucha i ponownie zamknąłem oko. Byłem typem osoby, która w każdym możliwym momencie swojego życia słuchała muzyki. Nie wyobrażałem sobie wyjść na dłużej bez słuchawek. Uwielbiałem przekazywanie emocji za pomocą muzyki. To, jak potrafiła stymulować wyobraźnię. Słuchanie muzyki zawsze poprawiało moją koncentrację, nasilało nastrój, w jakim akurat się znajdowałem, lub pomagało mi wyjść z takiego, w jakim akurat nie chciałem się znajdować. Muzyka dostarczała mi największej dawki dopaminy ze wszystkich bodźców jakie towarzyszyły mojemu życiu. Od dziecka doceniałem samotne momenty swojego życia, w których mogłem puścić sobie swoje ulubione kawałki naprawdę głośno, wydrzeć się razem z wokalistą w najbardziej emocjonujących momentach i... Nie powiem, że potańczyć, bo nie potrafię, ale trochę się pobujać do rytmu. Nagle jedna ze słuchawek wyleciała z mojego ucha. A raczej została wyrwana. Dziewczyna pociągnęła za kabel. To oznaczało koniec rozczulań się na temat tego, jak wdzięczny jestem światu za to, że powstała muzyka.

- Nie uważasz, że to naruszanie mojej strefy komfortu? - Zapytałem, kiedy dziewczyna przyłożyła moją, można by rzec skradzioną, słuchawkę do swojego ucha. Miała okazję posłuchać razem ze mną refrenu BMTH "why you gotta kick me when i'm down?".

- Nie uważasz, że położenie się na moim łóżku bez mojej zgody też trochę tym jest?

- Jeszcze wczoraj się nie wydawałaś taka pyskata.

- Będzie tylko gorzej, zwłaszcza, jeżeli będziesz budził mnie o takich godzinach. - Rzuciła słuchawkę na mój brzuch, a ja uniosłem się do siadu.

DawnOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz