Rozdział 10

49 3 0
                                    


9 lat wcześniej

Mijał tydzień za tygodniem, a ja coraz częściej zaczynałem łapać się na tym, że wyczekuję weekendów. Że wyczekuję, aż Seweryn i Iwan zawitają w rezydencji Dimitriego. Początkowo byłem okropnie negatywnie nastawiony na Seweryna z wiadomych przyczyn. Ale po wielu rozmowach z Sachiko i po wielu dniach spędzonych z nim zacząłem uważać, że jest naprawdę w porządku człowiekiem, który tak jak my wpadł w to bagno. Nie znałem jego historii, ale szczerze liczyłem, że kiedyś będzie dane mi ją poznać. Po czasie zacząłem uważać go za inspirującego. Wydawał się przeżyć w swoim życiu naprawdę wiele. Wskazywały na to zarówno blizny na całym jego ciele, jak i perfekcja w każdym ruchu i ciosie kiedy walczył. Jego sposób bycia również. Oboje z Sachiko nauczyliśmy się przy nim naprawdę wiele. Walczył inaczej niż my. Do tej pory uważałem ten sposób walki za amatorskie walki uliczne, ale dzięki Sewerynowi zmieniłem swoje spojrzenie.

Byłem też pod wrażeniem jego relacji z Sachiko. Ona po tym wszystkim wydawała się zapomnieć o tym, co jej zrobił. Traktowała go normalnie. Nie spędzali wspólnie czasu jedynie na treningach. Często przesiadywali razem tak po prostu, czy to w posiadłości, czy to na zewnątrz. Nie chwalili się, dokąd chodzili.

Miałem wrażenie, że Sachiko Koyama odnajdywała się w tej sytuacji zdecydowanie lepiej niż ja. Tłumaczyłem sobie to tym, że ona już kiedyś wszystko straciła. W dniu, kiedy odeszli jej rodzice. Przez wiele lat zajmowała się nią babcia, ale nie miały ze sobą silnej więzi. To z tego powodu spędzała tyle czasu w moim domu rodzinnym. Ze mną było zupełnie inaczej. Moja mama i Yoko były całym moim światem, zwłaszcza po śmierci ojca. Nie byliśmy z Sachi w tej samej sytuacji. Ona musiała pogodzić się z utratą domu i zaczęciem nowego życia, które swoją drogą wydawało się do niej pasować. Ja musiałem zabić siebie i stać się kimś całkowicie nowym, by być w stanie jakkolwiek funkcjonować bez zadręczania się. I powoli zaczynało mi się to udawać.

W tygodniu trenowaliśmy dwójkami. Ja oczywiście z Sachi, Wincent i Olgierd trenowali ze sobą. Wynikało to głównie z nastawianie tego pierwszego do nas. Wincent od początku był względem nas opryskliwy, patrzył na nas z góry i na każdym możliwym kroku wbijał nam szpilki. Mnie nie chciało się reagować na jego przytyki, ale Sachiko dość często dawała mu się sprowokować.

- Podaj mi owijki. - Usłyszeliśmy z Sachi rozkazujący ton Wincenta, który wybił nas w trakcie sparingu.

- Żartujesz? - Rzuciła spoglądając na niego.

- Czego suko nie rozumiesz? Stoisz zaraz obok, po prostu mi je podaj. - Wydawał się próbować brzmieć coraz groźniej, ale Sachiko nic sobie z tego nie robiła.

Wyciągnęła w jego kierunku środkowy palec, po tym wróciła spojrzeniem do mnie i ponownie utrzymywała gardę komunikując mi, że wracamy do sparingu. To też zrobiliśmy. Nie minęła chwila, kiedy Wincent pojawił się między nami i popchnął dziewczynę. Od razu złapałem go od tyłu.

- Dlaczego to zrobiłeś? - Mój głos z pewnością nie wyrażał gniewu, jaki właśnie we mnie narastał.

- Nie mieszaj się i puszczaj!

- Możesz go puścić, gówno mi zrobi. - Spojrzałem na nią. Biła od niej pewność siebie. Nie chciałem się sprzeczać. Po prostu posłuchałem.

- Posłuszna pizda. - Rzucił pod nosem w moim kierunku.

Wincent zamachnął się prawą dłonią. Chciał ją spoliczkować, ale Tsuki złapała jego rękę prawą dłonią, po czym niemalże natychmiast wymierzyła drugą ręką cios zaciśniętą pięścią w nos chłopaka. Musiał być całkiem silny, bo polała się krew.

DawnOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz