Rozdział Drugi

204 9 2
                                    

— Delaney! — usłyszałam budzący mnie krzyk mojej matki z dołu.

Chwyciłam komórkę i sprawdziłam, która godzina.

Była piętnasta dwadzieścia dwa.

Co ta kobieta chce ode mnie o tak wczesnej porze!

Wygramoliłam się z łóżka, czując od siebie zapach spalin, ponieważ po skończonym wyścigu pojeździłam jeszcze po mieście i jak wróciłam do domu, dochodziła godzina czwarta, więc już nie miałam sił na jakiekolwiek odświeżenie się.

— Delaney!! — krzyknęła znowu.

Postanowiłam wyjść z pokoju w piżamie, żeby nie tracić czasu na przebieranie się. Stanęłam w korytarzu i rozpuściłam swoje włosy z wczorajszego warkocza, po czym zbiegłam na dół do kuchni.

Przy stole siedzieli już moi rodzice.

Sharon Lawson - szanowna przewodnicząca rady miasta i Lucian Lawson - agent nieruchomości.

— Pali się, że tak krzyczysz? — zapytałam, siadając naprzeciwko nich do stołu.

Kobieta o blond włosach z grzywką zeskanowała mnie wzrokiem.

— Tak! Jest godzina szesnasta, a ty dalej śpisz.

— Jeszcze piętnasta. — zaznaczyłam, nakładając sobie makaron na talerz.

— Delaney, grzeczniej. — westchnął ojciec.

— Są wakacje, mogę spać, do której chce. — wzruszyłam ramionami, wrzucając zawinięty makaron do buzi.

— Nie, nie możesz. Za niecały tydzień będziesz musiała się uczyć, więc musisz się przyzwyczaić do wczesnego wstawania. — przypomniała o kończących się wakacjach.

— Nic nie muszę, to ja ustalam godziny, w których się uczę. — poprawiłam ją, na co się krótko zaśmiała.

Zapadła cisza.

— Z Twoją matką podjęliśmy decyzję. — dołączył się Lucian, łapiąc mamę za dłoń.

— Jaką decyzję? — zmarszczyłam brwi.

— Koniec z nauczaniem domowym, pójdziesz do normalnej szkoły. — powiedziała, a ja o mało co nie zakrztusiłam się jedzeniem.

— Dobry żart. — pochwaliłam ich, ale dalej mieli poważne miny. — Żartujecie, prawda? — przełknęłam ślinę.

— Nie, nie żartujemy Delaney. — powiedział z powagą ojciec, a we mnie się zagotowało.

— Nie ma mowy. — spojrzałam na nich gniewnie. — Nie idę do żadnej pieprzonej szkoły. — warknęłam.

— Bez przekleństw. — Lucian trzasnął otwartą dłonią o stół, tak mocno, że aż wszystkie naczynia podskoczyły.

— Pójdziesz do Gloomsoil Academy to najlepsze liceum w tym mieście. Dasz sobie radę. — oznajmiła, uśmiechając się blado. — Wszystko już jest załatwione, a twój mundurek wisi w pralni.

— Dlaczego mi to robicie na ostatni rok nauki? — zapytałam, zawiedziona ich decyzją.

— Chcemy, żebyś wyszła trochę do ludzi, a nie siedziała tylko w czterech ścianach. — stwierdził ojciec.

— Nienawidzę ludzi. — syknęłam.

— To będziesz musiała zacząć nie nienawidzić. — zakończył rozmowę, zabierając się za jedzenie.

Matka posłała mi krótkie spojrzenie i zrobiła to samo co ojciec.

Od tego wszystkiego odechciało mi się jeść. Odrzuciłam widelec na talerz i z hukiem odeszłam od stołu, kierując się do swojego pokoju.

Gloomsoil +18Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz